Thor: Ragnarok (2017)

Zemsta jest słodka. A dobrze zrobiona, jest też dochodowa. Taika Waititi stał się narzędziem zemsty całego pokolenia nerdów, którzy przez lata cierpieli będąc wyśmiewanymi i pogardzanymi. "Thor: Ragnarok" to zemsta idealna: najbardziej geekowski film od dawien dawna, który jednak oglądają masy i są tym zachwycone. Kicz, efekty specjalne nie najwyższych lotów, kolorowy zawrót głowy, karykaturalni bohaterowie - wszystko to są atrybuty kina, które jeszcze dekadę temu nie mogłoby powstać w Marvelu. Wtedy studio robiło wszystko, by odciąć się od podobnych skojarzeń (i swojej własnej, tragicznej historii z komiksowymi ekranizacjami jak na przykład "Kapitan Ameryka z 1990 roku). Dziś jest to ratunek dla Marvela, który uparcie stosuje tę samą recepturę na film.



Waititi okazał się reżyserem przewrotny. Z jednej strony jest niezwykle wierny wytycznym Marvel Studios. Jego film idealnie pasuje do schematu jaki znamy z trzech faz MCU. Ten sam zestaw bohaterów, ci sami bezbarwni źli przeciwnicy, którzy są źli, bo są źli. Waititi nawet parafrazuje całe sceny (zastanawiam się na ile robi to intencjonalnie, a na ile jest to po prostu efekt dosłownego traktowania wytycznych wytwórni).

Z drugiej strony jego działanie ma charakter subwersywny, a miejscami jest wręcz parodią widowisk Marvela. Waititi z lubością demaskuje absurd idei superbohatera, stawiając ich w sytuacjach, w których mniej lub bardziej się kompromitują. Oczywiście najbardziej dostaje się Thorowi, który co chwilę zostaje sprowadzony do parteru (dosłownie i w przenośni) jak tylko wypowie jakąś heroiczną deklarację. Ale Hulk, Walkiria i inni też mają swoje momenty wstydu.

Z trzeciej strony Waititi dokonuje triumfalnego wyniesienia na ołtarze kultury geeków. Reżyser może się naśmiewać z wzorca bohaterstwa filmów komiksowych i stroić sobie żarty z Thora, Hulka i innych, ale nigdy nie jest złośliwy. Postaci filmu otacza wielką miłością i troską. Dlatego też stara się jak tylko może, by to, co w nich najlepsze, zajaśniało blaskiem supernowej. Thor, Walkiria, a nawet Loki mają chwile, w których widzimy ich z innej, lepszej, ciekawszej, mniej komiksowej strony. A wszystko to dzieje się na tle barwnego, pstrokatego kobierca utkanego z tradycji kultury geekowskiej ostatnich 40 lat.

"Thor: Ragnarok" to także pierwszorzędna komedia. Reżyser maksymalnie wykorzystał niebywały talent komediowy Chrisa Hemswortha. Co druga scena z udziałem boga piorunów, to dobry powód do gromkiego śmiechu. Jeff Goldblum ma świetny wątek. Podobał mi się również pomysł z Mattem Damonem jako teatralnym Lokim. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie Tessa Thompson jako Walkiria. Miała ona najlepsze wejście spośród wszystkich postaci MCU. A potem jest tylko lepiej. Zadziorna, odważna, poharatana przez życie – w interpretacji Thomspon jest bohaterką, od której po prostu nie można oderwać oczu.

Jest to jednak kolejny filmy komiksowy, który moim zdaniem powinien mieć kategorię wiekową R. Do pewnego wieku ludobójstwa i morderstwa z zimną krwią powinny być traktowane jednoznacznie. Tymczasem w "Thorze: Ragnaroku" to one są często głównym przedmiotem żartu (Grandmaster śmiejący się z trupa, w którego chwilę wcześniej zmienił nieszczęśnika, Hela wypowiadająca ciętą ripostę na temat straty, jaką jest śmierć setki żołnierzy). Jestem w stanie wyobrazić sobie wielu dorosłych, którzy przy tych scenach nie będą w stanie zachować dystansu, więc co dopiero mówić o dzieciach. Mnie rzecz jasna taki humor nie przeszkadza.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

After Earth (2013)

Hvítur, hvítur dagur (2019)

The Sun Is Also a Star (2019)

Paradise (2013)