Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2014

Neposlušni (2014)

"Ugryź mnie" to jeden z tych filmów, które zobaczyłem o kilka lat za późno. Jeszcze nie tak dawno temu jego rozpięta między jawą a snem fabuła wydawałby mi się urocza. Dziś całość straszliwie mnie wymęczyła. Nie ukrywam, że musiałem sobie zrobić przerwę. Za jednym zamachem nie byłem w stanie przez to przebrnąć.

Jappeloup (2013)

Gdybym miał podchodzić do tego filmu "na chłodno", to moja jego ocena byłaby druzgocąca. Tytuł odnosi się do konia, ale tego jest w filmie jak na lekarstwo. Jego temperament, jego wyczyny – to nie są rzeczy, które reżyser potrafił pokazać, wszystko to jest mówione przez kogoś, a ja jako widz muszę temu wierzyć na słowo. Nie jest to jednak film o ludziach znajdujących się wokół. Jak na dwie godziny trwania, zdumiewająco niewiele dowiedziałem się o tym, kim był Pierre Durand i jego bliscy. Reżyserowi wystarczy wyliczenie kilku faktów biograficznych, ale portrety psychologiczne kopiuje z podręcznika dla początkującego filmowca, bez nadawania im indywidualnych charakterów.

Nessuno mi può giudicare (2011)

Typowa komedia z Raoulem Bovą, choć gra on tutaj drugie skrzypce. Nie ma to większego znaczenia dla konstrukcji filmu. Znów jest narrator z offu. Znów jest grupa ludzi, których dzieli status społeczny i ekonomiczny, ale łączy pragnienie doświadczenia szczęścia. Znów jest związek budowany według zasady kto się czubi, ten się lubi, z typowym podziałem na trzy akty i happy-endem.

Stand Up Guys (2012)

Pierwszą moja myślą dotyczącą "Twardzieli" było to, że dla Pacino, Walkena i Arkina lepiej byłoby, gdyby już się znaleźli w grobie. Dzięki temu pamiętałbym ich jako legendarnych artystów ze wspaniałymi rolami. Ale wtedy dotarło do mnie, że to JA bym ich pamiętał. Tak więc naprawdę to dla MNIE byłoby lepiej, gdyby już nie żyli, bo to moja opinia o nich ucierpiała. W sumie Pacino, Walken i inni mają przecież pełne prawo zniszczyć własną legendę, jeśli tego właśnie chcą. I jeśli taki jest ich cel, to muszę stwierdzić, że lepiej nie mogli wybrać.

Les beaux jours (2013)

Nie istnieje "druga połówka", miłość życia, jedyna osoba, dla której bije mocniej serce. Wzajemne przyciąganie jest wypadkową kilku czynników, wśród których najważniejszym jest miejsce, w jakim w danym momencie znajdują się poszczególne osoby. Jeśli jest ono odpowiednie, coś może się narodzić. Jeśli nie, osoby mijać się będą ślepe na to, co mogłoby być. Co istotne uczucie takie nie jest wieczne. Raz rozbudzone wcale nie daje gwarancji, że wkrótce się nie wypali. W przypadku niektórych relacji płomień szybko zostaje rozniecony, by równie szybko zgasnąć. W innych żarzy się jeszcze długo po tym, jak z pozoru zgaśnie i można go ponownie rozbudzić.

The Playroom (2012)

Można zatrudnić dobrych aktorów. Nic to jednak nie da, kiedy scenariusz jest pustką bez dna. W takiej sytuacji dobrzy aktorzy zamiast maskować niedostatki, jeszcze bardziej je eksponują samą swoją obecnością. A wszystko dlatego, że boleśnie odczuwa się fakt marnowania ich talentów.

Last Passenger (2013)

Standard. Kilka osób. Zamknięta przestrzeń. Szaleniec. Walka o przetrwanie. Tym razem padło na grupkę pasażerów pociągu.

CBGB (2013)

"CBGB" trudno jest mi uznać za pełnowartościowy film. To raczej pretekst fabularny do przypomnienia wielu fantastycznych przebojów muzycznej sceny niezależnej lat 70. i 80. ubiegłego stulecia. I rzeczywiście ze względu na soundtrack naprawdę warto po ten film sięgnąć.

Welcome to the Jungle (2013)

To było dziwne. Jak powrót do tego, co najgorsze w latach 90. "Obóz integracyjny" jest komedią zbudowaną na pomysłach, które (w większości) już na papierze nie mogły wydawać się zabawne. Realizacja niewiele im pomogła. W rezultacie kilka niezłych żartów sytuacyjnych musi wystarczyć, bo reszta jest po prostu słaba.

John Doe: Vigilante (2014)

Morderstwo nie jest z definicji czynem nagannym. Granica między dobrem a złem jest płynna, jeśli w ogóle istnieje. To, co dla jednych jest chłodnym, wykalkulowanym mordem, dla innych jest aktem sprawiedliwości, a jeszcze inni zobaczą w tym szansę na zyskanie popularności lub pozbycie się poczucia własnej niekompetencji. Świat nie jest czarno-biały, lecz spowija go szarość. Problem w tym jednak, że choć makabryczne czyny można w nim usprawiedliwić wyższą koniecznością, to racjonalizacja może funkcjonować i w drugą stronę, czyny szlachetne są niczym innym jak małostkowym i egoistycznym dogadzaniem samemu sobie. Bo przecież u podstaw działania tytułowego Johna Doe leży jego osobista tragedia i chęć zemsty, którą po prostu opakował w hasła o uniwersalnej sprawiedliwości.

The Hunger Games: Mockingjay - Part 1 (2014)

Bardzo często w przypadku epickich widowisk zarzucam im, że akcja pędzi w nich za szybko, że brak jest oddechu. W przypadku pierwszego "Kosogłosa" mam zarzut odwrotny: tu fabuła zdecydowanie płynie zbyt leniwie.

El Niño (2014)

Obraz
"9 mil" to film, który nie do końca nadaje się do kina. Jest zbyt rutynowy, mdły, by w sali kinowej robił większe wrażenie. W domu, to już co innego. Byłby przyjemnym dodatkiem podczas wypełniania gospodarskich obowiązków. Nie wymaga bowiem zbyt wiele uwagi, ale od czasu do czasu warto rzucić okiem, żeby przekonać się, że nic istotnego uwagi nie umknęło.

Why Stop Now (2012)

Mam wrażenie, że powinienem się wstydzić, że zobaczyłem "Dlaczego właśnie teraz" w całości. Powinienem po 15 minutach wyłączyć go, skoro wiedziałem już, że jest to badziew. Ale niestety mam ten straszliwie niewygodny zwyczaj, że jak już jakiś film zacznę oglądać, to raczej trwam do końca. W końcu zawsze może się rozkręcić, może pojawić się coś ciekawego, co choć trochę mnie zaintryguje. Niestety w przypadku tego filmu, moje nadzieje okazały się płonne.

Return to Zero (2014)

Może i życie pisze najciekawsze scenariusze, ale to jeszcze wcale nie oznacza, że na ich podstawie mogą powstać równie ciekawe filmy. Kolejnym dowodem prawdziwości powyższego zdania jest film "Od początku".

The Hobbit: The Battle of the Five Armies (2014)

Trzeci film o "Hobbicie" nie miał prawa powstać. Peter Jackson nie tylko nie posiadał na niego pomysłu, lecz doprowadził do tego, że jakiekolwiek pozytywne wspomnienia związane z poprzednimi częściami, skutecznie się teraz rozwiały. "Bitwa Pięciu Armii" bowiem nie stanowi żadnego zamknięcia historii. Odkrywa za to, że "Hobbit" jest trylogią o niczym.

Левиафан (2014)

I to ma być to nowe arcydzieło Zwiagincewa? Jakoś nie jestem pod wrażeniem. Choć przyznaję, "Lewiatan" wyszedł mu zdecydowanie lepiej niż "Wygnanie". Dochodzę jednak do wniosku, że stara szkolna prawda sprawdza się też w kinie: najtrudniej jest sobie wyrobić opinię, potem jest już łatwiej, bo można na niej jechać i liczyć na łagodne traktowanie.

God Help the Girl (2014)

Belle & Sebastian jestem w stanie zdzierżyć w małych dawkach. Wtedy niektóre ich piosenki nawet mi się podobają. Ale to, co zaoferował frontman zespołu w "Dziewczynach" wystawiło moją cierpliwość na niezwykle trudną próbę. Były chwile, kiedy mało brakowało, bym wyszedł z kina.

John Wick (2014)

Bardzo mnie cieszy ostatnio panująca moda w produkcjach kina akcji. Powrót do konwencji gatunku sprzed 30 lat bez ironicznego dystansu, bez uciekania się w parodię jest tym, czego ostatnio mi brakowało. Trochę szkoda, że się nie sprzedają za dobrze, bo może to oznaczać szybki odwrót twórców.

Get on Up (2014)

Oglądając filmy o amerykańskich piosenkarz można łatwo dojść do wniosku, że wszyscy oni powstają na jednej taśmie montażowej. I jak na każdy produkt przystało, drobne różnice mają dawać pozory nowości, podczas gdy w rzeczywistości jest to dokładnie to samo.

Alléluia (2014)

Ci, którzy kojarzą Fabrice'a Du Welza z "Kalwarii", mogą przeżyć szok. "Alleluja" to kino zupełnie innego rodzaju. Choć jest w nim kilka makabrycznych momentów, a tematyka dotyka mrocznych ludzkich popędów, to jednak tym razem mamy do czynienia z dramatem psychologicznym, opowieścią o dwojgu ludzi, którzy są zbyt do siebie podobni, by wyszło to im na dobre.

Las brujas de Zugarramurdi (2013)

Álex de la Iglesia to reżyser nieprzewidywalny. Niektóre z jego filmów podobały mi się, kilka zupełnie mnie odrzuciło, a spora część budziła u mnie mieszane uczucia. Dlatego też lubię chodzić na jego filmy do kina, bo nigdy nie mam pewności, co też zobaczę. W przypadku "Wrednych jędz" zaskoczenie było jak najbardziej pozytywne. Jest to mieszanka absurdalnego humoru rodem ze "Zbrodni ferpekcyjnej" i inscenizacyjnej groteski a la "Hiszpański cyrk". Rezultat jest lepszy niż w przypadku każdego z wymienionych przeze mnie filmów składowych oddzielnie.

Caníbal (2013)

Szczerość to cnota, której nie powinni próbować posiąść niegodziwi. W ich przypadku prawda może przynieść więcej szkody niż pożytku. Bo też, jak świat ma się pogodzić z tym, kim lub czym są. Jeśli niegodziwiec chce osiągnąć szczęście, musi wiecznie kłamać.

Je suis acculé (2014)

Obraz
"Je suis acculé" jest w sumie niczym więcej, jak krótkometrażówką edukacyjną. Opowieść głównego bohatera ma uświadomić widzom zagrożenia związane z brakiem rozwagi podczas stosunków seksualnych. Nie jestem pewien, czy ze swoim przesłaniem film dotrze do docelowego odbiorcy. Ale sam filmik jest nawet fajny. Podobał mi się scenariusz i ta niezręczność związana z brakiem zrozumienia tego, co mówi druga strona. Matthieu Charneau jest uroczy przez co zamiast myśli, że sam jest sobie winien, jest go po prostu żal. Ocena: 6

It Follows (2014)

To zabawne, że najlepszy od bardzo, bardzo dawna film o zombie nie ma tak naprawdę żadnego zombie. Ale z drugiej strony, każdy, kto "Coś za mną chodzi" zobaczy, nie będzie tym zdziwiony.

Das finstere Tal (2014)

Andreas Prochaska nie zmarnował lat spędzonych jako montażysta Hanekego. Jego "Mroczna dolina" to zaskakująco dobry film zrobiony w bardzo trudnym gatunku, jakim jest poetyckie kino zemsty. Trudność polega w nim na utrzymaniu na wodzy skłonności do egzaltacji i ograniczeniu ujęć pozbawionych znaczenia, a w zamierzeniu mających budować klimat.

Bloedlink (2014)

"Uprowadzona Alice Creed" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Kiedy więc usłyszałem, że Holendrzy robią własną wersję, oczywiście wiedziałem, że będę musiał ją zobaczyć. Niestety "Pewniak" nie spełnił moich oczekiwań.

St. Vincent (2014)

Ostatnio sporo narzekałem na niezależne kino amerykańskie, że wciąż powtarza ten sam schemat narracyjny, z tym samym zestawem bohaterów. A tu proszę, "Mów mi Vincent" dokładnie podpada pod kategorię "wtórne", a mimo to zdołał podbić moje serce. Jak widać nie oryginalność, lecz to, jak się historię opowiada ma dla mnie większe znaczenie.

A Girl Walks Home Alone at Night (2014)

No proszę, jeśli Elijah Wood nie sprawdzi się jako aktor nietolkienowski, to zawsze może przekwalifikować się na producenta. Ma facet nosa, skoro został jednym z producentów wykonawczych reżyserki-debiutantki. "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" sugeruje, że Ana Lily Amirpour to nieoszlifowany diament. Kiedy zdobędzie trochę więcej doświadczenia, może przemienić się w niezwykle intrygującą artystkę. A Wood jest jednym z tych, który umożliwił jej zaistnienie.

Málmhaus (2013)

Czekałem na ten film. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. "Metalówa" to dość grubymi nićmi szyty dramat obyczajowy, którego jedyną wartością jest przypomnienie kultury metalowców lat 80. i 90. ubiegłego wieku.

Nånting måste gå sönder (2014)

Nie kupuję tego filmu. Nie rozumiem, dlaczego reżyser najpierw wybiera sobie bohatera, który mocno odbiega od typowego protagonisty melodramatycznego, a potem wykorzystuje go, by wzmocnić bardzo konserwatywne przesłanie. W ten sposób "Coś musi się stać" wpada w koleiny przewidywalności i nieoryginalności. A sama androginiczność Sebastiana to dla mnie za mało.

The Rover (2014)

David Michôd powraca do wizji Australii, którą zaprezentował już (jako scenarzysta) w krótkim metrażu "I Love Sarah Jane" . Różnica polega w zasadzie wyłącznie na tym, że tam cywilizacyjny regres został wywołany epidemią zombie, zaś we "Włóczędze" impuls dał kryzys ekonomiczny. Przyczyny mogą być różne, ale efekt końcowy jest ten sam: Australia jako kraj ludzi pozbawionych złudzeń, nadziei i motywacji. Mieszkańcy dzielą się na przegranych, zobojętniałych i martwych.

The Canal (2014)

Oglądając ofertę horrorów przygotowaną przez naszych dystrybutorów można dojść do wniosku, że w gatunku tym trwa straszliwa posucha. W tym roku do naszych kin wszedł bowiem tylko jeden godny jego przedstawiciel – "Babadook". Reszta to w najlepszym razie przeciętniaki. Tymczasem gatunek ma się całkiem dobrze, po prostu to, co najlepsze do dystrybucji nie trafia. I to jest najbardziej przerażające.

Jacky au royaume des filles (2014)

Satyra często jest idealnym narzędziem do demaskowania systemowo-ideologicznych wynaturzeń. "Często", nie znaczy jednak "zawsze", o czym przekonałem się oglądając "Jacky w królestwie kobiet".

Lothar (2013)

Całkiem przyjemny filmik o mężczyźnie przeklętym przez los. Jednak wyraźnie widać, że nie wykorzystano tkwiącego w pomyśle potencjału. Problemem jest to, że twórcy uznali, że nie muszą wszystkiego dopracowywać, bo opowiadają przecież niewiarygodną historię, więc na co komu w nim logika. Otóż przydaje się, chociażby po to, by właśnie uniknąć podejrzeń o intelektualne lenistwo. Brak przemyślenia mechanizmu klątwy sprawia, że choć obrazki są fajne, to koncepcja okazuje się pusta. Ocena: 5

The Rewrite (2014)

Nie mogę powstrzymać śmiechu, kiedy pomyślę o tych wszystkich polskich widzach, którzy wybrali się na film skuszeni tytułem wymyślonym przez naszego dystrybutora. "Scenariusz na miłość" w zestawieniu z informacją, że gra tu Hugh Grant, jednoznacznie sugeruje, że mamy do czynienia z komedią romantyczną. W rzeczywistości nic nie mogłoby być bardziej dalekie od prawdy. Owszem, wątek miłosny rzeczywiście się tu pojawia, ale ma on drugorzędne znaczenie. W rzeczywistości jest to film o życiu, o odnajdywaniu swojego własnego miejsca, o dojrzewaniu, akceptacji swoich własnych słabości i wykorzystywaniu tak zdobytej wiedzy do budowania nowej, lepszej przyszłości.

Jamie Marks Is Dead (2014)

Kiedy dowiedziałem się, że "One for Sorrow" zostanie zekranizowane, wiedziałem, że będę musiał film zobaczyć. Chciałem się przekonać o tym, jak będzie on wyglądać, kiedy zostanie pozbawiony najważniejszego elementu. Bo że nie uda się przenieść na ekran atmosfery osaczenia depresją, byłem pewny.

WolfCop (2014)

Tego mi było potrzeba. "Gliniarz wilkołak" to kino świadomego kiczu i tandety. Twórcy z premedytacją wykręcają głupie numery, tworzą absurdalne zbitki fabularne i bawią się w wymyślanie jak najbardziej kretyńskich zwrotów akcji. A wszystko to zostało jeszcze okraszone tanimi, a jednak doskonałymi efektami specjalnymi. Dla większości widzów to, co reprezentuje sobą "Gliniarz wilkołak" będzie nie do zniesienia, ja jednak jestem fanem tego typu filmów, a dawno już nic podobnego nie widziałem, więc bawiłem się na nim pierwszorzędnie.