Me Before You (2016)

SPOILERY

Jestem mocno rozdarty. Z jednej strony "Zanim się pojawiłeś" jest dokładnie tą mieszanką humoru i ckliwości, którą bardzo lubię. Podobali mi się również aktorzy. Sam Claflin i Emilia Clarke tworzą bardzo klasyczną parę gbur-trzpiotka. Ale zarazem dawno już żaden film nie wydał mi się równie obleśny. Odrzucam jego przesłanie. Nie podobają mi się też poszczególne klocki, z których budowana jest narracja.



Zacznijmy jednak od tego, co dobre, czyli samej relacji pomiędzy bogatym Willem i prostą dziewczyną z gminu Lou. Takich historii było na pęczki. Można je opowiedzieć bez oglądania filmu. Jeśli więc robią wrażenie, to jest to wyłącznie zasługą reżyserki, która dobrze poszczególne sceny inscenizuje i pary aktorskiej, która potrafi nadać stereotypom pozory życia. I pod tym względem nie mam nic do zarzucenia twórcom. Jest tu i humor i łzy, są sympatyczni bohaterowie, dramaty, namiętności i zwyczajna ludzka poczciwość. Chwilami co prawda całość wydaje się zbyt perfekcyjnie wykonana, kilka potknięć, głupich z pozoru chwytów nadałoby filmowi jeszcze większego autentyzmu. Ale jest się czym zachwycać...

Dopóki nie włącza się myślenie. Bo wtedy robi się po prostu nieprzyjemnie. "Zanim się pojawiłeś" ma bowiem proste przesłanie: jeśli zostaniesz sparaliżowany, twoje życie się skończyło. Nie ma znaczenia, że możesz dopiero wtedy poznać prawdziwą miłość, otworzyć się na rzeczy, które wcześniej traktowałeś jak powietrze. To nie jest twoje życie, lecz coś innego. Innego, czyli w domyśle - gorszego. Pozostaje więc już tylko jedno: zabić się.

Samo w sobie to przesłanie nie jest złe. W końcu nie każdy film musi koniecznie podnosić na duchu. Jednak nie podoba mi się, że zostało ono wykorzystane nie jako jądro opowieści, lecz jako pretekst do zbudowania melodramatu. Zwyczajnie obraża to inteligencję widza, jest niedopuszczalną manipulacją emocjonalną i w ogóle ignoruje to, co najważniejsze. Bo przecież postawa Willa, dla którego miłość nie jest lekarstwem, jest interesująca z filmowego punktu widzenia i warta przyjrzenia się bliżej, a nie traktowania jej jako sceny, na której rozgrywa się wzruszające scenki miłosne.

Nie podoba mi się również to, że choć Lou mówi o miłości, to jednak uczucie to niemal przez cały film traktowane jest przedmiotowo. Jest jedynie narzędziem, formą manipulacji, by "wyprać" mózg Willa. Można wręcz uznać, że nie jest to w ogóle historia miłości, tylko o relacji przeniesienie-przeciwprzeniesienie doświadczanej przez amatorów a nie profesjonalnych terapeutów. Nie podoba mi się także delikatnie zaznaczone żerowanie na umierających. Lou robi sobie wypasione wakacje (pod pretekstem pomocy Willowi, pewnie szczerym, ale czy podświadomie go nie wykorzystuje?), a po jego śmierci dostaje kasę, co czyni z niej niezwykle drogą dziwkę.

Z tych wszystkich powodów "Zanim się pojawiłeś" jest dla mnie filmem do jednokrotnego obejrzenia. W tym temacie lepiej wspominam bardziej ckliwy i naiwny turecki "Jesteśmy gotowi?".

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

The Entitled (2011)