Frank (2014)

Ludzie dzielą się na trzy rodzaje. Z jednej strony są ci, którzy są miernotami, beztalenciami, osobami bezbarwnymi. Są tak zwyczajni, że nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że czegoś im brakuje. Ich szczęściem jest nieświadomość. Z drugiej strony są obdarzeni talentem. To jednostki ekscentryczne z wyboru lub za sprawą okoliczności życiowych. Mogą cierpieć, bo odstają od reszty lub też nie mogą znaleźć nigdzie miejsca, bo cierpią. Ich światem jest sztuka, szczęściem ustanie chaosu. I jest jeszcze trzecia grupa, najgorsza z nich wszystkich. To osoby wrażliwe, które zdają sobie sprawę z tego, że rutyna i bezbarwna egzystencja to nie wszystko, ale które nie mają wystarczająco dużo talentu, by móc naprawdę spełnić się jako osoba wyjątkowa. Ich codziennością jest frustracja, która może prowadzić – czy tego chcą czy nie – do destrukcji.




"Frank" to opowieść o Jonie, który należy właśnie do tej trzeciej grupy. Marzy mu się kariera piosenkarza. Niestety jego umiejętności twórcze sprowadzają się jedynie do odtwarzania cudzych pomysłów. Na swoje własne nie potrafi wpaść. Co więc robi? To, co każdy pasożyt – podpina się pod tych prawdziwie twórczych licząc, że z nimi spełni własne marzenia. Jest tak bardzo zafiksowany na sobie samym, że nie zauważa, jak stopniowo niszczy delikatną równowagę zespołu prowadzonego przez tytułowego Franka.

Lenny Abrahamson pokazuje we "Franku", że złoczyńca wcale nie musi być człowiekiem złym. O Jonie można wiele powiedzieć, ale z całą pewnością nie to, że jest wredny, aspołeczny, psychopatyczny. Jego racje, jego punkt widzenia łatwo zrozumieć. Jon pragnie być kimś, ale jednocześnie nie potrafi być prawdziwie szalonym. Potrafi zrozumieć czym jest kompromis, co przecież w sztuce jest bardzo często niedopuszczalne. Nie mogąc przekroczyć granicy ekscentryzmu, będzie chciał, by Frank i jego ekipa zrobili krok w jego kierunku. Można nawet uznać, że Jon chce ich "uzdrowić", uczynić normalniejszymi. A mimo to jest niszczycielem światów.

Parę lat temu "Frank" bardziej by mi się spodobał. Dziś jest to po prostu kolejna niezależna opowieść o tym, że aby coś zbudować, najpierw trzeba rozsadzić zastany system. Za dużo podobnych filmów widziałem, by robiło to na mnie większe wrażenie. Poprzedni film Lenny'ego Abrahamsona "What Richard Did" wydał mi się o wiele bardziej oryginalny i ciekawy.

Za to "Frank" ma świetną obsadę. Michael Fassbender pokazał się tu z innej strony i jest to strona, którą chętnie ponownie w kinie zobaczę. Gleeson też sobie doskonale poradził ze swoją rolą.

Ocena: 6

Komentarze

  1. Ciekawe, :) Jestem zainteresowana tym "Frankiem", dzięki. Hm, ciekawe, do jakiej grupy ty się zaliczasz. To nie musi być pytanie, to może być chwila refleksji. Fassbender - jak ja go dawno nie widziałam, Zerknęłam jeszcze na Fb , na zdjęcia, obsadę, to naprawdę może być niesamowity film. :)
    bf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dawno nie widziałaś Fassbendera? Ja mam wrażenie, że nie można się od niego opędzić ostatnio, wszędzie go pełno.

      A do jakiej grupy ja się zaliczam? Mam nadzieję, że nie do pierwszej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

Tonight I Strike (2013)