The Deep Blue Sea (2011)


"Głębokie błękitne morze" okazało się dla mnie sporym szokiem. I to nie z rodzaju tych pozytywnych. Terence Davies nigdy nie należał do moich ulubionych reżyserów, ale mimo wszystko spodziewałem się od niego czegoś o wiele bardziej solidnego. Tymczasem w swoim najnowszym obrazie oscyluje gdzieś pomiędzy stylistyką wczesnego kina dźwiękowego i teatru telewizji. Co gorsza, w tym wszystkim gubią się aktorskie gwiazdy. Równie dobrze w obsadzie mogli się znaleźć naturszczycy, tyle dobrego wychodzi z ich gry.


"Głębokie błękitne morze" to portret miłości histerycznej. To obraz kobiety, która odkrywa miłość totalną i zostaje nią odurzona niczym osoba, która pierwszy raz zakosztowała opium. I jak ona, tak i bohaterka upojona wzbudzonymi przez miłość uczuciami, nie potrafi się powstrzymać, musi wracać po więcej, choć jednocześnie niszczy i siebie i obiekt swej adoracji.

Na drugim planie króluje zaś miłość cicha, cierpliwa, pozbawiona fajerwerków widowiskowej afektacji. Tyle tylko, że nie bardzo wiadomo, po co Davies ją włącza. Czy ma to być swego rodzaju kontrast, czy tylko pokazanie różnych dróg, jakimi miłość ma podążać. W ostatecznym rozrachunku nawet namiętna miłość bohaterki wypada sztucznie, jest tylko słabą inscenizacją, która nie potrafi wciągnąć. A w odbiorze zdecydowanie przeszkadza natrętnie ilustracyjna muzyka, która chce być czymś więcej, choć tak naprawdę nie jest.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

Tonight I Strike (2013)