Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2010

Find Me Guilty (2006)

Nie bardzo rozumiem, po co ten film powstał. Poza bowiem byciem wehikułem czasu oraz sceną, w której Vin Diesel może udowodnić swoje aktorskie umiejętności, nie ma w nim nic: zero dramaturgii, szczątkowa fabuła, papierowi bohaterowie. Realizacja filmu o najdłuższym mafijnym procesie w historii USA to karkołomny wyczyn. Skoncentrowanie się na postaci Jackiego DiNorscio było dobrym posunięciem, ale Sidney Lumet za bardzo się rozdrobnił. Nie udało się więc zgłębić jego motywacji, ani skomplikowanych relacji z innymi mafiosami czy z prawnikiem Klandisem. Sam proces pozbawiono cliffhangerów zostawiając za to kilka zabawnych (ale tylko przez fakt bycia prawdziwymi) scen. "Uznajcie mnie za winnego" jest jednak perfekcyjnie zrealizowanym obrazem retro. On nie imituje dramatów sądowych z lat 30. i 40. – on nim jest. Wystarczy zamknąć oczy i wsłuchać się w dialogi, dźwięki, a wydawać się będzie, że to najprawdziwsze stare kino. Film pokazuje też Diesela jako całkiem sprawnego aktor

L'ennemi intime (2007)

Bardzo sztampowa opowieść wojenna. Do Algierii przybywa nowy porucznik. Zastąpi on zabitego przez pomyłkę przez własnych żołnierzy dowódcę oddziału. Nowy podoficer jest naiwnym, pełnym skrupułów idealistą. Kilka miesięcy w strefie zakazanej bardzo go zmieni. Mam już dość wciąż tych samych bohaterów w tych samych opowieściach wojennych, gdzie jedynymi różnicami są nazwy krajów i miast. Nie trudno się domyślić, że idealista zostanie zniszczony, nie wytrzyma presji brutalności zdarzeń, które oficjalnie nie są nawet nazywane wojną. "Wewnętrzny wróg" miał potencjał poszerzenia nieco skostniałej formuły za sprawą postaci sierżanta Dougnaca. To mogło być ciekawe, gdyby twórcy skupili się na tym, jak w raz z przemianą idealisty w zobojętniałą maszynę do zabijania, Dougnac z pewnego siebie żołnierza przemienia się we wrak człowieka. Niestety twórcy tego kompletnie nie wykorzystali i ledwie zasygnalizowali to, co mogło być główną osią dramaturgii. Ocena: 6

Open Graves (2009)

Cóż, choć raz napis na okładce nie kłamał. Film rzeczywiście jest mieszanką "Jumanji" i "Oszukać przeznaczenie". Szkoda tylko, że zamiast windować poziom w górę, twórcom wystarczyło jedynie sił na rzecz kompletnie przeciętną. Pomysł jest całkiem fajny. Oto uratowana od ognia inkwizycji mistyczna gra trafia do rąk grupy młodych ludzi. Zwycięzca gry może otrzymać spełnienie swego największego marzenia. Młodzi nie wiedzą jednak, że przegrani giną w bardzo makabrycznych okolicznościach. Oczywiście wkrótce się o tym dowiadują, na własnej skórze. "Uciec przeznaczeniu" to bardzo typowa produkcja. Na kasetach VHS i płytach DVD aż pełno podobnych produkcji. Sceny śmierci są średnio ekscytujący, cała intryga zaś mało skomplikowana. Aktorsko nie jest źle, ale też naprawdę nie mają na czym się potknąć, gdyż scenariusz nie jest zbyt wymagający. Ocena: 5

Tan Lines (2006)

Sądząc po "Tan Lines" Ed Aldridge to potencjalny nieoszlifowany diament. Jego film jest chaotyczny, miejscami zalatuje prowizorką. Ma jednak w sobie duży potencjał, zwłaszcza jeśli chodzi o łączenie ironii, humoru z ciekawymi obserwacjami socjologicznymi. W "Tan Lines" interesujące jest nie to, co dzieje się na pierwszy planie, lecz to co zachodzi w tle. Jeśli tylko nauczyłby się sztuki konstrukcji, znalazł większe pieniądze, a przede wszystkim profesjonalnych aktorów, może być z Aldridge'a bardzo ciekawy reżyser. "Tan Lines" to hybryda, skrzyżowanie Gusa Van Santa z łagodną formą Larry'ego Clarka. Pokazuje na zwyczajne lato zwyczajnych nastolatków w mało zwyczajnych warunkach. Dla patrzącego z zewnątrz może się wydawać, że mamy do czynienia z chorymi sytuacjami: pijana matka śpiąca w jednym łóżku z masturbującym się synem, nauczyciel molestujący nieletniego, stara ciotka jako stręczycielka. Jednak reżyser pokazuje nam tę historię nie z zewnątrz,

Agora (2009)

Z "Agorą" mam ten sam problem, co wcześniej z "Obywatelem Milkiem". Jeśli chodzi o stronę artystyczną, to film mi się podobał (choć ma swoje wady). Jeśli jednak chodzi o prezentowaną tam filozofię, budzi ona mój wewnętrzny sprzeciw. "Agora" to film krytykujący religijny fanatyzm. Najbardziej dostaje się chrześcijanom, ale tak naprawdę żadna grupa nie jest tu bez winy. I nie miałbym nic do zarzucenia, gdyby nie postać Hypatii, z której Amenábar uczynił też fanatyczkę, tyle że nauki. Cały zaś film skonstruował w identyczny sposób, jak tworzyło się hagiografie katolickich świętych. I to już problem. Okazuje się bowiem, że fanatyzm fanatyzmowi nie jest równy, że jeden jest zły a inny jak najbardziej szlachetny. Tyle tylko, że (tak samo jak w "Milku") to rozróżnienie pomiędzy dobrym a złym fanatyzmem jest bardzo mgliste i mocno dyskusyjne. Trzeba jednak przyznać, że Amenábar potrafił opowiedzieć o Hypatii w bardzo sugestywny, piękny i angażujący emocj

The Wolfman (2010)

Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Prawdziwość tego przysłowia do pewnego stopnia potwierdzona została przez "Wilkołaka". Niczym w słojach powalonego drzewa zapisana jest w kolejnych scenach cała historia tego projektu: zmian reżysera, zmian montażysty, eksperymentowania z muzyką, wielodniowych dokrętek, zmiany efektów specjalnych. Wszystko to pozostawiło swój ślad. Stąd też "Wilkołak" nie jest dziełem spójnym, a mieszanką różnych stylów i pomysłów. Z tego też powodu właśnie patrząc z dystansu, na całość "Wilkołaka", film wypada najgorzej. Niewiadomo bowiem kompletnie, czym miał być. Niby reklamowano go jako powrót do korzeni, ale film Johnstona poza scenografią nie ma w sobie zbyt wiele z gotyckiego horroru. Przerysowana postać ojca głównego bohatera z kolei wyjęta jest żywcem z campu. Anthony Hopkins i Hugo Weaving sprawiają wrażenie, jakby dopiero co zeszli z planu "Narzeczonej Frankensteina" Jamesa Whale'a. Zaś same sceny z wilkoła

In Tranzit (2008)

I kolejny film, który przegapia swoją szansę idąc ścieżką wyświechtanego melodramatu. Oto ZSRR tuż po wojnie. Do opustoszałego obozu przejściowego dla kobiet dostarczony zostaje transport 50 niemieckich żołnierzy będących jeńcami. Obóz prowadzą kobiety, które dość szybko stają się bardzo przyjacielskie wobec niedawnych wrogów... chyba nie muszę wyjaśniać, że film nakręcił facet. Było kilka ciekawych historii, które można było w tej scenerii opowiedzieć. Choćby o perfidii sowieckich dowódców, którzy wykorzystują służące ojczyźnie kobiety jako przynęty dla pozbawionych od dawna kontaktu z kobietami niemieckich jeńców. Jeszcze ciekawsza byłaby historia Rosjanek, które pozbawione w wojnie mężów wybierają sobie niemieckich żołnierzy na partnerów, by ich stracić, kiedy zakończą się negocjacje pokojowe. Nawet opowieść, na którą ostatecznie zdecydowali się twórcy – o lekarce rozdartej między zniszczonym przez wojnę mężem a kiełkującym uczuciem do jednego z jeńców – mogła zostać lepiej opowiedz

The Hunting Party (2007)

Przedziwny film. Jego reżyser Richard Shepard najwyraźniej nie do końca wiedział co chciał nakręcić i tak powstała pstrokacizna. Ma swój urok, ale jest to urok dzieła zmarnowanego. Z jednej strony "The Hunting Party" to komedia przygodowa. Trójka mocno różniących się od siebie osób robi zamieszanie w Serbii poszukując zbrodniarza z czasów wojny bałkańskiej. Pełno jest tutaj mocno absurdalnych scen, którym smaczku dodaje fakt, że w większości miały one miejsce w rzeczywistości. Chwilami jednak Shepard zdaje się kręcić horror. Sceny w przydrożnej restauracji, w zabitej dechami wiosce są żywcem wyjęte z tanich produkcji grozy jak choćby "Hostel". Są jednak i takie sceny, kiedy twórcy porzucają prześmiewczy ton i zaczynają opowiadać dramat sensacyjno-wojenny z naprawdę przejmującymi scenami. Całą tę mieszankę daje się obejrzeć, ale mnie osobiście nie przekonuje. Jest za mało zawadiacka jak na film awanturniczy, za mało śmieszna jak na komedię, a jednocześnie za lekka, b

Righteous Kill (2008)

Do filmów z "twistem" podchodzę ostrożnie. Zazwyczaj twórcom tak bardzo zależy na zagmatwaniu akcji i zaskoczeniu widza, że zapominają o samej historii. Tak jest niestety z "Zabójcami". A przecież jest w filmie ukryta bardzo fajna historia, niestety chyba tylko mnie by ona zainteresowała. To historia seryjnego zabójcy, który ma już dość. Przez długi czas pozostaje bezkarny, choć z każdym kolejnym zabójstwem jest coraz bardziej "bezczelny" w swoich morderstwach. Niestety Jona Avneta interesuje zupełnie co innego. Jak zaskoczyć widza, kiedy prawie na samym początku "poznajemy" zabójcę, słyszymy jego spowiedź. I cały film jest właśnie temu poświęcony. Bohaterowie, aktorzy, to nie istotne. Liczy się tylko mieszanie fabuły i rzucanie fałszywych tropów. Mimo to końcówka (głównie za sprawą Pacino i jego monologu) jest bardzo fajna. Zresztą ogólnie Pacino wypada w tym filmie lepiej niż De Niro. Ocena: 6

Desert Flower (2009)

Przy tego rodzaju obrazach u wielu osób zawsze pojawia się problem, jak rozdzielić tematykę od oceny samego filmu. Ja nie mam tego problemu i tylko dlatego, że "Kwiat pustyni" porusza bardzo ważną kwestię, o której wciąż za mało się na świecie mówi (a przede wszystkim czyni), nie zamierzam zawyżać oceny. A fakty są takie, że Sherry Horman zrobiła film ładny, wręcz laurkowy, do bólu szablonowy, który przed porażką ratuje nie scenariusz a aktorzy. Horman chyba od samego początku miała problem, jak pogodzić historię głównej bohaterki w Somali z tą w Londynie. Poszła na podręcznikowy kompromis, który niestety słabo się tu sprawdza. Przejścia pomiędzy jedną a drugą przestrzenią czasową są wymuszone, a narracja zamiast stawać się spójniejszą, rozbija się i wytrąca z rytmu. Kilka wątków jest przeciągniętych ponad miarę, niektórzy bohaterowie są niepotrzebni (przynajmniej w tak duże ekspozycji). Horman nie potrafi pokazać, jak to naprawdę jest być obcym w wielkiej metropolii. Nie po

The Good Heart (2009)

"Dobre serce" to film, który spokojnie mógłbym ocenić wyżej, gdyby nie przejrzysta konstrukcja. Kiedy w szpitalu spotykają się młody chłopak po próbie samobójczej, który postanawia zapisać swoje organy do przeszczepów i stary mężczyzna po 5 zawałach, któremu już wkrótce do przeżycia potrzebne będzie nowe serce, wtedy koniec filmu jest oczywisty. Skoro zakończenie zostaje wykreślone z rzeczy ważnych w tym filmie, pozostają sami bohaterowie. I w nich właśnie tkwi cała siła obrazu Dagura Káriego. Brian Cox jako gburowaty właściciel baru o niewyparzonym języku żyjący cały czas w silnym stresie jest jak zwykle fantastyczny. Chciałoby się powiedzieć, że przeszedł samego siebie, ale to nie do końca prawda, w końcu Cox bardzo często gra na tak wyśmienicie wysokim poziomie. Paul Dano jako naiwny, nieujawniający swoje agresji bezdomny jest idealnym dopełnieniem Coxa. Razem tworzą bardzo filmowy duet. Tyle tylko, że pod koniec jednak powraca u Káriego potrzeba spointowania całości. I to

From Paris with Love (2010)

"Pozdrowienia z Paryża" wykorzystują formułę, którą lubię. Morel przypomina tu "Zabójczą broń", "Gliniarza z Beverly Hills", "Tango i Casha", a nawet "Szklaną pułapkę". A jednak nie potrafi do końca zbudować podobnej atmosfery, a Rhys Meyers i Travolta nie tworzą tak zgranego duetu jak inni. Być może wynika to z faktu nadmiernej koncentracji na scenach akcji. Morel kocha dynamiczne, ale pozbawione sensu (i pierwiastka prawdopodobieństwa) sekwencje. W "Uprowadzonej" trzymał swoje skłonności na wodzy, więc teraz postanowił odreagować. Rezultat jest lekko przerażający. Owszem miejscami jest naprawdę fajnie i śmiesznie. Miejscami jednak śmiałem się jednak z zażenowania. Zresztą nie tylko Morel przeszarżował. Podobnie jest z Travoltą, który swojego "entuzjazmu" chyba w ogóle nie kontrolował. Ale to mi mniej przeszkadzało niż ciągle szczerzący zęby Rhys Meyers. Wyglądał jakby miał jakąś wadę szczęki. Za to pochwalić mogę K

The Ghost Writer (2010)

Roman Polański dołączył do 'zaszczytnego' grona reżyserów cierpiących na twórczy uwiąd starczy. "Autor widmo" to najgorszy film uznanego reżysera od czasu "Palermo Shooting" Wendersa. O ile jednak w tamtym filmie niemal wszystko było nie tak, u Polańskiego początek był zachwycający. Ale jak to mówią: miłe złego początki. Już po pierwszych minutach z zachwytem stwierdziłem, że Polański daje odpowiedź na pytanie: Czy można stać się fałszerzem samego siebie? Oglądając "Autora widmo" poczułem się jakbym wsiadł do wehikułu czasu i cofną się o 40 lat. To, co Soderbergh próbował odtworzyć w "Dobrym Niemcu", Polański zrealizował do perfekcji: sposób narracji, tempo, zdjęcia, detale drugiego planu, muzyka, scenografia. Oglądałem to z zapartym tchem, jak pewnie każdy, kto kocha klasyczne kino. Owszem, film pozbawiony był nawet krzty oryginalności, Polański kopiuje tu samego siebie... ale cóż to jest za kopia! O ma naiwności! Dlaczego nie zauważyłe

Orphan (2009)

"Sierota" to koronny dowód na to, że za horrory i thrillery psychologiczne nie powinny brać się wielkie wytwórnie filmowa. Zwłaszcza jeśli mają to być horroru z rodzaju tych "niepokojących". Pomysły są tu świetne, ale zachowawczość wytwórni sprawia, że nie można ich w pełni zrealizować. Lepiej byłoby, gdyby filmy takie robiły niszowe studia. Pomysł "Sieroty" jest wręcz znakomity: lolitka jako czarna wdowa. Dla mnie bomba – "Hard Candy" w wersji gore. Niestety przez cały film Jaume Collet-Serra wije się i kombinuje, jak tu pokazać historię morderczej dziewczynki bez zbytniego akcentowania tego, co jest motywem jej zbrodni: erotycznego zainteresowania swoim adoptowanym ojcem. W ten sposób zamiast mrocznej atmosfery, lepkiej od niewypowiedzianych pragnień i aluzji, otrzymałem typową, miejscami dość siermiężną i zdecydowanie za długą powiastkę bez żadnego twistu i zaskoczenia. Nie jest to film zły, ale potencjalnie mogła być to rzecz kultowa. I tylk

Downloading Nancy (2008)

Żal mi Marii Bello. Zgodziła się zagrać bardzo trudną, wymagającą rolę i naprawdę widać, że się postarała. Niestety cały jej talent zmarnowany jest przez reżysera, który kompletnie nie wiem co zrobić z posiadanym materiałem oraz scenarzystów, którzy ciężki temat potraktowali z rozczarowującą naiwnością. W rezultacie powstała jednak wielka kupa gówna, której nie powstydziłby się żaden oddział szpitalny z osobami cierpiącymi na daleko posuniętego alzheimera. Bello gra tu Nancy, kobietę o zwichrowanej psychice. Nancy jest niczym delikatny kwiat, który potrzebuje nieustannej uwagi i pielęgnacji. Niestety już od dzieciństwa nikt jej tej uwagi nie poświęcał, chyba że była to uwaga negatywna. Jak to jednak mówią na bezrybiu i rak ryba, stąd też Nancy przyzwyczaiła się utożsamiać ból, przemoc, krzywdę z wyrazami miłości, bo przynajmniej wtedy istniała w oczach. Niestety na męża wybrała sobie człowieka, który nawet krzywdzić jej nie chciał. W jego oczach jest ona ledwie dodatkiem do mieszkania,

Mr. Right (2009)

Obraz
Jeśli robić filmy przeciętne to tylko z brytyjskim akcentem! Wtedy nawet najbardziej nijaki film nabiera "smaku". I pewnie za sprawą akcentu "Mr. Right" mimo wszystkich oczywistych wad oceniam pozytywnie. Najważniejszą wadą filmu jest to, że oszukuje i zwodzi. Pierwsza scena zapowiada komedię romantyczną z bohaterką, która odnalazła "pana idealnego", by na końcu dowiedzieć się, że był on gejem. Problem w tym, że już kolejne minuty wyraźnie pokazują, że nie jest ona główną bohaterką, nie jest nawet w pierwszej piątce najważniejszych bohaterów. Jej postać znika na całe minuty, a kiedy pojawia się, jest tylko dodatkiem. Cały film poświęcony jest tak naprawdę trzem parom jej przyjaciół próbujących ułożyć sobie życie i kariery w Soho. (Benjamin Hart) Pod względem komediowym film nie powala na kolana. Scen naprawdę zabawnych jest niewiele, a i pomysły na postaci raczej mało oryginalne. Fajna jest asystentka jednego z bohaterów i mająca nieco makabryczne zaintere

Le fils de l'épicier (2007)

Nie jestem pewien czy "Le fils de l'épicier" optymistycznym, podnoszącym na duchu, czy też raczej przygnębiającym i wywołującym depresję. Jest to historia Antoine'a, który po 10 latach powraca do rodzinnego miasteczka, by pomóc matce prowadzić sklepik i dojeżdżać do różnych zakątków regiony, do ludzi, którzy z różnych powodów (głównie wieku) nie są już w stanie samodzielnie do sklepu dotrzeć. Antoine nie dogaduje się ani z rodzicami ani z bratem ani z klientami. Bardziej niż na sklepie zależy mu na Claire, której niby pomaga dostać się na studia, ale jednocześnie sabotuje jej starania. Przez większą część filmu w zasadzie nic się nie zmienia, bądź są to zmiany bardzo delikatne. Dopiero w ostatniej tercji Antoine wyraźnie staje się bardziej przyjazny, akceptuje swoją pozycję i nawet godzi się z rodzicami (po części dlatego, że jego wychwalany dotąd brat trafia do psychiatryka po próbie samobójczej). I tu pojawia się mój problem z tym filmem. Z jednej strony kupuję t

Amelia (2009)

Cóż, nie jestem zwolennikiem tego rodzaju filmów biograficznych. Całość składa się z serii zdarzeń, które mają pokazać, jaką to niezwykłą osobą jest bohaterka filmu. Wygląda to raczej tak, jakby twórcy usprawiedliwiali się, dlaczego film robią (zobaczcie, jaka ona niezwykła), zamiast naprawdę opowiedzieć o Amelii. Ja jednak wolę filmy, w których to bohater, a nie związane z nim wydarzenia są na pierwszym miejscu (np. "Bronson", "Boski"). Jest jednak pewna przewrotność w "Amelii", która broni film przed porażką. Na pierwszy rzut oka mamy tu opowieść o bardzo niezależnej kobiecie, która nawet dziś uchodziłaby za jedyną w swoim rodzaju. Ceni sobie wolność i ciągłe parcie do przodu. Można by rzec iż jest to modelowy przykład sufrażystki (jeśli jeszcze nie feministki). Ale przy bliższym przyjrzeniu się obrazek nie jest już tak idealny. Nair (specjalnie czy też przypadkiem) nakręciła przypowieść pochwalną prostytucji. Amelia prostytuuje się tutaj, by zdobyć fund

Dear John (2010)

Obraz
I znów to samo. Mam wrażenie, że adaptacje powieści Nicholasa Sparksa robione są na jedno kopyto. Niby są ładne, niby wzruszające i niby fajnie zrobione, a jednak przewidywalne, nudne i kompletnie sztampowe. Już nawet nie trzeba oglądać filmu, by wiedzieć co i jak zostanie pokazane. To naprawdę robi się nużące! Po Hallströmie spodziewałem się, że będzie w stanie wykrzesać z filmu choć odrobinę iskry. Ostatni jego film, jaki widziałem – "The Hoax" – zapowiadał zwyżkę formy reżysera. Niestety tu poszedł po najniższej linii oporu. Całość została tak zrealizowana, by nie powstało na nie ani jedno znamię oryginalności, które mogłoby pomóc w identyfikacji reżysera. Połowa filmu to tak naprawdę wideoklipy do smętnych (choć na swój "niezależny" sposób przyjemnych) kawałków muzycznych. Jedynym prawdziwym dokonaniem Hallströma jest tak naprawdę uczynienie z Tatuma aktora znośnego i wiarygodnego. (D.J. Cotrona) Film oceniam na korzyść głównie za sprawą Richarda Jenkinsa. Dzięk

Valentine's Day (2010)

Jeżeli miał to być film o miłości, to niestety twórcy polegli na całej linii. W "Walentynkach" nie ma w ogóle miłości (no, może przemyka gdzieś daleko na drugim planie, ale zdecydowanie brak jej na pierwszym). Jest to film przeraźliwie depresyjny, pokazujący ludzi jako desperatów, którzy nie potrafią żyć sami, którzy spędzają każdą wolną chwilę czepiając się innych w poszukiwaniu drugiej połówki. Zazwyczaj są jednak ślepi albo też wymyślają sobie różne przeszkody, które bycie we dwoje uniemożliwiają. To, co króluje w filmie to strach: wszechogarniający lęk przed byciem samemu. Tak naprawdę Walentynki to nie święto zakochanych, lecz święto desperatów, ale ponieważ nazwa ta jest za mało pozytywna, rozumiem dlaczego się nie przyjęła. Mimo gorzkiego i przygnębiającego portretu ludzkości, film bawi. Ku mojemu zaskoczeniu Garry Marshall dość sprawnie poradził sobie z całym tabunem równorzędnych bohaterów. Oczywiście pisząc to mam na myśli tylko to, że film trzyma się ku

Delirious (2006)

I kolejny film, który ma lepszą obsadę niż na to zasługuje. Tym razem obyło się jednak bez całkowitego blamażu, choć niestety całość sprawia wrażenie misz-maszu, nad którym nikt nie potrafił objąć kontroli. "W pogoni za sławą" to dwa nachodzące na siebie filmy. Pierwszym jest historia fotografa-samotnika. Jest paparazzo, ale bardzo broni się przed tym terminem. Marzy mu się sława, akceptacja ze strony rodziny, ale dopóki nie pozna pewnego bezdomnego młodego chłopaka, dopóty nie zorientuje się, jak bardzo w jego życiu brakowało przyjaciół. Druga historia to opowieść romantyczna niemal żywcem wyjęta z baśni Andersena. Młoda, odnosząca sukcesy księżniczka popkultury spotyka na swej drodze żebraka. Spędzają razem wspólny wieczór, ale okoliczności ich rozdzielą. Żebrak stanie się jednak wschodzącą gwiazdą, co da mu szansę na kolejne spotkanie i odzyskanie serca ukochanej. Obie historie łączy postać bezdomnego/żebraka zagrana przez Michaela Pitta. Niestety ten bohater, choć pełni g

Even Money (2006)

O matko! "Władza pieniądza" to prawdziwa gwiezdna apokalipsa. Tyle znanych nazwisk zagrało w filmie, który wstydziłbym się wrzucić do swojego kosza, tak jest zły. Kilkanaście lat temu Mark Rydell może i robił porządne filmy, ale ten czas dawno już minął i chyba nie wrócić. "Władza pieniądza" ma być opowieścią o tym, jak marzenia zmieniają się hazard, hazard w nałóg, a nałóg w chorobę niszczącą właśnie marzenia. Ma być, bo w rzeczywistości jest to jedna długa masochistyczna tortura wyraźnie udowadniająca, że niektórzy ludzie nie potrafią cenić czasu swojego i widzów. Besinger, Liotta, Roth Whitaker, Gugino i inni marnują się miotając w rolach, które nie dają im żadnych szans na rozwinięcie swojego talentu. Szkoda, wielka szkoda. Ocena: 3

Hacia la oscuridad (2007)

Ci, którzy wymyślili nazwę Kolumbii, mogą być z siebie dumni. Kraj ten doskonale odzwierciedla losy Krzysztofa Kolumba, który wielkim odkrywcą był, ale zmarł kompletnie zrujnowany. I taka jest Kolumbia. Pełna desperatów próbujących przetrwać, którzy rzadko kiedy mogą liczyć na uśmiech losu. I nie jest ważne, czy masz pieniądze, czy też jesteś biedakiem. Gdy nastanie czas desperacji, pozostaje tylko modlitwa i smutek. Młody chłopak zostaje porwany wyszedłszy z klubu nocnego. Jego rodzice muszą zgromadzić pół miliona dolarów i przekazać o umówionej porze, inaczej zginie. Pomoc w przekazaniu pieniędzy oferują Amerykanie, byli (i obecni) pracownicy różnych agencji rządowych. Film łączy ze sobą historię wyścigu z czasem ze scenami tego, jak bohaterowie znaleźli się w tej sytuacji nie do pozazdroszczenia. Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami nie ma w sobie tej samej mocy oddziaływania co na przykład "La milagrosa" . Film jednak trzyma tempo, jest dobrze i sprawnie opowiedziany. I n

It's Complicated (2009)

Komedie romantyczne kojarzą się z ludźmi młodymi, dynamicznymi, szukającymi dopiero tej jedynej / tego jedynego. "To skomplikowane" udowadnia jednak, że młodzi nie mają monopolu na miłosne perypetie: zagmatwane niczym węzeł gordyjski i do łez zabawne. Nancy Meyers stworzyła film, który z jednej strony jest ciepłą opowieścią o dojrzewaniu, a z drugiej strony szaloną komedią o emocjonalnym skołowaniu. Ta pierwsza część pokazuje, że życie nie kończy się na rozwodzie. Uczy dojrzałości, dorastania do akceptowania rzeczy, na które nie ma się wpływu i przyjmowania odpowiedzialności za te, na które się ma. Pokazuje też prawdę o tym, że nie sztuką jest to, by dwoje ludzi się kochało, lecz to by kochały się w tym samym czasie. Ta druga część jest źródłem radości, humoru utwierdzając widzów w przekonaniu, że życie z jego szalonymi splotami nie kończy się wraz z menopauzą. Osobiście preferuję elementy komediowe. Meryl Streep wyjawiająca, jak to kocha dużą ilość spermy to

Logorama (2009)

Chyba za mało przejmuję się markami i logami, bo spośród wszystkich nominacji akurat ta krótkometrażówka spodobała mi się najmniej. Owszem doceniam pomysłowość twórców i umiejętność wplecenia w historię aż tylu logotypów. A jednak McDonald's w roli złoczyńcy jakoś średnio mnie ekscytował. Wszystkie te "fucki" też mało mnie obeszły. Film wydał mi się zdecydowanie za długi. Wolałby, gdyby trwał o połowę krócej. Klik hier om het video filmpje te bekijken Ocena: 6

La dama y la muerte (2009)

Pełna humoru opowieść o pojedynku jaki o ciało staruszki toczą ze sobą śmierć z lekarzami. Ta pierwsza przyszła zabrać ją do zmarłego wcześniej męża, lekarz chce wszelkimi metodami zachować ją przy życiu. Film jest zabawny, miejscami nawet bardzo. Niestety całość zrealizowana jest nieco zbyt konserwatywnie, przez co jest zbyt przewidywalna. Jest też odrobinę zbyt długa i nie do końca trzyma tempo. Kiedy jednak jest zabawnie to jest naprawdę bardzo zabawnie i za to duży plus. Ocena: 8

Granny O'Grimm's Sleeping Beauty (2008)

To właśnie tej animacji będę kibicował podczas oscarowej nocy. Spodobał mi się i humor i pomysł na spojrzenie na bajkę o Śpiącej Królewnie z punktu widzenia pominiętej wiedźmy. Historia opowiedziana jest z temperamentem i co najważniejsze jest śmieszna. Zachowuje tempo i trwa w sam raz. Dużym plusem jest też wykorzystanie różnych technik animacji. Całość oglądało mi się naprawdę bardzo fajnie. Ocena: 8

French Roast (2008)

Spośród wszystkich tegorocznych nominacji do Oscara ta krótkometrażówka wydaje się być najdojrzalsza i najbardziej wyważona. I z jednej strony jest to jej zaletą (nie ma w zasadzie słabych punktów), z drugiej strony brakuje też w niej jakiegoś szaleństwa, próby wyrwania się poza ramy narracji. Podobają mi się zatem poszczególne elementy: bezdomny, zakonnica, zepsuta lampa, ale jako całość mimo wszystko czegoś w filmie tym brakuje. Ocena: 7

Boogeyman 3 (2008)

Naprawdę nie spodziewałem się żadnej rewelacji i pewnie dlatego nie byłem aż tak bardzo rozczarowany. "Boogeyman 3" to produkcja, którą tylko na DVD można obejrzeć i tylko traktując ją z przymrużeniem oka. Hektolitry czerwonej farby nawet nie próbują imitować krwi, cały nastrój buduje się za pomocą trzaskania drzwiami i wyglądania zza węgła. Wydaje się jednak, że kręcili to ludzie, którzy brak talentu nadrabiali pasją. A to się liczy. Niezły był też pomysł, by główna bohaterka stała się niejako nosicielką i przyczyną katastrofy przed którą chciała innych uchronić. Jak w "Cube" nie-aktywność okazuje się być zaletą, a podejmowanie działań wadą. To takie nie protestanckie i przez to interesujące. Niestety trudno pominąć milczeniem fakt, że sam Boogeyman jest po prostu beznadziejny. Wygląda jak drag queen, której nie udało się przebranie za Kayako z "Klątwy". Mimo prób uatrakcyjnienia postaci przez eksperymentowanie montażem, całość robi mało satysfakcjonujące

Leap Year (2010)

Anand Tucker raz jeszcze udowodnił, że jest słabym reżyserem. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że w "Oświadczynach po irlandzku" nic nie jest najwyższych lotów. Mała to jednak pociecha, bowiem mając wszystkie podstawowe składniki Tucker i tak się namęczył klecąc najprostszą z możliwych fabuł. Historia kobiety, która "kocha" niewłaściwego mężczyznę i w pogoni za nim natrafia na tego jej przeznaczonego jest tak stara jak świat. I naprawdę nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekuje tutaj oryginalnej fabuły. Mnie wystarczyłaby pełna dynamizmu, humoru i chemii lekka opowiastka. Niestety Tucker kompletnie nie ma wyczucia i choć kilka scen jest zabawnych, to jednak całość osiada na mieliznach. Kiedy ma się do czynienia z miałką fabułą, ważne jest, by w rolach obsadzić aktorów z komediowym temperamentem. Są oni wtedy wznieść całość na wyżyny niedostępne i dla scenarzysty i dla reżysera. Niestety Amy Adams to nie Meg Ryan czy Julia Roberts, to nawet nie jest Sandra Bullo