Assassination Nation (2018)

Szkoda, że Sam Levinson tak rzadko kręci filmy, bo ewidentnie jest w tym dobry. "Kolejny szczęśliwy dzień" był całkiem udanym debiutem. A "Assassination Nation" jest już prawdziwą petardą. Z drugiej strony, może to właśnie fakt, że tak rzadko staje za kamerą, sprawia, że się sprawdza w roli reżysera. Jeśli tak, to rodzi to sprzeczność niemożliwą do pogodzenia, bo przecież chciałbym jednocześnie oglądać częściej filmy nakręcone przez Levinsona, ale tylko pod warunkiem, że będzie trzymał obecny ich poziom.



Co ciekawe, sprzeczność wydaje się leżeć też u podstawy samego "Assassination Nation". Z jednej strony jest to bowiem kino klasy B. Standardowy thriller typu home invasion / revenge. Grupa bohaterek przypomina postacie z młodzieżowych horrorów z lat 80. albo z filmów w stylu "Heathers". Małe miasteczko, narastająca atmosfera paranoi, która prowadzi do eskalacji przemocy - wszystko to widziałem w kinie setki razy. Jednak Levinson potrafił to przekształcić w coś więcej niż tylko tanią i krwawą rozrywkę. "Assassination Nation" jest obrazem zdecydowanie bardziej wyrafinowanym estetycznie. Reżyser zadbał, by zdjęcia i muzyka współgrały ze sobą. Zastosowane przez niego rozwiązania sprawiły, że film natychmiast skojarzył mi się z "Suspirią" (nawiązania do "pogardzanych" przez artystów gatunków) i "Climaxem" (muzyczny trip). Levinson zadbał też o znakomite tempo samej opowieści przez co nawet najprostsze rozwiązania fabularne zaczynają wyglądać fascynująco. A już scena home invasion jest dla mnie malutkim arcydziełem.

Jednocześnie "Assassination Nation" wygląda na kino niezwykle przenikliwe, stanowiące ważny i ciekawy głos w dyskusji na temat współczesnego świata. Levinson ma chyba szósty zmysł, bo nie mógł lepiej wstrzelić się ze swoim filmem. Polowanie na czarownice, które pokazuje, idealnie komponuje się z masowymi egzekucjami dokonywanymi na portalach społecznościowych osób publicznych, na które pada choćby cień podejrzenia, że mogli być na przykład gwałcicielami. Kontekst czasu, w jakim film wchodzi do kin, sprawia, że ma on intelektualnie większą wagę. Co świetnie mu służy, ale jednocześnie stanowi do pewnego stopnia problem. Ponieważ film nie jest aż tak wnikliwy i intelektualnie głęboki, jak może się wydawać. Szczególnie pod koniec widać, że reżyser woli poruszać się pod płyciznach dyskursu, wybierając rozwiązania trącące niezdrową wręcz naiwnością. Finał jest zdecydowanie przesadzony, co jednak pozostaje całkowicie w zgodzie z kinem klasy B, z którego rzecz przecież czerpie garściami.

Dla mnie zresztą metafora czarownic z Salem nie była najciekawsza. O wiele bardziej spodobało mi się to, co jest wcześniej. Sceny z burmistrzem, a potem z dyrektorem szkoły. Levinson pokazuje świat ludzi ułomnych, którzy pragną być czymś więcej i nigdy tego nie osiągną. Stąd kryją się za anonimowością gotowego do linczu tłumu, by odsunąć od siebie świadomość własnej grzeszności, przerzucając związaną z tym frustrację, gniew i wstyd, na tych, których brudy nie mogą być zamiecione pod dywan. Kozioł ofiarny jako grupowe katharsis, jako bufor strzegący zwykłych ludzi przed szaleństwem i nihilizmem. To są niby mało znaczące sceny (szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że nie są zbyt efekciarskie porównując z tym, co oferuje reszta filmu), ale na mnie zrobiły olbrzymie wrażenie.

Lubię takie mieszanki exploitation, estetycznej pomysłowości i intelektualnej przewrotności. Levinson zaoferował mi prawdziwą filmową ucztę. "Assassination Nation" to zdecydowanie moje kino.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

The Entitled (2011)