No (2012)

Makiawelizm bardzo często uważany jest za coś złego, demonicznego, bezdusznego. Pablo Larraín postanowił pokazać, że sama w sobie idea nie jest szkodliwa. Wszystko zależy od tego, do jakich celów jest wykorzystywana. Prezentacji dokonał na przykładzie Chile z 1988 roku.



Pod naciskiem wspólnoty międzynarodowej (czyli Amerykanów) Pinochet zmuszony jest do rozpisania referendum, które ma zalegalizować jego dyktaturę. Po raz pierwszy od 15 lat mieszkańcy kraju będą mogli w sposób wolny i w pełni demokratyczny wypowiedzieć się na temat przyszłości swojej ojczyzny. W kampanię na rzecz "NIE" (skierowaną przeciwko Pinochetowi) zaangażował się specjalista od reklamy. Jego zachowanie jest właśnie przykładem makiawelicznego podejścia do sprawy. Dla niego nie liczą się idee, a cel. Odrzuca więc ponurą, mroczną wizję kampanii skoncentrowanej na wyliczaniu zbrodni Pinocheta. Zamiast tego traktuje referendum jak proszek do prania, który trzeba opakować i sprzedać. Jego podejście dla wielu z tych, którzy zostali mocno doświadczeni przez dyktaturę, będzie obrazoburcze, ale on wie lepiej: ludzie są głupi i emocjonalni, należy ich kusić, kupować, mamić, karmić nadzieją, a łykną wszystko.

Bohater "Nie" choć sprzeciwia się Pinochetowi, niewiele się od władcy Chile różni. Dyktatura była przecież również dzieckiem makiawelicznego planu. Pinochet zapewnił niezależność Chile od obozu komunistycznego, rozbudował gospodarkę, unowocześnił kraj. A koszt ludzki? Cóż, jak mawiał Machiavelli: cel uświęca środki. O tym zaś, czy cel jest warty kosztów, decydują – jak zawsze – zwycięzcy. Kiedy Pinochet był u władzy, wszystko, co czynił było usprawiedliwione. Kiedy przegrał referendum, perfidia mentalności sprzedawczyka, która zrodziła kampanię "NIE" okazała się dobrem dla tych, którzy na niej skorzystali.

"No" opowiada o ruchu obywatelskim, o walce o prawo i demokracji. Ale jest to opowieść cyniczna, pozbawiona tego ckliwego, podniosłego tonu jaki króluje w podobnych filmach powstających w Hollywood. Niemniej jednak przydałoby się trochę więcej pasji. "Nie" wydało mi się po prostu dziełem oschłym, w którym jedyną osobą wyróżniającą się na plus był grający główną rolę Bernal.

Ocena: 6

Komentarze

  1. Bardzo miło mi przeczytać dobre słowo na temat Bernala (och!). Dość dawno go nie widziałam. "Nie" mignąlo mi kiedyś na Cyfrze, ale dałam sobie spokój, bo akurat na tematy ściśle polityczne nie miałam ochoty, a za Bernalem postanowiłam jeszcze trochę potęsknić. Po tym co przeczytałam, i w obliczu zwycięstwa wszystkich Polaków (ha, ha) prezydenta - nabrałam ochoty na ten film, tym bardziej, że przy okazji twej oceny na FW, przeglądnęłam sobie galerię Bernala, wzruszyłam się i poczułam, że dość cierpień i czekania, nadszedł czas, by go zobaczyć. :)
    bf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwna sprawa z Bernalem. Niby gra dużo a i ja jakoś rzadko go ostatnio widywałem na ekranie. Jeśli lubisz aktora, to warto po "Nie" sięgnąć.

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

היום שאחרי לכתי (2019)

The Entitled (2011)

Son of a Gun (2014)

Non accettare i sogni dagli sconosciuti (2015)

Blackhat (2015)