Spring Breakers (2012)

Jeśli o mnie chodzi, to Korine mógłby już skończyć kręcić filmy. Nigdy za jego reżyserskimi dziełami nie przepadałem, ale dotąd zawsze mogłem sobie to tłumaczyć tak, że jest on po prostu zbyt hermetyczny. "Spring Breakers" jednak jakimś cudem trafia do bardziej masowego odbiorcy, a dla mnie jest to bełkot artystycznie na równie niskim poziomie co "Wkraczając w pustkę" czy "Essential Killing".


Z początku wydawało mi się, że "Spring Breakers" ma całkiem fajne zdjęcia. Ale szybko mi to minęło, kiedy zorientowałem się, że Korine ogranicza się tu do scenek znanych z lat 90. z "MTV at the Beach" (tyle że dodał piersi) i prostych scenek transportowych. Całość oblana została neonowymi barwami, by wyglądać bardziej odlotowo. Na taką przynętę nie złapał mnie Noé, którego cenię jednak bardziej niż Korina, więc tu też nie poskutkowało.

Ale to i tak nic w porównaniu z dialogami, które wydają się napisane przez niedorozwoja mającego artystyczne aspiracje. Za każdym razem, kiedy buzię otwiera Selena Gomez, gorączkowo rozglądałem się w poszukiwaniu żyletki, by się pociąć. A kiedy James Franco zaczynał deklamować "wiersze", to we mnie budziło się przekonanie, że mniej bym cierpiał wypiwszy litr czystej rtęci.


Film próbuje ratować nielinearny montaż. Ale jest w tym coś żenującego, jak bycie świadkiem strusia próbującego wznieść się w powietrze. Tak naprawdę jedynym jasnym punktem całości jest muzyka, w szczególności kompozycje Cliffa Martineza (jak choćby "Big 'Ol Scardy Pants"). A do jej posłuchania wcale nie muszę wybierać się do kina.

Ocena: 2

Komentarze

  1. Ajajaj wiedziałąm, że nie może być aż tak pięknie, czytam twoje recenzje od dawna i naprawde prawie zawsze się zgadzamy, a jak nie to nasze zdania są bardzo zbliżone. Nie w wypadku Spring Breakers, postanowiłam przemówić :D
    zdjęcia SĄ naprawde fajne, nawet jesli ograniczone do mtv, podsycone barwy sprawiały, że nie mogłam oderwać wzroku od filmu, wszystko było takie piękne i kolorowe, na pierwszy rzut oka oczywiscie. Moim zdaniem taki był cel tego, odwrócić uwagę od prawdziwego przekazu, zmylić, zrobić w bambuko tylko po to, aby poźniej dostać obuchem (przekazem) w łeb. Dialogi: nie kupiłam niestety tej koncepcji dialogów-jako-refrenu-piosenki-pop, bardzo mnie męczyły powtarzane kwestie, ale mogę to wybaczyć, bo nie było tego dużo. Nielinearny montaż też miał swój cel, podkreślić bałagan w jakim znalazły się główne postacie. Muzyka genialna, nie znoszę Skrillexa ale jak widać Martinez potrafi nalać i z pustego ;) Film ten jest wielowymiarowy: oglądany jako satyra na pokolenie Y, jak ja go oglądałam, daje do myślenia, ma sens i zostawia nas z przemyśleniami na kolejne kilka nocy.
    pozdr :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam w moich skromnych progach :)

    Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, jaki był cel takiej a nie innej formy i co chciał tym Korine osiągnąć. Ale moim zdaniem nie osiągnął. Najlepiej widać to właśnie na zdjęciach. Zamiast stać się satyrą na powierzchowność młodych, Korine sam dał się złapać w pułapkę blichtru i kolorów. Jego filmów dla mnie zamiast być głębokim, inteligentnym i przewrotnym spojrzeniem na całe pokolenie, jest rozgorączkowanym, egzaltowanym dziełem niespełnionego artysty, niedojrzały, mającym więcej ambicji niż umiejętności. Ja satyrę widzę jedynie w intencjach reżysera, ale nie w wykonaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah o to chodzi, wziąć wszystko co najgorsze z mtv i podobnych produkcji i obsadzic tym 90 minut filmu, widz ma dwa wyjscia, albo odebrać film jako błyskotliwy pastisz albo jako własnie kalke wyżej wspomnianych programów bez głębszego sensu. Myślę, że własnie golizna i seks mają w pewien sposób przesiać odbiorców/widzów na tych którzy patrzą i na tych którzy widzą. Ale dzięki za odpowiedź, ten film dzieli ludzi, szanuję twoją opinię i dzięki za odpowiedź :))

      Usuń
    2. Tego jednego filmowi odmówić nie można. Rzeczywiście działa na ludzi dzieląc ich ostro w poglądach. W jakimś sensie oznacza to sukces reżysera, bo chyba nie ma nic gorszego dla twórcy od obojętności odbiorców.

      Usuń
  3. Mnie też jest bliżej do tego, co napisała Ratatoui - mnie się Spring Breakers naprawdę podobało. Nie uważam go za głupie, egzaltowane dzieło niespełnionego artysty, a raczej świetnie zrobioną kliszę z życia sporej grupy społecznej, jaką są amerykańskie, puste nastolatki. Co do muzyki Martineza się wszyscy zgadzamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem słowa zachwytu, ale nie podzielam tych opinii. Dla mnie owa "klisza" to by zaistniała, gdyby Korine zachował dystans, gdyby rzeczywiście jego film miał być komentarzem/diagnozą whatever. Ale w moich oczach on zatracił się w stylistyce i próba mimo wszystko robienia z tego poważnego kina artystycznego z głębszym przekazem jest zwykłym tchórzostwem. Jakby Korine wstydził się tego, w jakiej stylizacji całość zrobił i próbując zachować twarz za wszelką cenę chciał mnie przekonać, że to jest tylko powierzchowność, za którą kryją się głębokie przemyślenia. Korine zyskałby w moich oczach, gdyby miał cywilną odwagę przyznać, że to jest film bez podtekstów, że po prostu lubi teledyski i młode panienki w bikini.

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

היום שאחרי לכתי (2019)

The Entitled (2011)

Son of a Gun (2014)

Non accettare i sogni dagli sconosciuti (2015)

Security (2017)