Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

Short Skin (2014)

Duccio Chiarini postanowił przenieść na włoski grunt niezależne kino amerykańskie. Efekt jest dość dziwaczny. "Short Skin" jest zbyt sflaczałe, by uznać je za pełnowartościową komedię obyczajową, ale też ma kilka absurdalnych scen (np. masturbacja przy pomocy ośmiornicy), które nie pozwalają traktować filmu zbyt poważnie.

Blood Cells (2014)

Po całym męczącym dniu "Blood Cells" nie było dobrym wyborem. Powinienem był pozostać przy "Raidzie 2", ale zobaczyłem, że jest o 40 minut dłuższy i uznałem, że obejrzę przy innej okazji. Jak się jednak okazuje, czas to nie wszystko.

La vita oscena (2014)

Jestem niezwykle zdumiony tym, że "La vita oscena" mi się spodobało. Wszystko w tym filmie wygląda przecież jak przepis na katastrofę, począwszy od pomysłu (który przywodzi mi na myśl najgorsze artystyczne bohomazy, jak "Essential Killing"), przez bohatera (egzaltowany emo-poeta, który nie potrafiąc odnaleźć się w świecie spróbuje się zaćpać na śmierć) po samą realizację (czytanie książkowego pierwowzoru przez narratora z offu). A jednak Renato De Maria potrafił te niemożliwe składniki tak ze sobą skomponować, że całość wydała mi się naprawdę fascynująca.

H. (2014)

Ciekawe, czy gdyby "Pozostawieni" mnie nie rozczarowali, to czy ten film by mi się spodobał. "H." inspirowane jest greckimi mitami, w szczególności historią Troi, ale mi od razu skojarzył się z serialem HBO. Podobnie jak tam, tak i tu fabuła rozgrywa się wokół tajemniczych wydarzeń. Widzimy kilku bohaterów, którzy są ofiarami dziwacznego fatum. Jest ono może bardziej namacalne niż w serialu, ale pozostaje równie wielkim znakiem zapytania. H. by Rania Attieh & Daniel Garcia (TRAILER) from En Passant Film on Vimeo .

Romeo & Juliet (2013)

Czy Julian Fellowes powtórzy jeszcze kiedyś sukces "Gosford Park"?  Zaczynam mocno w to wątpić. Każdy kolejny film bazujący na jego tekście okazuje się rozczarowaniem, wątłym cieniem fantastycznego dzieła Roberta Altmana. I podobnie jest z "Romeo & Juliet".

Life's an Itch (2012)

Teraz wiem, co się dzieje z wszystkimi materiałami ambitnych twórców filmów pornograficznych, którzy w swoich scenariuszach umieszczają zbyt wiele fabuły. Otóż wszystkie te "zbędne" sceny zostały wycięte, sklejone w jedną całość i zaprezentowane jako komedia "Życie to pokusa". Naprawdę, z każde sceny aż wrzeszczy "porno!" począwszy od samych scenek (i nie chodzi tu o tak oczywiste sceny ja ta z "otwieraniem czakr"), przez dialogi i drętwe aktorstwo, a na "muzyce" skończywszy.

Amour & turbulences (2013)

"Miłość i turbulencje" to bardzo typowa francuska komedia romantyczna. Dlatego też z czystym sumieniem mogę ją polecić wyłącznie koneserom tego gatunku. Ponieważ sam się do nich zaliczam, więc film uznaję za udany.

My Fair Lidy (2011)

"My Fair Lidy" jest filmowym odpowiednikiem kundla ze schroniska. Na pierwszy rzut oka wydaje się szkaradny, ale w swej brzydocie jest w nim coś tak rozkosznego, że nie sposób się w nim nie zakochać.

What Maisie Knew (2012)

Katarzy mieli rację, ludzie nie powinni mieć dzieci. Ale ich idea jest niemożliwa do realizacji, ponieważ sprzeczna jest z najbardziej ludzką z cech – egoizmem. Kogo obchodzi dobro drugiej osoby? Nikogo. Nawet altruizm czy też "autentyczna troska" o drugą osobę jest niczym więcej, jak formą egoizmu, tyle że utajoną, niczym jakiś retrowirus. Egoizm jest cechą uniwersalną, która dotyka w identycznym stopniu młodych i starych, dojrzałym emocjonalnie i tych dopiero swoją psychikę kształtujących. Różna jest jedynie jego percepcja. U dzieci jest on akceptowany, u dorosłych w swojej surowej formie jest już czymś negatywnym.

Klauni (2013)

Nic nie ma znaczenia. Radości i smutki, triumfy i porażki, przyjaźnie, miłości, zawody, zdrady. I czym się tu przejmować, skoro w końcu wszyscy się zestarzejemy, dopadną nas choroby, ból, zapomnienie i w końcu jedyne, co zostanie nam, to świadomość, że wkrótce umrzemy? Marność. O tym opowiadają "Klauni" i pozostając w zgodzie z ideą filmu, rzecz ta marną jest.

The Canyons (2013)

Gdyby "The Canyons" powstało 20 lat temu, w dokładnie tej samej formie, miałoby u mnie zdecydowanie wyższą notę. A wszystko przez autora scenariusza, Breta Eastona Ellisa. Wydaje mi się, że Ellis zmienił się w starą, zdartą płytę, która w kółko gra to samo. "The Canyons" to przecież kolejna historia o obsesji posiadania, skrajnym materializmie, który zakłóca naturalny rytm uczuć, wypaczając to, co jest odczuwane i prowadząc do ekstremalnych sytuacji. Ellis świetnie opisał to w "Less Then Zero", "The Rules of Attraction" i w końcu w "American Psycho". Z tego też powodu "The Canyons" jest nie tylko powtórką z rozrywki, ale też swoistego rodzaju podkreśleniem, że Ellis stał się ofiarą swojego własnego sukcesu i nie potrafi powiedzieć już nic ciekawego.

Tengo ganas de ti (2012)

"Tylko Ciebie chcę" jest kontynuacją "Trzech metrów nad niebem". Pierwsza część średnio przypadła mi do gustu. Głównie dlatego, że nie spodobała mi się para głównych bohaterów. Ich relacja wywoływała u mnie reakcję alergiczną, więc wcale im nie kibicowałem. Wolałem to, co działo się na drugim planie. A ponieważ to był tylko drugi plan, dodatek, więc twórcy filmu nie poświęcali temu zbyt wiele miejsca, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Po kontynuację sięgnąłem więc bez większego przekonania, z głupiej ciekawości, która "każe mi" dowiadywać się, co się z bohaterami działo później.

Dead in Tombstone (2013)

Całkiem przyjemna alternatywa dla "Niezniszczalnych 3". Film zrobiony z mniejszą pompą, za niewielkie pieniądze i tylko z trójką znanych gwiazd. Niemniej jednak ma wszystko to, czego tak bardzo brakowało w filmie Stallone'a i Hughesa, w tym to najważniejsze - luz. W przeciwieństwie do "Niezniszczalnych 3", "Śmierć w Tombstone" nie ma ambicji nobilitowania kina akcji poprzez dystansowanie się wobec fabularnych i dialogowych głupot i nadawaniu im dodatkowych znaczeń. Tu twórcy wykładają karty na stół i liczą, że widzowie to docenią. Tu chodzi wyłącznie o nieskrępowaną zabawę i nic więcej.

The Food Guide to Love (2013)

"Szczypta miłości do smaku" pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie tym, jakim jest filmem – to akurat można było łatwo przewidzieć po samym opisie fabuły. Zaskoczyła mnie tym, jaką wywołała u mnie reakcję. O dziwo bowiem film spodobał mi się.

Leather Jacket Love Story (1997)

Po ostatnich rozczarowaniach gwiazdorskimi filmami niezależnymi, potrzebowałem terapii wstrząsowej. A na to najlepsze wydało mi się sięgnięcie po prawdziwie niezależne kino z czasów, kiedy jeszcze nie było ono modne, a przez to było domeną entuzjastów, którzy kręcili swoje dzieła za pół darmo. Mój wybór padł na "Leather Jacket Love Story", które przeleżało u mnie pięć lat. I jak to często bywa z filmami, których obejrzenie odkładam latami, zachwyciłem się tym, co zobaczyłem.

Starred Up (2013)

Przetrwać w więzieniu nie jest łatwo. Nie dlatego, że życie za kratami różni się od tego na zewnątrz, ale właśnie dlatego, że jest ono identyczne, tylko podane w bardziej skondensowanej formie. Tu nie ma po prostu miejsca na to, by problemy, negatywne emocje, kompleksy "rozładować" gdzieś na boku. Tu wszystko jest elementem gry o władzę, wpływy, przetrwanie.

Kon-Tiki (2012)

"Wyprawa Kon-Tiki" to jeden z tych filmów, których popularności nie jestem w stanie zrozumieć. Nominacja do Oscara? Nominacja do Złotego Globu? Nominacja do Satelity? Nominacja do Europejskiej Nagrody Filmowej? Za co?

Writers (2012)

Zanim Josh Boone nakręcił "Gwiazd naszych wina", zrobił typowo festiwalową produkcję "Bez miłości ani słowa". Jego przepustka do Hollywood okazała się równie miałka, jak jego kinowy przebój. Przynajmniej dla mnie.

Pas de repos pour les braves (2003)

"Nieznajomego nad jeziorem" obejrzałem rok temu przez całkowity przypadek. Nie wiedziałem wtedy nic o jego reżyserze. Film okazał się jednak na tyle intrygujący, że postanowiłem bliżej zapoznać się z twórczością Alaina Guiraudiego. Mój wybór padł na "Pas de repos pour les braves". I okazało się, że "Nieznajomy nad jeziorem" nie był dziełem przypadkowo udanym. "Pas de repos pour les braves" potwierdziło, że muszę bardziej uważać na reżysera, bo może mi umknąć coś naprawdę dobrego.

天注定 (2013)

"Dotyk grzechu" zacząłem oglądać zaintrygowany, a skończyłem oniemiały ze zdumienia. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, co ludzie widzą w tym filmie, czym się tak zachwycają. No dobrze, Jia ma doskonałe wyczucie obrazu. Zdjęcia są chwilami rewelacyjne, ale same nowelki? Nie, nie ma w nich nic ciekawego.

A.C.O.D. (2013)

Stuart Zicherman miał dobry pomysł. Niestety potem postanowił wkroczyć na drogę niezależnego komediodramatu i wszystko zepsuł. Pewnie dlatego najciekawsze jest to, co następuje po filmie, podczas napisów końcowych, czyli wyznania tych, którzy są DDR (dorosłymi dziećmi rozwodników) i tych, którzy nimi nie są.

Au Pair, Kansas (2011)

Kiedy zaczynam wątpić w to, że proste filmy z prostymi historiami mogą mnie zaciekawić, wtedy pojawiają się takie obrazy jak "Au Pair, Kansas", które przywracają mi wiarę w niezależne produkcje. Pełnometrażowy debiut J.T. O'Neilla niczego nie udaje, niczego nie wymusza, nie chce być za wszelką cenę "artystycznym", "niezależnym", "inteligentny", "przewrotnym", "ekscentrycznym" dziełem. Jest za to piękną w swej prostocie opowieścią o ludziach, którzy muszą zrozumieć, że czasami rezygnując z własnych marzeń mogą odkryć to, czego naprawdę im w życiu potrzeba.

La religieuse (2013)

Nie jestem fanem Diderota i najnowsza ekranizacja "Zakonnicy" nie wpłynęła na poprawę mojej opinii o nim. Ta historia w dalszym ciągu wydaje mi się materiałem świetnym na latynoską telenowelę, ale niezbyt dobrze sprawdzają się w formie kostiumowego dramatu kinowego czy też literackiego.

All Is Bright (2013)

Kino żenująco niskich lotów. Ani reżyserowi ani aktorom najwyraźniej nie bardzo chciało się pracować i poszli po najniższej linii oporu. Dla kogoś, kto rzadko ogląda filmy, "Prawie święta" mogą być miłą rozrywką. Dla mnie jednak, osoby, która parę filmów z Giamattim, Ruddem i Hawkins widziała, ten obraz był oznaką braku szacunku dla widza.

Kill Your Darlings (2013)

"Kill Your Darling" to film, który każdy powinien zobaczyć. Nie dlatego, że jest to dzieło wyjątkowe, bo nie jest. Ale dlatego, że jest to popis aktorskiego kunsztu najwyższej próby. Michael C. Hall zachwycił mnie tym, jak zagrał Davida. Ta jego desperacka miłość i tragiczna niemożliwość akceptacji faktu, że jest to uczucie jednostronne – udało mu się to tak pokazać, że po prostu łamał mi serce. Scena ostatniego spotkania z Allenem i późniejsza konfrontacja z Lu, to prawdziwe mistrzostwo i szczerze mówiąc, nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego nie dostał choćby jednej nominacji. Inni aktorzy też mają swoje pięć minut. Daniel Radcliffe jest świetny, gdy orientuje się, jaką rolę przyszło mu grać w życiu Lu. Dane DeHaan ma kilka wspaniałych momentów. Elizabeth Olsen też błysnęła talentem (choć jej najlepsza scena została z filmu usunięta – dla historii może to i słusznie, ale dla fanów aktorki gorzej, jeśli nie oglądali wersji DVD).

Austenland (2013)

Cóż za uroczy film! Choć szczerze mówiąc nie jestem chyba w stanie uzasadnić mojego zachwytu tym filmem. Bo też w gruncie rzeczy czym tu się zachwycać? Nie jest to przecież żadna szalona komedia. Scen czystego humoru jest tu niewiele, a większość z nich jest powtórką z rozrywki (dotyczy do w szczególności Jennifer Coolidge – mogła grać jednocześnie w "Dwóch spłukanych dziewczynach" i chyba sama nie bardzo potrafiłaby wskazać, gdzie kończy się scena z serialu a zaczyna z filmu).

Smukke dreng (1993)

"Smukke dreng" to jeden z ciekawszych filmów o prostytucji pedofilskiej, jaki miałem okazję obejrzeć. A nic na to nie wskazywało, kiedy po niego sięgałem. Na pierwszy rzut oka obraz Carstena Søndera nie wydaje się niczym specjalnym. Reżyser opowiadając historię Nicka korzysta ze wszystkich możliwych stereotypów: problemy w domu, opiekuńczy (na pierwszy rzut oka) obcy, którzy za chwilę intymności dają to, czego dzieciak nie znajdzie w rodzinie, pozbawieni złudzeń rówieśnicy, którzy jednak stanowią grupę wsparcia, świat perwersji, gdzie liczy się tylko to co możesz dać i co możesz zyskać.

Generation Um... (2012)

"Pokolenie um" – czy tytuł miał wskazywać na to, że film będzie diagnozą jakiejś grupy społecznej? Jeśli tak, to reżyser poległ na całej linii. Jego film jest bowiem protekcjonalnym "dziełem" kolesia, który za wszelką cenę chce pokazać, jaki to mądry z niego gość, jaki dociekliwy obserwator. Tyle tylko, że jego film nic nie mówi o jakimkolwiek pokoleniu, a za to dużo o samym reżyserze.

Oy Vey! My Son Is Gay! (2009)

Cóż za rozczarowanie. Miała to być "a fun and festive romantic comedy", tymczasem w całym filmie naliczyłem może dwie sceny, które naprawdę mnie rozśmieszyły. Jest też kilka, które na siłę starały się być zabawne, ale im nie wyszło. Reszta jest po prostu strasznie namolna propaganda najbardziej irytującego mnie sortu.

My Little Princess (2011)

Metafora o dziwkach, którą posłużyłem się przy okazji poprzedniego wpisu, także i w przypadku "Mojej małej księżniczki" jest jak najbardziej trafna. Jak uczy przykład bohaterek filmu Evy Ionesco, również relacje rodzinne mają charakter znany ze świata prostytucji. Walutą jest tu jednak nie realny pieniądz (a przynajmniej nie tylko), lecz przede wszystkim uwaga i miłość.

Pionér (2013)

Kolejny film o tym, że każdy, kto robi interesy z Amerykanami jest dziwką. A dokładniej: tak jest przez nich traktowany. Amerykanie przybywają, kładą kasę i żądają wykonania usługi. A jeśli czasem chcą coś zrobić bez zabezpieczeń? Cóż, taki los zagranicznych dziwek.

Türkisch für Anfänger (2012)

Zazwyczaj nie oglądam kinowych wersji seriali, których nie widziałem. Na szczęście w przypadku "Tureckiego dla początkujących" film kinowy jest czymś na kształt rebootu/prequelu. Ci sami bohaterowie, ci sami aktorzy, ta sama idea, ale historia nieco inna. I kto wie, może kiedyś po telewizyjną wersję sięgnę.

Hot Guys with Guns (2013)

Cóż, "Brooklyn 9-9" to to z całą pewnością nie jest. Jednak film nie rozczarował mnie. Spodziewałem się nieco głupawej komedyjki o gejach, Hollywood i prywatnych detektywach i dokładnie to dostałem.

42 (2013)

Zupełnie nie dziwi mnie sukces "42" w amerykańskich kinach. Brian Helgeland zagrał na widach perfekcyjnie, tworząc obraz odpowiednio podniosły i afirmacyjny. Ale dla mnie jest to jeden z tych obrazów, których w zasadzie nie ma potrzeby oglądać. Znając temat, mogłem opowiedzieć jego fabułę, wszystkie zwroty akcji i sam wydźwięk filmu, bez oglądania choćby jednej minuty.

Meskada (2010)

Z prawem jest jak ze wszystkim innym co ludzkie – funkcjonuje tylko i wyłącznie wtedy, kiedy wszystko toczy się harmonijnie, gdy nie ma problemów, gdy wszyscy chcą wierzyć, że żyją w spokojnym świecie, pełnym dobrych i lojalnych ludzi. Ale wystarczy, że na drodze pojawią się wyboje, a prawo, jak wszystko inne co dobre (lojalność, przyjaźń, miłość) zostaje odrzucone. Liczy się tylko przetrwanie i zemsta.

Sex After Kids (2013)

"Seks po dzieciach" – tytuł filmu mówi w zasadzie wszystko o tym, czego można się spodziewać. Jest to rzeczywiście historia kilku par, które próbują na nowo rozbudzić w sobie namiętność po tym, jak ich egzystencja została podporządkowana potomstwu. Wybrane do filmu pary nie są też szczególnie oryginalne. Mamy więc jedną, gdzie on chce seksu, ona nie bardzo. Drugą, w której to ona chce się znów poczuć atrakcyjną kobietą, on jednak czuje do niej wstręt. Jest też para lesbijek, w której problemem jest to, kto jest "prawdziwą mamą", jak i starsza para, która została sama, bo dzieci w końcu są na tyle dorosłe, że mieszkają samodzielnie.

Touchy Feely (2013)

Moja tolerancja dla niezależnego kina amerykańskiego jest już bliska wyczerpaniu. "Dotykalscy", którzy parę lat temu wydaliby mi się uroczy, teraz budzili moją irytację. Bo też ile razy można powtarzać w kółko tę samą historię? Wizja świata niezależnych twórców jest już tak skostniała, że po prostu robi mi się słabo. Znów mamy bohaterów zawieszonych w nie do końca właściwych strukturach, znów pojawia się impuls niszczący rutynę, prowadzący do frustracji i chaosu, by w końcu narodziła się z tego nowa harmonia. Różnica polega na tym, że w "Dotykalskich" ten impuls pozostaje zagadką.

Rosie (2013)

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nawet wtedy, kiedy jabłko jest swego losu świadome i ze wszystkich sił próbuje odturlać się jak najdalej. Trudno to jednak uczynić, kiedy decyzje podejmuje nie w oparciu o prawdę, lecz pod wpływem tajemnic, których istnienia nie jest nawet świadome.

Enemy (2013)

Gdybym nie widział "Żałobnej parady róż", zapewne "Wroga" oceniłbym wyżej. Jednak w porównaniu z japońskim klasykiem dzieło Denisa Villeneuve'a ledwie ociera się o granice niejednoznaczności, pozostając zaskakująco asekuracyjnym jeśli chodzi o eksperymentowanie narracją i formą. Nawet Cronenberg i Lynch naście lat temu byli odważniejsi w swoich psychodelicznych dziełach.

薔薇の葬列 (1969)

Jak tu nie kochać kina artystycznego lat 60.! "Żałobna parada róż" ma wszystko, co tak w kinie uwielbiam. Jest obrazem wyrafinowanym, intelektualnie wymagającym, a jednocześnie niezwykle cielesnym, bazującym na czystych reakcjach emocjonalnych. To kino szalone, wykręcone na wszystkie strony, bawiące się formą, plączące nić czasową, zacierające granice, jakie dzielą twórcę od jego dzieła. To kino czerpiące z baśni i mitów. To film odwołujący się do najbardziej mrocznych pokładów Id, gdzie królują pierwotne popędy, nieokiełznane przez rozum. To kino fatalistyczne i humorystyczne, przerażające i fascynujące, niepokorne i uroczo naiwne. Nie potrafię przestać się nim zachwycać.

Lucy (2014)

Czyżby Luc Besson wracał do typowego dla siebie poziomu? Trochę trudno jest mi w to uwierzyć, niemniej jednak po wielu słabych projektach, w końcu nakręcił coś, co choć w dalszym ciągu idiotyczne, to przynajmniej nieźle się ogląda.

A Most Wanted Man (2014)

To niewiarygodne, ale Anton Corbijn z filmu na film staje się coraz lepszym reżyserem. "Control" było dobre, miejscami bardzo dobre, "Amerykanin" był lepszy, ale to, co pokazał tutaj, jest już bliskie ideału (a to, co mi się najmniej podobało, jest raczej winą le Carré, na którego powieści oparto fabułę). "Bardzo poszukiwany człowiek" to kino wystylizowane, skupione, precyzyjne budowane zgodnie z dopracowanym do ostatniego detalu planem. Dzięki temu mimo powolnej narracji udało się stworzyć ekscytujący thriller psychologiczny, który jednocześnie doskonale sprawdza się jako dramat psychologiczny. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, że Corbijn potrafił nad wszystkim zapanować i stworzyć coś tak fantastycznego. David Hare powinien się od niego uczyć, jak opowiadać szpiegowskie historie bez fajerwerków i szybkiej akcji.

Blue Ruin (2013)

"Blue Ruin" to opowieść stara jak ludzkość. To rzecz o namiętności i zemście, o błędach, które prowadzą do niekończącego się cyklu przemocy i śmierci. To rzecz o beznadziejności egzystencji. Dwight z jednej strony jest przecież wrakiem człowieka. Po zabójstwie rodziców nie potrafił się odnaleźć. Jeśli więc porzuciłby zemstę, dalej tkwiłby w norze, jaką stał się jego samochód. Ale zemsta nie jest rozwiązaniem. Skończy się bowiem albo jego śmiercią albo cudzą, a przecież nikomu życia tym nie wróci. Każdy wybór jest zatem zły. Oczywiście jest to błędne mniemanie, ale trudno winić bohatera za to, że w swoim cierpieniu nie jest w stanie zauważyć istnienia trzeciej drogi, tej wskazanej przez Buddę. To droga porzucenia wszelkich namiętności, wyzbycia się pragnień poprzez zrozumienie, że są to więzy trzymające nas w królestwie śmierci. Cały cykl przemocy, jaki obserwujemy, jest efektem ludzkiej ułomności, jaką jest uleganie podszeptom serca (ewentualnie innych organów).

Run & Jump (2013)

Kolejna jakże typowa produkcja "sundance'owa". Znów mamy kilka barwnych, nie do końca społecznie przystosowanych postaci. Znów mamy zwichrowane relacje rodzinne, niespodziewane, pokręcone uczucie. Znów trzeba sobie radzić z brakiem akceptacji, brakiem cierpliwości wobec potrzeb innych. I oczywiście jest też obowiązkowy pogrzeb. Różnica polega na tym, że tym razem nie wszyscy bohaterowie są dziwakami z natury czy wyboru, lecz stali się takimi po wypadku.

The Expendables 3 (2014)

Stallone najwyraźniej uważa, że druga część "Niezniszczalnych" jest lepsza od pierwszej, bo przy trzeciej części poszedł jeszcze dalej tą samą drogą. W rezultacie to, co zaczęło się jako hołd dla kina akcji lat 80. i 90., kończy się jako monstrualne wypaczenie, zrobione na siłę w tylko jednym celu: wyciągnięcia z naiwniaków kasy.

Byzantium (2012)

SPOILERY "Byzantium" leżało na półce długo, zanim po film sięgnąłem. Bardzo często w takich sytuacjach okazuje się, że film całkowicie mnie zachwycił i nie mogłem wyjść ze zdumienia, że tak długo zwlekałem z jego obejrzeniem. Niestety z "Byznatium" tak nie jest.

Férfiakt (2006)

W jednej ze scen "Férfiakt" bohater mówi do swojej żony, że świat widzi w nim starzejącego się mężczyznę, ale on sam siebie takim nie postrzega. Świetna myśl, która mogła stać się podstawą interesującego filmu. Niestety "Férfiakt" nie potrafi z licznych pomysłów, jakie zasiano w scenariuszu, zrobić właściwy użytek. Co kończy się katastrofą.

La partida (2013)

Miłość jest ślepa. Co już samo w sobie często prowadzi do kłopotów. Gorzej, że czasem też oślepia. A są takie miejsca, gdzie nie można sobie pozwolić na ślepotę, gdzie jedyną motywacją gwarantującą przetrwanie jest pragmatyzm. Wie o tym babka dziewczyny, która jest żoną jednego z bohaterów. Sama – w obecności dziewczyny – przekonuje chłopaka, by usidlił hiszpańskiego turystę, by wyszedł za niego za mąż, a kiedy urządzi się w Hiszpanii, będzie mógł sprowadzić żonę i dziecko i ją samą. Nie są to słowa, która w idealnym świecie mówiłoby się do męża swojej wnuczki. Ale kiedy jesteś biedakiem w Hawanie, nie możesz pozwolić sobie na sentymenty.

Red Sky (2014)

Mario Van Peebles ma zdumiewającą umiejętność przyciągania do swoich filmów znanych aktorów. Szkoda więc, że jego zdolności reżyserskie nie stoją na równie wysokim poziomie. "Czerwone niebo" to przykład straconej okazji, kino nudne, przewidywalne, a momentami głupie.

Kuma (2012)

Pierwsze pół godziny "Kumy" zachwyciło mnie ponad wszelkie wyobrażenie. Oto wkroczyłem do świata, który światopoglądowo jest mi kompletnie obcy, w którym sam bym się nie odnalazł. Och, oczywiście racjonalnie mogę go wyjaśnić i zrozumieć. Widzę nawet zalety takiego a nie innego zachowania. Jednak na poziomie głębszym, emocjonalnym, to, co widziałem, budziło mój przeogromny opór. Większość ludzi skonfrontowana z czymś tak obcym, że wręcz odstręczającym reaguje agresją. Tymczasem mnie właśnie to się najbardziej spodobało. Dzięki "Kumie" dostałem okazję spojrzenia na świat z innej perspektywy. Co istotniejsze, film Umuta Daga nie jest wyraźnie ideologicznie skrzywiony. On nie piętnuje pewnych postaw, nie krytykuje bohaterów. Jego narracja jest niejednoznaczna. "Kuma" pokazuje, że świat nie jest czarno-biały.

Into the Storm (2014)

Od czasu "Twistera" minęło już sporo czasu, więc najwyższa pora, by kino pokazało coś nowego w kwestii powietrznych żywiołów. Niestety "Epicentrum" nie jest godnym następcą "Twistera". Zabrakło w nim czegoś charakterystycznego, jak latająca krowa w hicie sprzed lat.

The Right Kind of Wrong (2013)

"Nie ma tego złego..." to film w sam raz na duszny, letni wieczór. Jego twórcy niczego od widza nie wymagają, do niczego nie zmuszają. Po prostu dają okazję, by usiąść, zrelaksować się nie myśląc o bolączkach dnia codziennego.

Guardians of the Galaxy (2014)

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że "Strażników Galaktyki" kręcić będzie James Gunn, to nie mogłem w to uwierzyć. Film z miejsca trafił u mnie na listę najmniej oczekiwanych tytułów Marvela. Z kilku powodów. Po pierwsze pamiętałem poprzedni film Gunna o "superbohaterze". "Super" nie przypadło mi specjalnie do gustu. Po drugie Gunn najbardziej kojarzył mi się z "PG Porn", czyli humorem zupełnie niewłaściwym dla disnejowskich produkcji. Zacząłem czekać na film dopiero po pierwszym zwiastunie. Kiedy zobaczyłem to szaleństwo wizualne i komediowe, wiedziałem, że po prostu muszę całość obejrzeć.

Salting the Battlefield (2014)

Z całej trylogii o Johnnym Worrickerze ta podoba mi się najbardziej. Głównie przez swój cyniczny charakter. Tu prawie wszyscy rozgrywający orientują się, że nie byli królowymi, lecz zwykłymi szachowymi pionkami. Ale gra, jaką toczą bohaterowie nie jest aż tak świetna, bym zapomniał o irytująco pretensjonalnej stylizacji.

Fright Night 2 (2013)

Pozytywne zaskoczenie. Naprawdę nie spodziewałem się, że na tym filmie będę się bawił aż tak dobrze. Jako fan tanich, kiczowatych horrorów jestem w pełni usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem.

The Mortician (2011)

W zasadzie to powinienem "Kostnicy" wystawić najwyższą ocenę. Film spełnił bowiem swoje zadanie. Włączyłem go, bo nie bardzo chciało mi się spać. Pod koniec filmu byłem już tak śpiący, że ledwo wyłączyłem go, a już spałem snem sprawiedliwego. "Kostnica" to rzecz aż tak nudna.

The Colony (2013)

Standard. Niedaleka przyszłość. Ziemia zmieniona w śmiertelnie niebezpieczną dla człowieka planetę. A i tak największym zagrożeniem są sami ludzie. Główny bohater oczywiście jest szlachetny, oczywiście jest też kobieta, oczywiście jest nadzieja na zmianę na lepsze, ale wcześniej trzeba swoje zabić, są zezwierzęceni przeciwnicy i są też postaci o negatywnym rysie, ale dostające szansę na odkupienie.

Turks & Caicos (2014)

Ci, którzy widzieli "Ósmą stronę", wiedzą, czego można się spodziewać. "Worricker – Drugie starcie" jest bowiem utrzymane w dokładnie tym samym stylu narracyjnym, co pierwsza część. To niestety w moich oczach nie jest wcale plusem. Ja chętnie zobaczyłbym coś w nieco innej stylizacji.