The Drop (2014)

Błogosławcie cichych, aby na zawsze nimi pozostali. Nie jest to bowiem ich prawdziwe "ja", lecz maska, jaką przybierają na potrzeby społeczeństwa. Nie muszą tego robić. W końcu świat to miejsce, gdzie wielu, jeśli nie większość ludzi, oddaje się grzesznym popędom.  Ale cisi są jedynymi, którzy są świadomi, czym te popędy są i jaka jest za nie cena. Stąd też maska, która nie do końca pasuje do świata, która czyni z nich osoby z pogranicza autyzmu, niezręczne w kontaktach z innymi ludźmi. Ale jest to jedyna obrona przed prawdą. Obrona, którą stosują nie na swój użytek, lecz na potrzeby świata. Cisi są niczym potomkowie Azraela (gdyby anioły rzecz jasna mogły mieć potomków), którzy żyją pośród nas, ale nie są jednym z nas.



Dennis Lehane musi być w czepku urodzony. Nie dość, że jest popularnym pisarzem, to jest w zasadzie jedynym obecnie publikującym, którego powieści nie zostały przez Hollywood zmasakrowane. Nawet najsłabsza ekranizacja – "Gdzie jesteś Amando?" – to solidna robota. Nie inaczej jest z "Brudnym szmalem". Fabularnie jest to dość banalna historia: należący do mafii bar, gruba forsa, która kusić będzie różne osoby, kobieta, której przeszłość zmieni losy bohatera, przemoc, korupcja, itp., itd. To, co na plus wyróżnia film, to sposób opowiedzenia. Reżyser nie stara się udziwniać, po prostu robi to, co czuje i okazuje się, że to się sprawdza. Michaël R. Roskam po doskonałej "Głowie byka" wyruszył do Ameryki i nie podzielił losu wielu europejskich twórców. Potrafił się odnaleźć w hollywoodzkim środowisku i stworzyć film bardzo amerykański, a jednocześnie na tyle wyrazisty, by wybijał się ponad przeciętność kina sensacyjnego.

Ale nie wiem, czy udałaby mu się ta sztuka, gdyby nie Tom Hardy. Wydawało mi się, że Brytyjczyk lepiej sprawdza się w efekciarskich rolach. Tam, gdzie próbował być wyciszony, zazwyczaj nie spełniał moich oczekiwań. Jednak tutaj udowodnił, że potrafi być skupiony, skoncentrowany, że potrafi powstrzymać buzujący w nim aktorski ogień i pozwolić, by zamiast oślepiającego blasku bił od niego intensywny żar poskramianych, ale tak naprawdę nieokiełznanych, emocji. Bob Saginowski to zdecydowanie jedna z jego najlepszych kreacji.

Ocena: 7

Komentarze

  1. Mój zaległy seans. Do końca roku powinienem dać radę. Ja dopiero teraz nadrobiłem "Bronsona". Kurczę... Hardy to naprawdę spoko gość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bronson to mój ulubiony film z Hardym, ale tamta rola należy raczej do tych efekciarskich (ale w tym przypadku to nie jest zarzut).

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

Tonight I Strike (2013)