Spotlight (2015)

Uff. Odetchnąłem z ulgą. Najwyraźniej "Magik z Nowego Jorku" był jednorazowym potknięciem. Przy "Spotlight" McCarthy powrócił na poziom przyzwoitości. Jego nowy obraz przykuwa uwagę z dwóch powodów. Pierwszym jest sentyment. McCarthy powraca do czasów, kiedy Internet dopiero na poważnie wchodził w życie zwykłych ludzi, a większość wiedzy wciąż czerpana była z materiałów drukowanych. Po drugie ze względu na sam temat, który jednocześnie wstrząsa i nie zaskakuje. Trudno się bowiem dziwić, że członkowie jakiejkolwiek zorganizowanej grupy są bardziej lojalni wobec siebie niż wobec osób postronnych, nawet jeśli nominalnie im służą, nawet kiedy członkowie grupy dokonują strasznych rzeczy.



Jednak temat nie jest tożsamy z jakością, choć czasem trudno przychodzi oddzielić jedno od drugiego. Wykonanie w przypadku "Spotlight" jest solidne. To doskonała robota, tyle że taśmowa. McCarthy podąża wytyczoną przez innych twórców ścieżką i nie zbacza z niej ani przez moment. Dlatego też scenariusz, rozłożenie akcentów, kolejne zwroty akcji można przewidzieć bez większych problemów. "Spotlight" broni się perfekcyjnością rutyny, przynoszącą komfort swojskością. Reżyser wycofał się na drugi plan, nie zostawia na filmowej materii najmniejszego śladu swojego indywidualnego "ja". Tak, jakby bał się, że temat jest zbyt kontrowersyjny i potrzebuje asekuracji w postaci typowej formy.

Co nie zmienia faktu, że McCarthy znajduje czas, by dać prztyczka współczesnej kulturze natychmiastowej gratyfikacji, nawet w dziennikarstwie. Żyjemy w czasach, kiedy liczy się publikacja od razu. Kilkugodzinne opóźnienie jest uważane za porażkę i powód do kpin. Koncepcja, że można czegoś nie opublikować, kiedy się to ma, jest czymś obcym... A przynajmniej tak insynuuje McCarthy. Ponieważ "Spotlight" obok przybliżenia oburzającej sprawy tuszowania przypadków molestowania dzieci przez księży jest przede wszystkim lekcją etyki. Na przykładzie tego, jak kiedyś pracowano, McCarthy pokazuje, co powinno się w erze informacji liczyć najbardziej: cierpliwość, drobiazgowość i weryfikacja faktów przed ich upublicznieniem. W ten sposób jest to w zasadzie powtórka pierwszego sezonu "Newsroomu", tyle że z akcją rozgrywającą się dekadę wcześniej.

Ocena: 6

Komentarze

  1. Oglądałem wczoraj i bardzo mi się podobało. Muszę tutaj wspomnieć o jednej rzeczy, która wybijała się często ponad przeciętną. Gra aktorska Marka Ruffalo. Te jego gesty, ręce w kieszeni, siadanie na krawędzi krzesła i dziennikarskie ADHD (widać, że strasznie się powstrzymywał i kontrolował).Pięknie grał i chociażby dla niego kiedyś ten seans powtórzę. Druga sprawa to styl w jakim nakręcono film. Otóż byłem strasznie bojowo nastawiony na "Stpolight", bo nie ukrywam, że taka tematyka działa na mnie jak woda na młyn. Robię się strasznie nerwowy i zrobiłbym się bardziej gdyby twórcy poszli drogą tanich emocji (uchylone drzwi, płaczące dzieciaki itd). Tutaj wszystko było oparte na dziennikarskiej robocie u próbie ujawnienia jak działa system w tej na wskroś podejrzanej instytucji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Ruffalo, to oczywiście zagrał dobrze, podobnie jak reszta obsady. Jednak dla mnie nie była to rola aż tak wyrazista. Ja zapamiętałem raczej obsadę jako całość dającą mocny występ niż poszczególnych jej członków.

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

After Earth (2013)

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Paradise (2013)

Tracks (2013)