Map of the Sounds of Tokyo (2009)
"Mapa dźwięków Tokio" udowadnia, że całość potrafi być czymś mniej niż wynikałoby to z sumy poszczególnych elementów. Wiele rzeczy w filmie mi się spodobało, a jednak koniec końców nie potrafię go pozytywnie ocenić.
Podobało mi się to, że śmierć jest tu żeńskim atrybutem, a życie męskim.
Podobało mi się to, że przez postać nagrywającego dźwięki "Mapa..." jest de facto przewodnikiem po tym, jak oglądać filmy reżyserki. On, tak jak my obserwuje całą historię z boku, ale odpowiednio się w nią angażuje. Jeśli ktoś miałby kłopoty ze zrozumieniem filmu Coixet, to dzięki tej postaci dostaje wskazówki, jak się zachować, jak interpretować, co czuć.
Podobało mi się to, że Ryu dba o groby zabitych.
Podobał mi się morał filmu, by nie wkładać palców między uda obcej kultury, bo się można tylko sparzyć.
Podobały mi się zdjęcia to, że Coixet wraz z operatorem zrezygnowali z typowych widoczków Tokio zamiast tego pokazując japońską stolicę z zupełnie innej perspektywy.
Podobał mi się pomysł na hotel schadzek, na sceny ciszy na cmentarzu, na zachodnie standardy muzyczne śpiewane po japońsku. Podobała mi się nawet parasolka dla psa.
Cały film niestety wydał mi się pretensjonalny i zbytnio wystylizowany przy jednoczesnym trzymaniu się konwencji bardzo realistycznych zdjęć. Ten kontrast nie został dobrze wygrany, a przynajmniej na mnie nie zadziałał.
Ocena: 5
Podobało mi się to, że śmierć jest tu żeńskim atrybutem, a życie męskim.
Podobało mi się to, że przez postać nagrywającego dźwięki "Mapa..." jest de facto przewodnikiem po tym, jak oglądać filmy reżyserki. On, tak jak my obserwuje całą historię z boku, ale odpowiednio się w nią angażuje. Jeśli ktoś miałby kłopoty ze zrozumieniem filmu Coixet, to dzięki tej postaci dostaje wskazówki, jak się zachować, jak interpretować, co czuć.
Podobało mi się to, że Ryu dba o groby zabitych.
Podobał mi się morał filmu, by nie wkładać palców między uda obcej kultury, bo się można tylko sparzyć.
Podobały mi się zdjęcia to, że Coixet wraz z operatorem zrezygnowali z typowych widoczków Tokio zamiast tego pokazując japońską stolicę z zupełnie innej perspektywy.
Podobał mi się pomysł na hotel schadzek, na sceny ciszy na cmentarzu, na zachodnie standardy muzyczne śpiewane po japońsku. Podobała mi się nawet parasolka dla psa.
Cały film niestety wydał mi się pretensjonalny i zbytnio wystylizowany przy jednoczesnym trzymaniu się konwencji bardzo realistycznych zdjęć. Ten kontrast nie został dobrze wygrany, a przynajmniej na mnie nie zadziałał.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz