Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2011

Los ojos de Julia (2010)

Obraz
Hahaha! Ależ mnie ten film rozbawił! Czegóż tu nie ma?! Kosmos w oczach, matka bez której jest się nikim, postępująca choroba i syndrom zbawcy. A wszystko to wciśnięte w przedziwny gorset ni to thrillera ni to melodramatu. Film miota się pomiędzy konwencjami. Zamiast eklektycznego obrazu godzącego różne gatunki, powstał totalny harmider. Obok scen mających klimat intrygującego thrillera psychologicznego, są sceny tak kiczowate, że aż parskałem ze śmiechu. Działo się tak głównie wtedy, kiedy twórcy próbują powiedzieć coś o miłości. Jakimś cudem zupełnie im to nie wychodziło. Słabym punktem jest też bezpłciowa muzyka ilustracyjna. Pozbawiona jest charakteru i bardziej irytuje niż wzmacnia emocje. Ocena: 4

Just Go with It (2011)

Obraz
"Żona na niby" to w teorii film ku pokrzepieniu kobiet w pewnym wieku, które zaczynają się obawiać konkurencji młodszych modeli, lepiej wypełniających bikini. Twórcy przekonują bowiem, że nie jest tak źle, że w walce o portfel mężczyzny (znaczy się, serce) mają takie same szanse. Tyle tylko, że tak nie jest. Tym szansom trzeba pomóc, a to torebką od Louis Vuittona, a to sukienką od Gucciego, a to regularnymi wizytami na siłowni. Morał jest prosty: zainwestuj miliony, by zarobić miliony. Jest to więc w gruncie rzeczy mało krzepiące, bo większość pań na taką przemianę i walkę z mityczną piersiastą blondyną po prostu nie stać. Jest za to zabawnie. Może i twórcy niezbyt się wysilili, ale większość gagów wyszła dobrze. Sandler i Aniston tworzą zgrany duet, a i Nicole Kidman pokazała się z pozytywnej strony. Parę razy zdarzyło mi się wybuchnąć gromkim śmiechem. Reszta też jest lekka i przyjemna. Reżyser zdecydowanie poprawił się od czasu "Dużych dzieci". Duży plus dla

Hop (2011)

Obraz
Ech. Jak ja nie lubię dubbingu w aktorskich filmach. James Marsden i Gary Cole gadający jakimiś bezpłciowymi głosikami, do tego równie pozbawiony charakteru Zając. Źle się tego słucha, co jest dziwne, bo polskie produkcje często mają świetne dubbingi (taki "Fineasz i Ferb" zdecydowanie bardziej podoba mi się po polsku niż w oryginale). "Hop" mógł być filmem uniwersalnym, na którym bawiliby się i dorośli i dzieci. Niestety szansa nie została wykorzysta. Dla mnie rzecz była nudna, tylko w kilku miejscach się zaśmiałem i to raczej, za sprawą kurczaka Carlosa albo siostry Freda niż głównych bohaterów. Zbliżający się do 40-tki Marsden w roli młodego chłopaka to rzec groteskowa i powinna bawić sama w sobie, ale tak nie jest. Ale dla dzieciaków film jest w sam raz. Oni zobaczą tylko wygłupy i kolorowy zawrót głowy. Ocena: 5

No Strings Attached (2011)

Obraz
Byłem przygotowany na to, że "Sex Story" nie będzie filmem najlepszym. Obyło się więc bez przykrej niespodzianki. A jednak trudno zrozumieć, dlaczego film jest porażką. Jest tu wszystko, co potrzebne, by stworzyć hit. Są gwiazdy, są zabawni bohaterowie drugoplanowi, są fajne pomysły i śmieszne skecze sytuacyjne. Niestety brakuje w tym komediowej chemii. Całość zamiast bawić nudzi tak, że w pewnym momencie większą frajdę sprawiało mi obserwowanie zegarka niż tego, co się działo na ekranie – z każdą minutą byłem przecież bliżej końca. Historia dwójki bohaterów jest pozbawiona smaku. Wokół nich roi się od bohaterów, którzy pojawiają się i znikają jak fatamorgana. Eli jest postacią zabawną, ale tylko do momentu, w którym się nie zakochuje. Jeszcze zabawniejszy jest ojciec Adama i jego młoda dziewojka. Pomysł ze składanką menstruacyjną pierwsza klasa. Szkoda, że Ivan Reitman nie potrafi tego złożyć w jedną funkcjonalną całość. Ocena: 5

Les aventures extraordinaires d'Adèle Blanc-Sec (2010)

Obraz
Jest na swój sposób zabawne obserwować jak Luc Besson próbuje udawać Jean-Pierre'a Jeuneta. Jest w tym tak nieporadny, że miejscami autentycznie śmieszy. Niestety "Adeli" dobrze by zrobiło, gdyby Besson zamiast imitacji zdecydował się na oryginał. Groteskowy, pełen ciętych dialogów i barwnych bohaterów film aż prosił się, by zrealizował go autor "Amelii". W rękach Bessona większość scen nie ma tego samego polotu i naturalnego rytmu komediowo-przygodowego. Owszem, niektóre sekwencje wciąż śmieszą. Całość jednak po wartkim wstępie szybko wpada w usypiający rytm typowej przygodówki. Coś mi się zdaje, że komiks jest o wiele ciekawszy, niż to, co zobaczyłem na ekranie. Louise Bourgoin w głównej roli jednak się sprawdziła. Mam nadzieję, że ogólnie słaby rezultat nie wpłynie negatywnie na jej karierę. Ocena: 6

愛·作戰 (2004)

Obraz
Muszę przyznać, że chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do przyjętej przez reżysera konwencji. Początkowo film wydawał mi się strasznie kiczowaty z tą hipermonumentalna muzyką, która bardziej pasowałaby do filmu o upadku Nankinu. A jednak nie da się ukryć, że ścieżka dźwiękowa jest znakomita. Do tego z czasem, kiedy nabyłem obycia z formą, film naprawdę mnie wciągnął. Tak, to jest kicz, to jest dość jawna próba wyciśnięcia z widza łez, a cały dramat jest mało wiarygodny psychologicznie. A jednak jest w nim wymiar baśniowy, jakby to była przypowieść o miłości, lojalności i poświęceniu. Bardzo podoba mi się sposób narracji przyjęty przez reżysera. Krótkie scenki rodzajowe, ale obfite w treść. I może jestem naiwniakiem, ale dałem się porwać tragicznemu losowi. Czasem kicz wcale nie musi być wadą. "Wojna uczuć" jest tego najlepszym przykładem. Ocena: 7

Secretariat (2010)

Obraz
Co się stało z Randallem Wallace'em? Po scenariuszu "Braveheart" nie zrobił już nic wartego uwagi. Jeszcze gorzej wypada jako reżyser. A może "Braveheart" to był wypadek, uśmiech losu? Jeśli tak, to bardzo mi go szkoda, bo "Braveheart" jest wielkim filmem i szkoda, że jego twórcy nigdy później nie dorośli do podobnego poziomu. "Secretariat" niestety tylko potwierdza moją złą opinię o Wallasie. Film zrobiony został "po bożemu" i ogląda się go jak zwykłą wyliczankę przeszkód, przypadków i determinacji. Dramat bohaterki, która musi wybierać między pasją a rodziną rozgrywa się na tak dalekim planie, że gdyby nie wypowiadane wprost słowa, nigdy bym tego nie zauważył. Na szczęście film broni się scenami wyścigów. To co twórcom wypada najlepiej to antropomorfizacja tytułowego bohatera-konia. Świetne są ujęcia, gdy w skupieniu patrzy na swojego rywala, kiedy gotuje się do walki albo kiedy pozuje do zdjęć, bądź reaguje na negatywne uwag

Morning Glory (2010)

Obraz
Wybierając się na "Dzień Dobry TV" byłem przygotowany na rzecz słabą i nudną. Tymczasem film okazał się zaskakująco inteligentny i smutny. Choć to komedia, to opowiada o przemijaniu. Choć próbuje krzepić, nie ukrywa i nostalgii za tym, co minęło. Historię producentki telewizyjnej, która próbuje ratować denny program poranny przed entropią i inercją jego własnych pracowników, a także historia starych wyg telewizyjnych próbujących odnaleźć się w zmienionej rzeczywistości została opowiedziana z wyczuciem i staranną delikatnością. Szkoda tylko, że przemiany bohaterów dzieją się tak jakby mimochodem. Sceny kluczowe nie zostały wygrane, a wątek romansowy jest praktycznie niepotrzebny. Postać grana przez Wilsona jest – niestety – zbędna. W filmie jest się z czego pośmiać, ale tylko na przełomie drugiego i trzeciego aktu. I też nie wszystkie sceny dobrze wypadają. 50 Cent i Keaton, cóż, tego nie musiałem oglądać. Ocena: 6

El diario de Carlota (2010)

Obraz
Lekka i zabawna komedyjka dla nastolatków o tym, jak trudno jest połapać się w sprawach sercowych i seksualnych. Gdyby tak się chwilę zastanowić, to "Pamiętnik Carloty" okazuje się filmem pustym. Każdy z wykorzystanych pomysłów, by już wcześniej realizowany na ekranie wielokrotnie. Całość poza próbą wywołania chwilowej radości zdaje się nie mieć większego sensu. Jednak mimo, że pusty, to opowiedziany jest z jajem i humorem. Wiele scen na swój głupawy sposób było bardzo zabawnych. Film najlepiej ogląda się w grupie, funkcjonując jako wstęp do całonocnej zabawy. Ocena: 6

La mosquitera (2010)

Obraz
Tegoroczny Tydzień Kina Hiszpańskiego rozczarował mnie. Nie tyle poziomem filmów ile brakiem różnorodności. Pewnie dlatego tak bardzo spodobała mi się "Moskitiera". To kino przewrotne, odważne i zaskakujące, które w groteskowy (ale nie efekciarski) sposób opowiada smutną historię ludzkiej samotności. Bohaterami filmu są na pozór normalne osoby. Jednak za tą fasadą kryją się ludzie bardzo samotni i bardzo nieszczęśliwy. Ich próby nawiązania relacji z drugą osobą są nieporadne, często brutalne, wręcz patologiczne. Jakby tylko poniżenie i ból dawało szansę rzeczywistego spotkania. I tak oglądamy matkę, która szczyci się tym, że nigdy nie uderzyła swojej córki. Ignoruje jednak to, jak bardzo poniża ją na setki innych sposobów. Inna kobieta odda się nastolatkowi zniżając się do poziomy dziwki, z którą można zrobić wszystko. Jej mąż zaś flirtuje z młodą dziewczyną, choć słowo "flirt" wcale nie oddaje prawdy o jego zachowaniu. Jest jeszcze syn, który otacza się zwierzęt

También la lluvia (2010)

Obraz
Reżyser mający obsesję na punkcie hiszpańskiej kolonizacji Nowego Świata, chce nakręcić film o dwóch mało znanych, ale niezwykle interesujący osobach żyjących w XVI wieku: Antonio de Montesinos i Bartolomé de las Casas. Ekipa przybywa do Boliwii, gdzie (dzięki taniej sile nabywczej) mogą nakręcić sceny plenerowe z udziałem tłumu statystów. Historia szybko zaczyna mieszać się z rzeczywistością, kiedy filmowcy zostają wplątani w walkę mieszkańców miasteczka z władzami, które sprywatyzowały wodę. 500 lat temu Hiszpanie bezwzględnie wykorzystywali Indian, dziś obcy biznesmeni w ten sam sposób uciskają biedotę. Sytuacja Indian przez pół tysiąclecia nie uległa większej zmianie. "Nawet deszcz" to produkcja filmowa zapięta na ostatni guzik. Wszystko zostało tu perfekcyjnie wykonane: zdjęcia, scenariusz, sposób narracji, montaż i gra aktorska. Powiedziałby nawet, że jest zbyt dopieszczone.  Konstrukcja filmu, choć podoba mi się, jest zarazem zbyt przejrzysta, a sam scenariusz bardz

Aanrijding in Moscou (2008)

Obraz
Nie tylko młode dzierlatki mają słabość do niegrzecznych chłopców z przeszłością. Wystarczy, że puknie taki sfrustrowaną mamuśkę na parkingu i już się zaczyna. Johnny jest o ponad 10 lat młodszy od Matty i nie wywarł na niej najlepszego pierwszego wrażenia. Ale Johnny potrafi czarować. Ma ten błysk w oku i jeśli kobieta mu się podoba, potrafi za nią gonić, obalać kolejne mury obronne. Matty była od początku na straconej pozycji. W jej wieku mężczyzna, który adoruje, który walczy o ukochaną, który ją odkrywa, bawi i podnieca, to wspomnienie z dawno minionej młodości. Do tego wspomnienie zaprawione goryczą, bo przecież tamten czarujący młodzieniec stał się teraz draniem, który dla młodej spódniczki porzuca rodzinę. Johnny jest niczym oaza po środku Sahary. Tym, który może zniszczyć ten związek Matty nigdy nie była. Tym kimś jest Johnny, który skrywa parę brzydkich sekretów i przyzwyczajeń. Największą zaletą filmu jest jego pomysł, w którym zupełnie inaczej rozłożono akcenty typowej

Rompecabezas (2009)

Obraz
Lubię kino takie, jak to prezentowane w "Puzzlach". Film jest prosty, a fabuła mało skomplikowana, kręcona "po bożemu" bez formalnych ekscesów. Jednak to, co oglądam jest niejednoznaczne, inspiruje do przemyśleń, zmienia się w zależności od tego, z którego punktu patrzę. "Puzzle" są zatem studium syndromu pustego gniazda. Film zaczyna się od przyjęcia urodzinowego głównej bohaterki (kończy 50 lat). Widzimy jak krząta się, wszystko robi sama, nie przyjmuje od nikogo pomocy. Jednak wie, a w każdym razie przeczuwa, że to już koniec, że wkrótce w domu zalegnie cisza, a jedynym towarzyszem będzie mąż. Starszy syn właśnie bierze kredyt i zamierza kupić mieszkanie. Młodszy wymyka się spod skrzydeł matki i szuka schronienia u boku młodej dziewczyny, która nawraca go na wegetarianizm i zachęca do przerwania studiów na rzecz wyjazdu do Indii. Bohaterka zostaje zatem z całą energią, dla której nie ma ujścia. Znajduje sobie zatem nową obsesję – puzzle. Obsesja ta o

The Rite (2011)

Obraz
Szkoda, że Mikael Håfström nie kręci już takich filmów jak "Zło". Mam wrażenie, że w Stanach rozmienia swój talent na drobne. "Rytuał" tylko mnie w tym upewnia. Film ma bardzo dobry początek. Młody chłopak ucieka z prosektorium ojca w równie chłodne objęcia seminarium. Jednak po czterech latach jest gotów opuścić stan kapłański. Zostaje więc wysłany do Watykanu, by zobaczyć czym jest wiara i do czego może prowadzić jej brak. Zarys fabularny nie jest zbyt odkrywczy. Jednak to co widać na ekranie już tak. Kino woli pokazywać Kościół jako organizację wieków miniony, odstająca od współczesnego świata. Tymczasem tu jest na wskroś nowoczesny. Seminarzyści grają w gry wideo, a wykłady prowadzone są z wykorzystaniem technologii o jakich polskie uczelnie mogą tylko pomarzyć. W ciekawy sposób zostają nam też zaprezentowane pierwsze egzorcyzmy. Reżyser długo bawi się z nami w zgadywankę czy mamy do czynienia z opętaniem, czy też nie. Niestety końcówka jest bardzo sztampow

Blinky™ (2011)

Zabawki nie mogą być zbyt inteligentne ani niezależne. Dzieci przerzucają na nie swoje, zarówno te pozytywne jak i negatywne. Jeśli dostaną w swoje ręce coś, co może na te emocje odpowiedzieć, wtedy wszyscy prosimy się o poważne kłopoty. Taki jest morał krótkometrażówki "Blinky™". Blinky™ from Ruairi Robinson on Vimeo . Blinky to nazwa robota, który dzięki zaawansowanej sztucznej inteligencji ma dość dużą autonomię w zachowaniu, co ma go ponoć uczynić idealnym towarzyszem w każdym domu. Dzieciak, główny bohater filmu, też uwielbia swojego robocika. Lecz jak to ze wszystkimi zabawkami bywa, w końcu zaczął się nią nudzić. A kiedy do tego doszła frustracja związana z kłótniami jego rodziców, szybko pojawił się gniew. W gniewie wypowiedział o jedno polecenie za dużo, co skończyło się kulinarną tragedią. Nie jest to jakaś super świetna krótkometrażówka. Nie można jej jednak odmówić "uroku" (jeśli o horrorze można się tak wypowiadać) i pomysłowości. Ocena: 7

Lope (2010)

Obraz
Lope de Vega był z całą pewnością postacią nietuzinkową. Miał barwne życie i był niezwykle płodny zarówno jako rodzic jak i twórca. Niestety opowiadający o jego losach film jest bardzo przeciętny. "Lope" to niczym nie wyróżniająca się produkcja kostiumowa, w której jest wszystko: humor, romans i pojedynki na szpady. Oglądając film trochę trudno uwierzyć, że Lope nie jest postacią fikcyjną. Twórcy zrobili z niego postać wyjętą z romansów dla gospodyń domowych. Wszystko jest tu sztampowe, bezrefleksyjnie skopiowane z gotowych szablonów. Ciekawy pomysł na trójkąt jest tu zupełnie niewykorzystany. Stąd dobre sceny jak spotkanie Isabeli i Eleny w więzieniu blakną stając się nierzucającymi w oczy epizodami. (Ramon Pujol) Szkoda wielkich gwiazd hiszpańskiego kina na takie romansidło. Z drugiej strony fakt, że w filmie wystąpiły gwiazdy "Celi 211" pokazuje różnicę poziomów obu filmów. Tam kreacje aktorskie były ostoją obrazu. Tu aktorzy są niewolnikiem kalki.

Bullying (2009)

Obraz
"Bullying" to film edukacyjny, mający uświadomić widzów o zagrożeniach związanych z przemocą w szkole. Nie jestem przekonany, czy rzeczywiście swoje cele twórcy osiągną. Dla mnie jest to brutalny obraz tego, że z naturą państwo i zorganizowane społeczeństwo nie wygra. Jordi to urodzona ofiara losu, samiec omega, w zasadzie pozbawiony instynktu samozachowawczego. Można tylko dziwić się temu, że tak długo udawało mu się uniknąć losu worka treningowego dla "kolegów" z klasy. Choć może nie do końca to dziwi. Jordi był bowiem w uprzywilejowanej pozycji. W starym miejscu miał czas, by się dobrze zamaskować. Nie jest przecież gejem czy emigrantem, więc nie od razu trafił na radar drapieżników. Dopiero w nowym miejscu, gdzie jego odmiennością było to, że jest po prostu nowy i niezorientowany w sieci wzajemnych powiązań, poczuł czym jest nieuzasadniona przemoc. Jordi jest zdumiony, kiedy pierwszy raz staje się obiektem "żartów". Jednak z doświadczenia tego nie

Un novio para Yasmina (2008)

Obraz
"Narzeczony dla Ysaminy" to całkiem uroczy i zabawny film o niczym. Jego silną stroną i w zasadzie jedyną zaletą są scenki rodzajowe, a zwłaszcza scena w restauracji. Choć zapewne twórcy będą mówić co innego, to jednak film nie ma żadnego głębszego przesłania. Nic z niego nie wynika, a bohaterowie mimo że sympatyczni nie są na tyle rozbudowani, by naprawdę przyciągać uwagę. Całość ogląda się przyjemnie, ale nic, absolutnie nic z niego nie zostanie w mojej pamięci. No może poza muzyką, ale tylko dlatego, że lubię takie rytmy. Ocena: 6

La isla interior (2009)

Obraz
Psychika traktowana jest jako coś intymnego, wewnętrznego, co jest całkowicie odizolowane od innych. Jednak poważne zaburzenia psychiczne jednoznacznie pokazują, że takie myślenie to iluzja. Kiedy choroba, na przykład schizofrenia, dotyka jednego członka rodziny, dotyka w rzeczywistości wszystkich. Skutki są równie tragiczne jak po przejściu fali tsunami, tyle tylko że tsunami jest zjawiskiem przejściowym, a schizofrenia trwa i trwa i trwa. Chorym w "Samotnej wyspie" jest Juan, głowa rodziny. Jego żona i trójka dzieci ze wszystkich sił starają się utrzymywać iluzję normalności. I choć nie do końca im się to udaje, na początku widzimy w nich jedynie zabawnych ekscentryków. Dopiero z czasem poznajemy ich losy, jak bardzo zostali skrzywdzeni, jak mocno ich dusze krwawią.  Każde z nich desperacko próbuje uporządkować swoje życie, trzymać chaos z daleka. Ale głęboko w sobie wszyscy oni wyją z bólu, z przerażenia, skrzywdzeni ponad ludzką wytrzymałość, a jednak niewystarczająco,

Todo lo que tú quieras (2010)

Obraz
"Wszystko, czego zapragniesz" to manifest antynormatywny. Jego reżyser opowiadając wzruszającą historię ojca, który dla córeczki pogrążonej w żałobie jest w stanie zrobić wszystko, tak naprawdę zmusza widzów do zadania sobie pytanie o to, czy nienormalność jest zła. Żyjemy w świecie, w którym wszystko podlega unormowaniu. Każde nasze zachowanie jest oceniane podług tego, jak w podobnych sytuacjach zachowują się inni. Część z tych zachowań uznajemy za normalne, część zaś za aberracje, które nie powinny być tolerowane, a czasem wręcz leczone. W ten sposób jednak stajemy się całkowicie ślepi na ludzką indywidualność. Zapominamy, że to, co pomaga jednym wcale nie musi być zdrowe dla innych... i na odwrót. Po śmierci matki 4-letnia córka Leo nie potrafi poradzić sobie z nieobecnością rodzicielki. W celu złagodzenia bólu wymyśla "sztuczną mamę". Początkowo w tej roli chce obsadzić znajomą Leo. Potem jednak prosi tatę, by udawał dla niej mamę. I Leo zgadza się. Zaczyn

Sucker Punch (2011)

Obraz
Witajcie w burdelu Zacka Snydera, czyli o zgubnych skutkach kręcenia filmów na podstawie snów erotycznych. Zack Snyder to ewenement: jest strasznie nierównym reżyserem, choć przecież wszystkie swoje filmy robi na jedno kopyto. Jego znakami rozpoznawczymi są slow-motion (w szczególności wyskoków i nagłych zrywów do biegu), monumentalna muzyka i barokowe umiłowanie do przesadnego zdobnictwa. Tym razem jednak poszedł na całość i w rezultacie wyszedł mu film równie słaby co "300" i "Watchmen". O ile tamte mogły liczyć na wyższe oceny od fanów komiksowych pierwowzorów, o tyle tym razem nie ma taryfy ulgowej. "Sucker Punch" to przecież oryginalny pomysł reżysera. Oglądając film miałem naprawdę wrażenie, że trafiłem do jakiegoś zamtuza specjalizującego się w ostrych grach, bondage, biciu, pluciu itp. Główne bohaterki nie są żadnymi silnymi heroinami jak to było chociażby w "Grindhouse: Death Proof", a męskimi fantazjami zupełnie niepotrzebnie odz

Limitless (2011)

Obraz
Ciekaw jestem ile zapłaciły koncerny farmaceutyczne scenarzyście. "Jestem Bogiem" daje bowiem nadzieję wszystkim narko- i lekomanom, że uda im się przejąć kontrolę nad zażywanym środkiem, wykorzystać twórczy potencjał jaki oferuje i przetrwać efekty uboczne. I co z tego, że w filmie 99% zażywających cudowną pigułkę ginie lub staje się ludzkimi wrakami? Nie oni przecież są bohaterami filmu, a jedynie drobnym komunikatem z opakowań papierosowych ostrzegających przed skutkami palenia. Niezależnie od swego etycznie wątpliwego morału, sam film ogląda się nawet nieźle. Sposób wizualnej prezentacji pracy umysłu nie jest jakoś szczególnie odkrywczy, ale dobrze się sprawdza. Może trochę zalatuje "Ally McBeal", ale jako że lubiłem ten serial, więc nie mam nic przeciwko. Fabuła jest dość standardowa. Dobrze trzyma się przez pierwsze 40 minut. Kiedy jednak przychodzi do opowiadania o skutkach, całość siada jak przegrzany suflet. De Niro miał niezłą rólkę, której potencjału

Battle: Los Angeles (2011)

Obraz
Dla niektórych filmów naprawdę byłoby lepiej, gdyby dźwięku nie wynaleziono. Jednym z nich jest właśnie "Inwazja: Bitwa o Los Angeles". Ktokolwiek wypisywał te bzdury zwane dalej dialogami ma bardzo wysoki próg tolerancji na głupotę. Co drugie zdanie to stek frazesów, banałów i podniosłej papki o charakterze patriotycznym. Deklamowane z przejęciem przez aktorów ze sporym doświadczeniem budzą tylko śmiech. Scena w której bohater grany przez Eckharta wymienia nazwiska poległych towarzyszy, by skwitować to słowami "teraz to i tak nieważne", może spokojnie przejść do historii jako jedna z najgorszych scen dialogowych w kinie. Całość jest jeszcze okraszona niezwykle podniosłą, "epicką" muzyką Briana Tylera. Sama w sobie jest nawet niezła. Co drugi utwór spokojnie może zostać w przyszłości wykorzystany jako ilustracja pełnego akcji zwiastuna, jednak w połączeniu z tekstami rzucanymi przez bohaterów tworzy trudną do tolerowania patriotyczną breję. Jednak z d

How Do You Know (2010)

Obraz
Tego filmu nie mogłem nie obejrzeć. Ciekawość, jak wygląda komedia romantyczna za 120 milionów dolarów, nie dałaby mi spokoju. W dzisiejszych czasach podobne filmy powstają za 1/3 tej kwoty. Czy warto było? Cóż, nie jest to najgorszy film tego roku... mógł, a wręcz powinien być, jednak lepszy. Trochę nie mieści mi się w głowie, że weteran komedii romantycznych mógł przegapić tak znakomitą szansę na nakręcenie dobrego filmu. Już dawno w kinie głównego nurtu nie widziałem równie ciekawie napisanych postaci. Matty, grany przez Wilsona, kawaler i kobieciarz, który próbuje wydobyć ze swego epikurejskiego stylu życia i przekształci w monogamistę to mistrzowski pomysł. Albo ojciec, który jednocześnie chce wrobić syna, by ochronić siebie i chronić syna, który jest dla niego wszystkim – genialny. Niestety "Skąd wiesz?" ma trzy wady, które niczym kamienie młyńskie ciągną film na dno. Po pierwsze jest za długi i zbyt rozwlekły. W takim tempie to można opowiadać bajki przed snem, a

Il sole nero (2007)

Obraz
Zupełnie nie dziwi mnie to, że "Czarne słońce" przez cztery lata nie trafiło do dystrybucji. Nie dziwi mnie również to, że skoro już trafia to w jednej symbolicznej kopii. To, co mnie zdumiewa to fakt, że ktoś w ogóle chciał to wprowadzić do kin. Taśma filmowa może i wszystko zniesie, ale wytrzymałość widzów ma swoje granice. Ja z wielkim trudem wysiedziałem na tym straszliwym bohomazie. "Czarne słońce" przypomina miejsce zbrodni, gdzie jakiś szaleniec strzelał bez składu i ładu do przypadkowych osób. Wszędzie tylko zniszczenie, i walające się szczątki. Z tych śladów próbujemy złożyć obraz, który pozwoli nam odpowiedzieć na pytanie, o co w tym wszystkim chodzi. Intencje reżysera zdają się proste. Ma to być medytacja na temat dobra i zła, kary i przebaczenia, przypadku i przeznaczenia, Boga i Szatana. Tak naprawdę jest to fałszywe, egzaltowane i prymitywne dzieło starego dziada, któremu artyzm kojarzy się z nagością, powolną pracą kamery i irytującą łopatologią

Love Ranch (2010)

Obraz
Helen Mirren burdelmamą i do tego w historii, która była swego czasu medialną sensacją. To wystarczyło, bym z niecierpliwością czekał na ten film. Niepotrzebnie. Taylor Hackford nie wspiął się na typowy dla siebie poziom reżyserski i spłodził dzieło nijakie. Problemem "Rancza miłości" jest brak pomysłu twórców na to, o czym dokładnie chcą opowiedzieć. Pewnie nie mogli się zdecydować, bo możliwości było naprawdę sporo. Mogli skoncentrować się na sportretowania legalnej prostytucji, funkcjonowania burdelmamy, alfonsa i relacji między dziwkami. Można było opowiedzieć o umierającej kobiecie, która w obliczu zbliżającego się końca postanowiła po raz ostatni poczuć w swym życiu namiętność. Można było opowiedzieć o love-hate relationship łączącym męża i żonę. Można było opowiedzieć o życiowych wrakach, którzy dostają drugą szansę, nawet jeśli tylko na chwilę. Można było... Hackford tymczasem wziął szczyptę tego, parę ziarenek tamtego i w rezultacie nie mówi nam nic poza faktami

Never Let Me Go (2010)

Obraz
Nie mogę uwierzyć w to, że film nakręcił ten sam facet, który zrobił "Zdjęcie w godzinę". "Nie opuszczaj mnie" to rzecz jakiegoś stetryczałego dziada, który jeszcze pamięta czym jest filmowe rzemiosło, ale zapomniał już, jak się opowiada historie i zamiast tego bełkocze coś bez składu i ładu. Historia trójki osób, którzy zostali wyhodowani tylko w celu późniejszego pobrania od nich organów, ma w sobie olbrzymi potencjał zarówno intelektualny jak i emocjonalny. To mógł być pretekst do rozważań na temat determinizmu, ukazania ludzi walczących z losem albo niczym święci godzący się z nim, na opowieść o prywatnych marzeniach, uczuciach, niesnaskach, które w obliczu Większego Planu są niczym pył na wietrze. W kinowej wersji "Nie opuszczaj mnie" nie ma jednak nic, poza trójką młodych i utalentowanych aktorów miotających się w wulgarnej klatce najprostszych tricków filmowych. Zamiast chwytać za serce, historia bohaterów irytowała mnie, a oni sami, z tym brakie

Potiche (2010)

Obraz
Mogło być gorzej. Ozon mógł po raz kolejny nudzić o dziecku, czego tym razem bym już nie zniósł. Mogło być jednak lepiej. Ozon mógł w końcu przestać kręcić propagandówki i zrobić coś naprawdę z jajem. Na szczęście w przypadku "Żony idealnej" kompromis jakoś daje radę, choć to głównie zasługa oryginału, który Ozon zaadaptował oraz świetnej obsady. "Żona idealna", której akcja osadzona jest pod koniec lat 70., to opowieść o zrzucaniu pęt społecznych konwenansów i dochodzeniu do tego, kim się jest naprawdę. Tytułowa żona odkrywa, że jest zaradną kobietą, która może być niezależna i świetnie radzić sobie w biznesie i polityce (choć i wcześniej miała ręce i nie tylko pełne roboty). Jej przykład pozwoli też uświadomić innym paniom, jak choćby asystentce męża, że karierę można robić nie tylko rozkładając nogi. Sam siebie pozna także syn, który braterską miłością obdarzy parę potencjalnego rodzeństwa. Nie do końca wiem, jakie intencje kierowały Ozonem, że sięgnął po sz

Rango (2011)

Obraz
Chyba można już zacząć mówić o renesansie westernu. Od kilku lat powstają interesujące z artystycznego punktu widzenia projekty, a ostatnio pojawiło się też kilka westernów zrealizowanych z myślą o szerszej publiczności. Punktem kulminacyjnym, przynajmniej jak na razie, jest "Prawdziwe męstwo" , ale "Rango" jest tuż za plecami dzieła braci Coen. Mówię tu rzecz jasna o wersji oryginalnej, a nie zdubbingowanej. Miałem pewne obawy co do filmu. Depp strasznie mi się przejadł. Od czasu pierwszych "Piratów z Karibów" popadł w irytującą rutynę i z klipów promujących "Rango" wyłaniał się kolejny przewidywalny występ aktora. Pozory jednak i tym razem myliły. Depp świetnie poradził sobie grając tylko głosem. Kiedy trzeba potrafił nawet śmiać się z własnej konwencji. Dzięki niemu (ale też i innym osobom w obsadzie) całość jest pełną humoru, pełną akcji filmową fiestą. Jednak "Rango" to przede wszystkim hołd złożony kinu (sporo cytatów i to w

La Mission (2009)

Obraz
Fabularnie "La Mission" niczym specjalnym się nie wyróżnia. Główny bohater to były gangster i alkoholik, który siedział w więzieniu, teraz próbuje być dobrym obywatelem i jeszcze lepszym ojcem dla syna, którego sam wychowuje. Kiedy jednak ten okazuje odbiegać od wyobrażeń ojca o nim, rodzi się konflikt. Reszta to typowe bla bla bla, które widziałem w setkach filmów. A jednak warto zwrócić uwagę na obraz braci Bratt. Głównie za sprawą całej otoczki. Osadzenie historii w dzielnicy Mission i pokazanie jej unikalnego klimatu i kultury było strzałem w dziesiątkę. Lowriders, Chicano i ten przedziwny mix muzyczny spreparowany przez Marka Killiana sprawiają, że "La Mission" ma swój niezaprzeczalny urok. Do tego wszystkiego dochodzi świetnie nakreślona postać głównego bohatera: przedziwna mieszanka szlachetności i troski z gniewem i agresją. Benjamin Bratt zagrał go koncertowo. Nie mam wątpliwości, że jest to jedna z jego najlepszych ról w karierze. Ocena: 7

The Young Victoria (2009)

Obraz
Ach te intrygi, gierki i podchody. Gdzie jedni wiedzą, że drudzy wiedzą, że ci pierwsi manipulują tymi drugimi. A wygra ten, kto zachowa pokerową twarz i będzie w stanie zaskoczyć tych, którym zdaje się, że nim czy nią kierują. Tak wygląda historia Wiktorii i Alberta. Ona jest przyszłą królową Wielkiej Brytanii, więc każdy próbuje zdobyć nad nią władzę. Jedni wykazują się brakiem finezji i siłą chcą ją do czegoś przymusić. Inni schlebiają, manipulując jej emocjami. On z kolei jest hodowany na jej małżonka, z myślą, że pomoże królowi Belgii. Wyzwolenie i schronienie znaleźli w miłości, która ich połączyła. Brzmi to jak bajka, a przecież wydarzyła się naprawdę. "The Young Victoria" ma znakomity początek, kiedy pokazuje sytuację europejskich dworów odwracając "naturalny" porządek rzeczy. To kobieta będzie władać, więc to mężczyzn przysposabia się, by byli "dwórkami" wkradającymi się w łaski monarchini. Sceny, w których Albert uczy się, jak być towarzysze

Le concert (2009)

Obraz
Aż dziw, że film ten do tej pory nie pojawił się w polskich kinach. Nowa baśń Radu Mihaileanu jest równie zabawna i wzruszająca co "Pociąg życia". To chwytająca za serce opowieść o poczuciu winy, obsesji, niespełnionych marzeniach i zadośćuczynieniu. A do tego okraszona szczyptą rubasznego humoru i polana klasycznym sosem z muzyki Czajkowskiego. "Koncert" to historia byłych muzyków teatru Bolszoj, którzy 30 lat temu stracili wszystko stając okoniem wobec władzy komunistycznej. Dziś, za pomocą pewnego oszustwa i dzięki wsparciu oligarchy z artystycznymi aspiracjami, mogą odczarować przeszłość i udowodnić wszystkim, że wciąż mają to "coś". Przy okazji mogą też zadośćuczynić pamięci tych, którzy polegli w czasie represji. Mihaileanu powraca tu do tych samych tematów, jakie poruszył w "Pociągu życia". Fałszywa orkiestra niczym fałszywy pociąg próbuje zwieść wszystkich wokół, a jednak jej członkowie nie przestają być sobą, ze swymi wadami i zalet

Kandidaten (2008)

Obraz
Spore rozczarowanie. Po zwiastunie nabrałem ochoty na obejrzenie tego filmu. A że w obsadzie jest parę lubianych przeze mnie duńskich aktorów, to tym bardziej liczyłem na pozytywne wrażenia. Tymczasem film więcej obiecuje, niż rzeczywiście dostarcza. Najgorsze jest to, że "Kandydat" ma bardzo skomplikowaną intrygę i finał powinien być zaskoczeniem. Tymczasem gdy tylko główny bohater wpada w pułapkę, cała sprawa była dla mnie jasna i nie mogłem zrozumieć dlaczego bohater, który tak sprawnie sobie radzi z innymi przeciwnościami, nie widzi oczywistej prawdy o tym, kto stoi za szantażem i śmiercią jego ojca. Twórcy z uporem szli w zaparte tak, że w końcu sam zacząłem wątpić uznając, że być może naoglądałem się za wiele podobnych historii i dlatego nie wierzę w życzliwość niektórych z bohaterów. A potem okazuje się, że jednak nie, że miałem rację, a twórcy zbudowali tak skomplikowaną konstrukcję, że prawda i tak nie została w niej ukryta. Jednak film ma kilka fajnych pomysłów

Prom Queen: The Marc Hall Story (2004)

Obraz
Dziwnie ogląda się ten film. "Prom Queen" inspirowane jest prawdziwą historią Marca Halla, który w 2002 roku pozwał katolicką szkołę do sądu za to, że nie zezwoliła mu na udział w balu maturalnym, na który chciał przyjść ze swoim chłopakiem. Hall sprawę wygrał, a powstały w 2004 roku przypomina lekkie satyry na czasy, które minęły. Tyle tylko, że nie minęły... no może w Kanadzie, ale nie w sąsiadujących z nimi Stanach, gdzie słynna stała się sprawa sprzed roku. Constance McMillen chciała na bal maturalny przyjść ze swoją dziewczyną, a szkoła powiedziała "nie" (i nie była to szkoła katolicka). Dziewczyna władze szkolne pozwała do sądu, więc szkoła postanowiła odwołać oficjalny bal. Zorganizowano bal prywatny, na który poza McMillen i jej dziewczyną przyszło ledwie pięć osób. Reszta uczniów poszła na zorganizowaną w tajemnicy przed McMillen potańcówkę. Nijak ma się to do fabuły "Prom Queen", gdzie za Marciem murem stają uczniowie, a nawet związek zawodowy

The Countess (2009)

Obraz
Interesujące studium kobiecego szaleństwa. Tyle tylko, że Julie Delpy namalowała je zbyt delikatnymi barwami. Elżbieta Batory pokazana jest tutaj jako kobieta sukcesu, inteligentna i władcza, która zdołała znaleźć się wysoko w świecie zdominowanym przez mężczyzn i do tego katolików (ona sama jest protestantką). Jednak ten sukces okazał się jej klęską. Zbyt pewna siebie nie zdołała w porę rozpoznać pułapki próżności. Jej słabość, starannie pielęgnowana przez wrogów, staje się koszmarem dającym krwawe owoce. Przez chwilę Elżbieta żyje w świecie własnych iluzji, lecz kiedy jej okrucieństwo staje się bezsporne, zostanie rozszarpana w sposób typowy dla europejskich dworów. Pomysł wgryzienia się w mit Krwawej Hrabiny i przyjęcie za punkt wyjścia twierdzenie, że historię piszą (fałszują) zwycięzcy był ze wszech miar trafny. Niestety filmowi brakuje intensywności. Obsesja Elżbiety, jej osobisty dramat jest pozbawiony tej siły, jaką musiała odczuwać bohaterka. Dodatkowo całkowite skoncentrow

Mars Needs Moms (2011)

Obraz
Nigdy nie zrozumiem dlaczego Zemeckis zrezygnował z aktorskiego kina na rzecz mocapu. Ta obsesja na punkcie realistycznego odwzorowania rzeczywistości do niczego dobrego na razie nie doprowadziła. Postaci niby  poruszają się jak żywe ale ludzcy bohaterowie mimo wszystko wyglądają jak zdeformowane freaky, efekty chowu wsobnego. Ja tam wolałbym, żeby postaci były mniej realistyczne, za to fabuły bardziej angażujące. Niestety w tym przypadku fabuła jest ledwie średnia. Całość jest chaotyczna i mało efektowna. Wszystko opiera się na gadkach-szmatkach, które same w sobie może i są fajne, ale w dawkach zaprezentowanych w tym filmie męczące. Obraz za bardzo kojarzy się też z "Seksmisją" i porównanie to dla amerykańskiej produkcji nie jest korzystne. To, co w filmie spodobało mi się najbardziej, to niepoprawność polityczna. "Matki w mackach Marsa" masakrują ideologię feministyczną pokazując, jakim koszmarem byłaby dominacja kobiet we władzach, deprecjonując portret kob

You Will Meet a Tall Dark Stranger (2010)

Obraz
Nie rozumiem dlaczego Woody Allen upiera się przy kręceniu filmów w Londynie. "Sen Kasandry" był prawdziwym koszmarem (i najgorszym filmem Allena, jaki widziałem), "Scoop" było tylko odrobinę lepszy. Jedynym przyzwoitym londyńskim filmem był "Match Point". A jednak Allen wraca tam jak bumerang. Niestety przy pomocy "Poznaj przystojnego bruneta" nie udało mu się Londynu odczarować. Film jest na poziomie "Match Point", czyli nie jest tak najgorzej. Jednak dwa poprzednie filmy to była wyraźna zwyżka formy i po cichu liczyłem, że Allen będzie ją w stanie utrzymać dłużej. Niestety cytat z Szekspira podany na początku filmu jest samospełniającym się proroctwem. Pokazanie perypetii zawodowo-sercowych paru powiązanych ze sobą różnymi więzami osób niczemu nie służy i co gorsza, poza kilkoma momentami pozbawione jest inteligentnego humoru. Owszem zdarzają się tu i ówdzie dobre momenty lub zabawne i inteligentne riposty, ale jest ich o wiele mn

Los 2 lados de la cama (2005)

Obraz
"Po drugiej stronie łóżka" przed siedmioma laty zachwyciło mnie kiczowatą fabułą i równie kiczowatymi piosenkami. Być może z obejrzeniem sequela czekałem zbyt długo, ale "Los 2 lados de la cama" nie zrobiło już na mnie tego samego wrażenia. Akcja rozgrywa się kilka lat później. Javier i Pedro wciąż są przyjaciółmi i wciąż nie mogą się ustatkować. W ich życiu są nowe kobiety, ale choć obaj kontemplują ślub, zanim zdążą się zdecydować zostaną sami. Panie będą wolały swoje własne towarzystwo. Jednak lesbijski romans to jedno, a związek 24/7 to już co innego. Tymczasem Javier i Pedro spróbują zatopić smutek (i nie tylko) w atrakcyjnej Carlocie. Nie spodziewają się, że dzięki niej odkryją nowy wymiar swej przyjaźni. Niby w drugiej części jest wszystko to, co było w oryginalne. A jednak tym razem jest inaczej. Perypetie Javiera, Pedra i ich dziewczyn Marty i Raquel pozbawione są pikanterii i humoru. Na szczęście jest jeszcze Rafa szczycący się potężnym intelektem, a

I Spit on Your Grave (2010)

W latach 70. kino spod znaku gwałtu i zemsty świętowało złotą epokę. Jako reakcja na wyblakłe i zdewaluowane hasła ery hippisów, poszło w drugą skrajność pławiąc się w ukazywaniu bezsensownej brutalności i zmienianiu kochających pokój w pozbawione serca potwory krwawej vendetty. Wiele można tamtym filmom zarzucić, jak choćby "Pluję na twój grób" z 1978 roku. Były nieco naiwne, technicznie niedopracowane, ale jednocześnie miały jedną wielką zaletę: łatwo było uwierzyć, że te historie miały miejsce naprawdę. "I Spit on Your Grave" AD 2010 to rzecz odświeżona i pod względem realizacyjnym znacznie lepsza od swojego pierwowzoru. Twórcy mieli też fajniejsze pomysły na poszczególne sceny zemsty. Są on bardziej spektakularne i widowiskowe. Jednak paradoksalnie w tym właśnie tkwi problem. Ten sam zresztą, jaki miałem z remakem "Ostatniego domu po lewej" . Tu już nie zemsta jest ważna, ani nawet bohaterowie. Nowy "I Spit on Your Grave" to torture porn,

Another Year (2010)

Obraz
Dawno już nie obejrzałem filmu, który wywołałby we mnie tak silny protest. Przesłanie "Kolejnego roku" jest całkowicie sprzeczne z moimi poglądami, a na głównych bohaterów reagowałem jak na silny alergen. W teorii Leigh wykreował afirmację prostego, normalnego życia. Jego symbolem jest ogród z rocznym trybem narodzin, rozkwitania, zbierania plonów i śmierci. Jego symbolem jest też starzejąca się para opiekująca się owym ogrodem – Tom i Gerri. Ich życie pozbawione jest blichtru, choć mieli swoje chwile wielkich przygód. Jednak w porównaniu z innymi z ich otoczenia, prowadzą bardzo satysfakcjonujące i szczęśliwe życie. I tu zaczynają się moje kłopoty z filmem. Leigh opiewa życie Toma i Gerri, ale de facto nie daje żadnych odpowiedzi na pytanie dlaczego oni są razem, dlaczego im się udało przetrwać. Symbolika zmiany pól roku i mozolnej pracy w ogrodzie zanim zbierze się plony nie wyjaśnia wszystkiego. To piękna analogia, lecz ignoruje takie zjawiska jak naturalne katastrofy

Neka ostane među nama (2010)

Obraz
"Między nami" to opowieść o rodzinnych więzach zaplątanych bardziej niż w niejednej telenoweli. A wszystko przez znanego malarza i kobieciarza, który spłodził dwóch synów. Wiele się nimi nie zajmował, ale to nie znaczy, że nie miał wpływu na jego życie. Mimo faktu, że losy braci różnie się potoczyły, ich relacje z kobietami są bardzo podobne. Najnowszy film Rajko Grlicia okazał się sporym rozczarowaniem. Poprzedni - "Posterunek graniczny" - wywarł na mnie spore wrażenie. Tym razem obyczajowa obserwacja połączona z bardzo lekkim humorem wynudziła mnie doszczętnie. Nie rozumiem po co ten film powstał. Widzimy jakieś łóżkowe perypetie paru osób, ale do niczego to nie prowadzi, poza konstatacją, że po wojnie w Zagrzebiu chyba nie zostało zbyt wiele osób, skoro łóżkowy korowód jest tu tak bardzo ograniczony. Film nie jest ani portretem psychologicznym braci ani portretem socjologicznym społeczeństwa. Jego morał jest tak oczywisty, że sprawia wrażenie głupiego. Parę go

The Mill and the Cross (2011)

Obraz
Ach ta artystyczna pycha! Majewskiemu wydawało się, że może od tak wziąć się za malarstwo Bruegela i przy jego pomocy wywindować swój autoportret mistrza obrazów na nowe wyżyny (jakby pozycja, którą sobie wypracował nie wystarczała mu). Ale nie dość, że się ośmieszył, to jeszcze zwulgaryzował świetne skądinąd dzieło - "Drogę krzyżową". Sam pomysł, by wkroczyć w obraz, by przyjrzeć się intencjom malarza jak i "codziennemu życiu" namalowanych postaci, nie był zły. Jednak Majewski sięgnął po tę formę nie po to, żeby zinterpretować dzieło Bruegela, by wraz z nami je kontemplować, podziwiać, odnajdywać kolejne znaczenia. On wykorzystuje to, by wykazać się przed widzami swoim własnym zmysłem wizualnym. Gwałci obraz Bruegela, rozdziera go na kawałki, by je następnie wykorzystać w swoim własnym frankensteinowym dziele. Widz zostaje postawiony pod ścianą, bez wyboru, ma zachwycać się symboliką, przejmować głębią aluzji i drżeć z rozkoszy, której źródłem są zdjęcia i kompo

Flight (2011)

Obraz
Pretensjonalna alegoria pełna zbyt oczywistych symboli jak choćby zamaskowani naśmiewcy, poza jednym, który odsłania twarz i ujawnia swoją przyjacielską naturę. Ten gest uwalnia głównego bohatera z pęt ograniczających jego ducha. Owszem, tę symbolikę można byłoby pociągnąć trochę dalej i uznać, że "Flight" to historia pierwszego zauroczenia, ale wiele to nie zmieni. Nuda, nuda, nuda. Ocena: 5

Silencer (2011)

Obraz
Ciężkie jest życie mima. Jeśli drugi mim cię ukatrupi, to przez resztę życia musisz udawać martwego. Jeśli inny mim cię na morderstwie przyłapie, to musisz udawać, że siedzisz w więzieniu przez 12 lat. Morał z tego prosty: nie bądź mimem. Twórcy krótkometrażówki mieli fantastyczny pomysł. Spowiedź mima – genialne. Niestety jako film nie do końca się to sprawdza. Całość wygląda jakby to było nagranie z ćwiczeń aktorskich. I tylko końcówka trochę to rozbija, ale tylko trochę. Ocena: 7

The Maestro (2011)

Obraz
Świat jest muzycznym festiwalem ruchu i barw. Pod warunkiem że jesteś introwertycznym bezdomnym zamkniętym za kratami z brudnej brody i wytartych łachów. Pomysł beznadziejny, a wykonanie tylko przeciętne. Może komuś będzie żal biedaka, ale przez to filmik wcale nie zrobi się lepszy. Ocena: 5

The Unspoken (2011)

Obraz
Cudo! Wyraz miłości syna do umierającego ojca. Proste, lecz przejmujące słowa, piękne zdjęcia i nastrojowa muzyka. Jest w tym smutek osoby szykującej się na ostateczne pożegnanie i wdzięczność za szczęście, jakim była sama obecność. I nawet jeśli nie jest to prawdziwe pożegnanie ojca z synem (choć wydaje mi się, że jest), to w żaden sposób nie umniejsza to prawdziwości przesłania. Ocena: 9

Animal Beatbox (2011)

Obraz
Buahahahaha! To w zasadzie cały mój komentarz do tego filmu. Bo też cóż więcej można powiedzieć o tym muzycznym "królestwie zwierząt". Całość jest głupia ale pomysłowa, łatwo wbija się w mózg. Jako viral sprawdza się bezbłędnie. Ale jako film krótkometrażowy? Już chyba nie aż tak dobrze. Ocena: 7

Monkeys (2011)

Obraz
Skoro o "Królestwie zwierząt" było w poprzednim poście, to kontynuujmy temat. Tym razem z krótkometrażówką wyreżyserowaną przez jedną z gwiazd tamtego filmu Joela Edgertona. "Monkeys" to cała prawda o przyjaźni między facetami. Komunikacja i problemy rozwiązuje się w sposób prosty i bezwzględny. I co najlepsze nie potrzeba do tego słów. Świetny pomysł i znakomite wykonanie. Nic więcej, nie trzeba mówić. Ocena: 8

I Love Sarah Jane (2008)

Obraz
"Królestwo zwierząt" może wydawać się, jakby pojawiło się znikąd. A tymczasem jego twórca David Michôd od paru lat należy do prężnej grupy Australijczyków mających ciekawe pomysły na filmy i konsekwentnie je realizujące. Dowodem na to może być krótkometrażówka sprzed trzech lat "I Love Sarah Jane". Michôd był współscenarzystą, a reżyser też już nakręcił film z amerykańskimi gwiazdami ("Hesher", którego nie miałem jeszcze okazji zobaczyć). "I Love Sarah Jane" to brutalnie prosta wizja świata, w którym zapanowała epidemia zombie. Ten świat jest bardzo realny, poza faktem obecności zombie nie różni się niczym do tego, co znamy z naszego życia. U twórców epidemia nie jest apokalipsą, jak to zazwyczaj jest pokazywane w kinie, a kolejną z wielu plag, które nawiedzały ludzkość na przestrzeni wieków. I chyba właśnie ta zwyczajność skontrastowana z osobistymi dramatami robi największe wrażenie. Ocena: 7