Au nom du fils (2012)

"W imię syna" to inteligentna, zabawna i makabryczna przypowieść o tym, jakie są skutki kłamstwa. W tym filmie kłamią wszyscy. Mąż, który twierdzi, że jeździ na polowania, a w rzeczywistości szkoli się na chrześcijańskiego bojownika-fanatyka. Syn, który wspiera kłamstwo ojca nawet po jego śmierci i który okłamuje matkę co do swoich relacji z księdzem. Księża, wszyscy jak jeden mąż, ukrywający prawdę o pedofilii i innych grzechach ludzi kościoła. I wreszcie główna bohaterka, która rozpocznie krucjatę przeciwko pedofilom, bo łatwiej jest jej pogodzić się z myślą, że jest morderczynią, niż z tym, jak zachowała się na antenie, kiedy syn zadzwonił do jej audycji, by wyznać prawdę. Kłamstwo w filmie Vincenta Lannoo oznacza śmierć. Zazwyczaj związaną ze zmasakrowaną głową: najpierw mamy dwie kulki w łeb, a później czerep rozwalony czajniczkiem do herbaty.


Obraz Lannoo to dzieło obrazoburcze, które jeszcze pół wieku temu doczekałoby się ekskomuniki. Film robi piorunujące wrażenie, ponieważ łączy ze sobą rzeczy, których "normalny człowiek" nigdy by nie połączył: fundamentalne problemy jak pedofilia i rasizm z absurdalną komedią, której podstawą jest krwawa jatka. Ja lubię takie mieszanki, więc "W imię syna" zachwyciło mnie prawie od samego początku.

Ale później mój podziw dla reżysera jeszcze wzrósł, ponieważ Lannoo nie poszedł po linii najmniejszego oporu i nie wytyczył prostych granic podziału na dobro i zło. Tu nic nie jest tak jasne i jednoznaczne, jak chcieliby tego obrońcy moralności. Związek syna z księdzem wcale nie jest pokazany jako zbrodniczy. Fałszywość kazań księży kontrastowana jest z autentyczną lekcją pokory i tolerancji. Reżyser demaskuje katolicką obsesję na punkcie cierpienia, jako sadomasochistyczne misterium orgiastyczne, pokazuje absurdalne próby łączenia wiary z nauką, ale zarazem nie neguje prawdy wiary, ani autentycznego zaangażowania niektórych z wierzących. Wreszcie główna bohaterka. Z jednej strony ofiary pedofilów z satysfakcją będą oglądać jej działania, ale z drugiej strony reżyser nie ucieka od wskazania, że jej krucjata kończy się atakiem na niewinnych ludzi tylko dlatego, że kto inny został obwiniony za jej zbrodnie.

"W imię ojca" to drugi po "Wielkich złych wilkach" film widziany przeze mnie w tym roku, który mówiąc poważnie na najtrudniejsze tematy, jednocześnie śmieszy i szokuje wyrazistymi scenami przemocy. Jak dla mnie jest to mieszanka doskonała. A polski kler dobrze zrobiłby biorąc sobie do serca to, co w tym filmie pokazano. Bo jeśli księża dalej będą gadać głupoty, to fikcja może za którymś razem przerodzić się w rzeczywistość.

Ocena: 9

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

Tonight I Strike (2013)