Mam mętlik w głowie, po obejrzeniu "Mądrości i seksu". Film ma naprawdę wiele ciekawych elementów i jedną dużą wadę – jest bardzo chaotyczny. Madonna postanowiła wrzucić tu wszystko, co ją inspiruje, interesuje, wydaje jej się ważne. Mieszanka ta nie ma jednak przemyślanych proporcji, z czego rodzi się bałagan nie do ogarnięcia. Irytują też pseudofilozoficzne mądrości wygłaszane przez głównego bohatera – ich również jest za dużo. I ten brytyjski akcent, który wcale nie brzmi tu naturalnie, a jest raczej pornograficznym fetyszem. Z drugiej jednak strony "Mądrość i seks" jest niezwykle intrygującym materiałem, jeśli ktoś chce się czegoś dowiedzieć o samej Madonnie. Niczym przez maszynkę do mięsa zmielone zostaje tu jej życie i mimo że trudno to rozpoznać, jest to rzecz naprawdę mocno autobiograficzna. AK przypomina młodą Madonnę, kiedy dopiero zaczynała karierę. Grający go Eugene Hutz zaś z wyglądu podobny jest do Tony'ego Warda, chłopaka Madonny i bohatera albumu...