Guardians of the Galaxy (2014)

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że "Strażników Galaktyki" kręcić będzie James Gunn, to nie mogłem w to uwierzyć. Film z miejsca trafił u mnie na listę najmniej oczekiwanych tytułów Marvela. Z kilku powodów. Po pierwsze pamiętałem poprzedni film Gunna o "superbohaterze". "Super" nie przypadło mi specjalnie do gustu. Po drugie Gunn najbardziej kojarzył mi się z "PG Porn", czyli humorem zupełnie niewłaściwym dla disnejowskich produkcji. Zacząłem czekać na film dopiero po pierwszym zwiastunie. Kiedy zobaczyłem to szaleństwo wizualne i komediowe, wiedziałem, że po prostu muszę całość obejrzeć.




Być może moje oczekiwania zostały przez ten pierwszy zwiastun podkręcone ponad miarę, bowiem cały film nie zrobił na mnie równie dużego wrażenia. Och, to wciąż jest jeden z lepszych tytułów MCU (i być może najlepsza rzecz Gunna), ale liczyłem na to, że "Strażnicy Galaktyki" wybiją się ponad wcześniejsze tytuły, wskoczą na wyższy poziom. Tymczasem obraz Gunna jest bardzo bliski standardom wypracowanym przez obecne seriale animowane powstające na bazie marvelowskich komiksów (wystarczy porównać go z choćby z "Mega Spider-Manem"). Mamy tu do czynienia z tym samy poczuciem humoru (budowanym na lekkiej ironii), stosunkiem do prezentacji scen ekspozycyjnych, nie mówiąc już o ogólnym tonie awanturniczym z dużą dozą dystansu do siebie i otoczenia. Gunn jednak nie do końca wykorzystał potencjał tkwiący w materiale. Nie sprawdziły się przede wszystkim tony sentymentalne, odwołujące się do popkultury z lat 80. Pod tym względem pozostaje daleko w tyle chociażby za serią "Jump Street".

Odrębną kwestią jest wydźwięk filmu. "Strażnicy Galaktyki" wpisują się w nurt kina familijnego, który ja wcale nie nazwałbym odpowiednim dla osób dojrzewanie mających jeszcze przed sobą. Chwilami Gunn korzysta tu z tego samego dowcipu, co w "PG Porn". Mamy więc żarty o spermie (chciałbym zobaczyć rodziców próbujących wyjaśnić dzieciom, dlaczego tekst o Pollocku jest zabawny). Aluzja seksualna jest aż nazbyt widoczna w finale sceny ratowania Gamory przez Petera. W "Strażnikach Galaktyki" znaczna część komediowego klimatu budowana jest na gwałcie (aluzje do gwałtów więziennych), przemocy (zabawne są przede wszystkim mordy i zniszczenie dokonywane przez Groota) i ludobójstwach. Dla dorosłego widza może i jest to odpowiedni humor (ja się bawiłem doskonale, ale mnie śmieszyła też "Ludzka stonoga", więc nie jestem w tym względzie osobą reprezentatywną), ale dla dziecka? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

Pod jednym względem "Strażnicy Galaktyki" naprawdę wyróżnili się na plus. To sami bohaterowie. Szop i Groot z miejsca stali się moimi marvelowskimi pozytywnymi ulubieńcami (moim ulubionym czarnym charakterem jest Zimowy Żołnierz z drugiego "Kapitana Ameryki"). Bardzo spodobał mi się też Chris Pratt w roli Petera Quilla. Jego przemiana jest naprawdę imponująca i mam nadzieję, że trwała. Ale Gomora i Drax średnio przypadli mi do gustu. Ronan i Thanos też się specjalnie nie wyróżnili. Zaś Kolekcjonera jest tak mało, że trudno mi było nie czuć rozczarowania. Dobrze przynajmniej, że jest bohaterem sceny po napisach końcowych.

W sumie więc po "Strażnikach Galaktyki" pozostał niedosyt. Moim ulubionym filmem Marvela pozostaje "Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie". Jednak w SG jest spory potencjał i mam nadzieję, że na razie nie zostaną zmieszani z Avengersami.

Ocena: 7

Komentarze

  1. 9/10. To nie jest film dla dziecka. Przynajmniej ja swoich bym nie zabrał. Śmiałem się tu częściej niż na filmach, które miały byc komediami. Gomora - po kilku dniach od premiery, owszem, mogę jej zarzucić to i owo. Drax? był genialny. Ta jego prostolinijność i fakt że w tak okrutny sposób można go było wykorzystać (chociaż nikt tego nie robi na szczęście) mnie osobiście zauroczyła :) Mnie śmieszyły momenty gdy Drax (nie wiem czy dobrze przytoczę), patrzy po udanej akcji na Quilla i mówi "dołączył do nas prawdziwy wojownik i człowiek honoru". Nikt tego nie prostuje i Drax żyje w tym swoim świecie bez podtekstów :) Ja dostałem rozrywkę jakiej w kinie dawno nie zaznałem. Może dlatego że pamiętam Indianę Jones z kina? (ale nie chodzi oczywiście o "Kryształową Czaszkę" :). I pamiętam tą zajebistą zabawę w kinie. Tu było podobnie. Fuck it. Kupili mnie całego.

    No i epickie momenty, które dostały postacie drugo i trzecioplanowe. Każdy był przez chwilę w świetle reflektorów. To też na plus.

    Osobną sprawą jest ścieżka dźwiękowa z filmu. Już dawno nikt nie zrobił tyle dobrego dla muzyki z lat 70-tych co Guardiansi. Mogli przecież wcisnąć to co teraz leci w stacjach radiowych. Przecież producenci mogli perfekcyjnie podłożyć rihannę i inne pod akcję (i pewnie też by się to dobrze oglądało). Jednak zaryzykowali w moim mniemaniu i za to kolejny duży plus. Nie mogą liczyć przez to na sowite zyski ze sprzedaży płyty z muzyką do filmu, a jednak zrobili to.

    Dobra. Summa summarum 9/10 + petarda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem Twoją entuzjastyczną recenzję. Cóż. Ja też się na filmie świetnie bawiłem. Momentami rzeczywiście "Strażnicy Galaktyki" mogą stawać w jednym rzędzie z Indianą Jonesem. Ale tylko chwilami. Ja rozumiem ideę stojącą za postacią Draxa, ale moim zdaniem Dave Bautista nie był odpowiednim człowiekiem do odegrania tego psychopaty o szczerym sercu. Wydał mi się - mimo całej swej muskulatury - za miękki, za... pluszowy.

      Disney najwyraźniej uważa Strażników za film dla dzieci, skoro przygotowali tyle kopii z dubbingiem.

      Usuń
    2. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie tego filmu z dubbingiem. Musiałem z pracy wyjść wcześniej żeby na normalną wersję trafić :)

      Usuń
    3. Btw. Miło wiedzieć że czytałeś :)

      Usuń
    4. Od czasu do czasu odwiedzam Twojego bloga, a tekst o Strażnikach, nawet jeśli się z nim nie do końca zgadzam, to przeczytałem z przyjemnością

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

היום שאחרי לכתי (2019)

The Entitled (2011)

Son of a Gun (2014)

Non accettare i sogni dagli sconosciuti (2015)

Blackhat (2015)