Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2014

Chef (2014)

"Szef" jest pod wieloma względami filmem niewiarygodnym. Naprawdę trudno jest uwierzyć w to, jak obłędnie pozytywne jest to kino. Tu nie ma ani jednego negatywnego bohatera. Owszem, niektóre z postaci mają swoje potknięcia i czasem zachowują się nie do końca fair, ale nie ma w nich cienia prawdziwej złośliwości. To kino afirmacyjne, krzepiące na duszy, celebrujące to, co w ludziach najlepsze. Ale jest też trochę zbyt archaiczne jak na mój gust. Przypomina mi się "Swingers", który to film miał swoją premierę 18 lat temu. I o tyle mniej więcej jest spóźniony "Szef".

The Purge: Anarchy (2014)

Cóż za niewiarygodne marnotrawstwo pomysłów! W "Nocy oczyszczenia: Anarchii" jest materiał na co najmniej trzy świetne filmy. Z niewiadomych dla mnie powodów twórcy postanowili je wszystkie wcisnąć w jedną fabułę. Rezultat był łatwy do przewidzenia: skończyło się na zapowiedziach i nadziejach, lecz mało z tego zostało urzeczywistnione. To tak, jakby ktoś dla nalania szklanki wody, wysadził w powietrze Zaporę Trzech Przełomów.  I choć jest to rzecz lepsza od jedynki, to wciąż pozostaje spore poczucie niedosytu.

Hoje eu quero voltar sozinho (2014)

"Eu não quero voltar sozinho" było naprawdę uroczym filmem, ale szczerze mówiąc nie do końca wyobrażałem sobie go w wersji pełnometrażowej. Historia była przecież bardzo prosta, zbudowana na standardowym zestawie scen. Kluczem do sukcesu była naturalność młodych aktorów i ograniczona czasowo forma, która wydobyła z historii wszystko to, co najlepsze. Ponieważ jednak "W jego oczach" powstało nie tylko pod okiem tego samego reżysera, ale też trzy główne role odegrali ci sami aktorzy, postanowiłem filmowi dać szansę.

Sex Tape (2014)

Czyżby Jake Kasdan się skończył? A wraz z nim Segel i Stoller? Jeśli Sony twierdzi, że problemem filmu jest tytuł i to dlatego rzecz się nie sprzedała, to ze studiem jest naprawdę bardzo, bardzo źle. Tytuł to akurat najlepsza rzecz w całej tej komedii. To z całą resztą jest wielki problem.

Marvel One-Shot: All Hail the King (2014)

No dobra, filmik oglądało mi się nawet nieźle, ale i tak jestem rozczarowany. Z dwóch powodów.

West Hollywood Motel (2013)

"West Hollywood Motel" to sympatyczna, bardziej amatorska niż profesjonalna, opowieść. Ponieważ nie jest to pierwszy film Riddlehoovera, zdążyłem się do tego przyzwyczaić i techniczne niedoróbki nie przeszkadzały mi tak bardzo. Większy problem miałem z samą konstrukcją filmu.

Battle of the Year (2013)

Tematem "Bitwy roku" są mistrzostwa świata w tańcach b-boy'ów. Jednak nie jest to wcale film taneczny. Raczej jest to kompendium wszystkich najgorszych pomysłów, jakie zrodziły się w Hollywood jeśli chodzi o historie przygotowań utalentowanych choć niepokornych osób do walki o mistrzowski tytuł.

Plan C (2012)

SPOILERY "Plan C" potwierdza tylko opinię wielu, że Holendrzy to naród mało odpowiedzialny. Ta komedia kryminalna pokazuj bowiem, że zbrodnia popłaca, pod warunkiem wszakże, że jesteś bohaterem historii, a nie postacią drugiego planu.

The Convincer (2011)

Czasami spoilery to dobra rzecz. Jestem przekonany, że gdybym przed rozpoczęciem "Śliskiej sprawy" wiedział, jak się historia zakończy, wtedy całość obejrzałbym z większym zainteresowaniem. Kiedy bowiem klocki wpadają na właściwe miejsca, moją pierwszą reakcją był: ooo, to mógł być fajny film . Niestety zanim to nastąpiło, reżyserka zdążyła mnie stracić.

Scialla! (2011)

Są filmy, o których tak naprawdę trudno jest mi cokolwiek powiedzieć poza tym, że je widziałem. "Spoko!" należy właśnie do tej kategorii.

The Hundred-Foot Journey (2014)

Powinienem piać z zachwytu nad tym filmem. Historia, jaką opowiada "Podróż na sto stóp" nie jest wcale a wcale oryginalna i mógłbym ją streścić bez oglądania, ale należy do tych, które po prostu lubię oglądać/słuchać i nigdy nie mam ich dosyć. Ma wszystkie ulubione przeze mnie składniki: uparciuchów, którzy na pierwszy rzut oka są irytującymi bohaterami, ale w sumie są bardzo szlachetni, czystych duchowo i utalentowanych młodych, którzy gubią się w możliwościach świata i muszą odkryć, co liczy się naprawdę, Helen Mirren, która zawsze jest atrakcją i wspaniałe smakołyki, po których strasznie zgłodniałem. A jednak "Podróż na sto stóp" wcale mi się nie spodobała.

Step Up All In (2014)

Jednego twórcom "Step Up" nie można odmówić – konsekwencji. W zasadzie większość tego, co pisałem przy okazji poprzednich części serii, mógłbym spokojnie tutaj powtórzyć. "All In" trzyma dokładnie ten sam poziom, czyli żenująco niski jeśli chodzi o fabułę, lecz satysfakcjonujący jeśli chodzi o taniec.

Une rencontre (2014)

W końcu Francuzi przypomnieli sobie o tym, że umiejętność mówienia aluzjami podnieśli do rangi sztuki. "Pożądanie" sprawiło bowiem na mnie wrażenie bardzo zmysłowej krytyki tego, gdzie zabrnęła Republika Francuska. Na przykładzie Elsy i Pierre'a pokazana zostaje absurdalność reguł, które rządzą dniem codziennym Francuzów. Elsa ma zasadę, że nie umawia się z żonatymi mężczyznami. Pierre jest wiernym mężem i chce takim pozostać. A jednak uczucie, jakie rozkwita między nimi jest autentyczne, czyste i potężne. Walczyć z nim wydaje się być głupotą, a mimo to czynią tak, bo chcą pozostać wierni swoim zasadom. I taka jest też współczesna Francja. Laickość stała się narodową obsesją. Życie regulowane jest w sposób natrętny, czyniąc z obywateli więźniów konkretnej formy wolności. I nawet jeśli ich uczucia kierują się w inną stronę, to muszą się ugiąć, bo zasady są zasadami.

Frankie Go Boom (2012)

Jestem pod olbrzymim wrażeniem umiejętności Jordana Robertsa. Nie, nie reżyserskich, bo te są minimalne. Jednak umiejętność przyciągnięcia do projektu ciekawych aktorów ma wyśrubowaną do niebywałego poziomu. Niesamowite, że film, w którym grać powinni amatorzy, może pochwalić się plejadą rozpoznawalnych nazwisk.

Sover Dolly på ryggen? (2012)

Mam dziwne przeczucie, że "Prawie idealny" miał być komedią romantyczną. Jeśli tak, to przynajmniej w moim przypadku, rzecz okazała się totalnym fiaskiem. Nie widziałem w tym filmie nic romantycznego ani zabawnego. Całość zdecydowanie mnie przygnębiła, a to przede wszystkim ze względu na bohaterów.

Russendisko (2012)

Film z cyklu "nie mamy pomysłu, ale co z tego, pomysł nie jest potrzebny". Cóż, podejście w sumie intrygujące, szkoda jednak, że niezrealizowane. "Russendisko" dobitnie pokazuje, że bez pomysłu daleko się nie zajedzie.

Ginger & Rosa (2012)

Tradycji stało się zadość. Z filmami Sally Potter mam tak, że jak jeden mi się podoba, to następny robi słabe wrażenie, by kolejny znów mnie zachwycił. Ponieważ poprzednim filmem był "Krzyk mody", który uwielbiam, to "Ginger i Rosa" siłą rzeczy okazało się rzeczą mało udaną. A miałem nadzieję, że tym razem reżyserce uda się przerwać tę tradycję...

El páramo (2011)

"Śmiertelna paranoja" to jeden z tych filmów, o których kiedyś coś przeczytałem w sieci i od tamtej pory chciałem obejrzeć. Jak to jednak często bywa, nadzieje nie pokryły się z rzeczywistością. Być może w złym momencie sięgnąłem po film, ale zamiast zainteresowania (nie mówię już o napięciu), czułem jedynie znudzenie.

Pawn (2013)

Po ocenach na IMDb i Filmwebie widzę, że "Pionek" nie przypadł do gustu szerszej publiczności. Jestem w stanie to zrozumieć. Fabularnie nie jest to bowiem kino najwyższych lotów. Ma swoje dziury i wyboje. Ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. "Pionek" to typowe vhs-owe kino, które pasuje tylko do telewizyjnego ekranu. To wstydliwa rozrywka, rzecz głupia, ale na swój sposób zabawna. W każdym razie mnie bawiła.

Girl on a Bicycle (2013)

Urocze nic. Film, który przyjemnie się ogląda, ale który jednym okiem wpada, a drugim wypada nie goszcząc w pamięci nawet przez chwilę. To jeden z tych obrazów, który stanowi doskonałe tło dla codziennych prac domowych (przygotowywania obiadu, sprzątania czy prasowania). Można się od niego na parę minut odciąć, po czym do niego wrócić i odkryć, że fabuła dalej pozostaje czytelna.

Muhammad Ali's Greatest Fight (2013)

Muhammad Ali to przykład tego, jak powinno się walczyć o swoje przekonania. Ali nie bał się postawić wszystkiego na szali: karierę boksera, ryzyko spędzenia kilku lat w więzieniu. Był gotowy ponieść konsekwencje swoich czynów, jeśli okazałoby się, że są niezgodne z obowiązującymi przepisami prawa. Tymczasem większość współczesnych wojowników sumienia postępuje inaczej (wystarczy spojrzeć na wiadomości z Polski). Nie chcą ponosić konsekwencji, lecz przekonują, że skoro w sumieniu mają rację, to przepisy państwa ich nie obowiązują. Z tą postawą trudno mi jest się zgodzić.

Empire State (2013)

Jednego Dito Montielowi nie mogę odmówić. Już dawno nikt w filmie nie stworzył równie irytującego bohatera, co on. I nie chodzi mi tu o granego przez Michaela Angarano Eddiego. Tego rodzaju kretynów w kinie jest na pęczki. W zasadzie w każdej opowieści o poczciwcu jest kumpel, który głównego bohatera wpycha w szambo z radosną nieświadomością tego, co czyni. Nie, mi chodzi o granego przez Liama Hemswortha Chrisa. Ależ ten facet mnie wnerwiał! To ukryty kretyn. Na pozór sympatyczny, a nawet inteligentny, w rzeczywistości idiota jakich mało. Jednym jest tolerowanie wybryków kumpla, ale czymś kompletnie innym jest całkowita ślepota. Tymczasem Chris zachowuje się tak, jakby za każdym razem, gdy Eddie znika mu z oczu, zapominał o tym, jakim jest on kretynem i że jest ostatnią osobą, której można się z czegokolwiek zwierzać. Cały film polega na tym, że Chris gada Eddiemu rzeczy, które powinien zachować dla siebie, potem dziwi się, że Eddie zrobił głupotę, by na koniec zacząć gadać mu jeszcze

Dawn of the Planet of the Apes (2014)

Miałem to "nieszczęście", że swoją przygodę z fantastyką rozpocząłem – zupełnie przypadkowo – od najwyższej półki, od lektury Le Guin ("The Dispossessed"), Wolfe'a ("Księga Nowego Słońca"), Mathesona ("Jestem legendą"), Russell ("Wróbel"). Dzięki nim wyrobiłem sobie pogląd na fantastykę jako gatunek, którego celem wcale nie jest olśniewanie odbiorcy wizją niezwykłych światów, ale wykorzystywanie "egzotycznych" scenografii, by zadawać fundamentalne pytania na temat istoty człowieczeństwa. W konfrontacji z tymi książkami kino spod znaku SF wydawało mi się błahe, głupie, efekciarskie, ale przede wszystkim puste. Oczywiście później poznałem wiele wyjątków od powyższej reguły. Niemniej jednak za każdym razem, kiedy oglądam film SF, który inteligencją dorównuje literaturze SF, jestem zdumiony. I właśnie w takie zdumienie wprowadziła mnie "Ewolucja planety małp".

Zabawki cesarza (2011)

Muszę powiedzieć, że bardzo zaskoczyło mnie to, że "Zabawki cesarza" pokazywane są w kinach. Naprawdę nie pojmuję, co widział w filmie dystrybutor, że zdecydował się go rozpowszechnić. Gdyby wprowadzono go na YouTube'a, nikt by tego nawet nie zauważył. "Zabawki cesarza" nie mają żadnego z elementów, jaki niezbędny jest krótkometrażówce do osiągnięcia sukcesu.

Il rosso e il blu (2012)

'Czerwony i niebieski" to opowieść o tym, jak rodzi się cynizm i zgryzota u nauczycieli. Jej źródłem jest ich idealizm, z jakim wkraczają w szkolne progi. Ten idealizm oczywiście prawie natychmiast zacznie być poddawany próbie. I jeśli nauczyciel okaże się za słaby wewnętrznie, jeśli zwątpi, jego idealizm zacznie gnić. Ale "Czerwony i niebieski" pokazuje, że nie jest to proces nieodwracalny. W każdym momencie nauczyciel może się zmienić. I znów przyczyna tkwi w impulsach zewnętrznych, które mogą pobudzić uśpione, pozornie utracone możliwości edukacyjne.

Supercondriaque (2014)

Dany Boon. To mówi wszystko. Jeśli nie lubicie jego poczucia humoru, to najlepiej zrobicie omijając "Przychodzi facet do lekarza" wielkim łukiem. Bo też jego najnowsza komedia jest tak naprawdę show jednej osoby. Boon jest gwiazdą, reżyserem i scenarzystą i nie daje widzom zapomnieć o tym nawet przez minutę. Na szczęście mnie jego wygłupy nie przeszkadzają, więc na filmie bawiłem się pierwszorzędnie.

Begin Again (2013)

John Carney podbił moje serce kilka lat temu znakomitym obrazem "Once". Jednak później nie zrobił nic równie udanego. "Zacznijmy od nowa" jest próbą odtworzenia tamtego klimatu. Niestety próbą tylko częściowo udaną. Za wiele jest w tym filmie schematów, sztuczności, za mało niewymuszonego uroku.

Parker (2013)

Taylor Hackford ma na swoim koncie kilka niezłych filmów. Niestety "Parker" do nich nie należy. W teorii ma to być chyba kino sensacyjne z elementami kina akcji. W praktyce jest to znakomity środek nasenny.

Una noche (2012)

Hawana. Dla nas egzotyka. Raj, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko masz pieniądze. Ale dla mieszkańców miasta jest to piekło. I nie chodzi tu o biedę, wszechwładzę policji, braki w sklepach, przedmiotowe traktowanie przez turystów. Hawana jest miastem roztrzaskanych marzeń, rozwianych złudzeń, snów zmienionych w koszmar. A przynajmniej taki obraz miasta wyłania się z filmu "Noc" Lucy Mulloy.

The Houseboy (2007)

SPOILERY Chyba nie jestem teraz w zbyt bożonarodzeniowym nastroju. Co może być zrozumiałe zważywszy na to, że mamy lipiec. Niemniej jednak optymistyczne zakończenia "The Houseboy" zemdliło mnie skuteczniej od zbyt dużej porcji kutii.

Jesus Henry Christ (2012)

Ech. No tak. Coś wypadałoby o tym filmie powiedzieć. Tylko co tu można napisać, kiedy rzecz jest tak bardzo oparta na kliszach kina niezależnego, że całość streszcza dokładnie sam tytuł – "Nieprzeciętny Henry"? Jak zwykle mamy więc nieprzeciętną, młodą jednostkę, która na swój sposób jest geniuszem, ale przez to odstaje od reszty. Otaczają ją równie nieprzeciętne charaktery, jak matka o progresywnych poglądach, czy potencjalny ojciec mający problemy z własną być-może córką. I jak zwykle w tego rodzaju historiach jest też śmierć istotnej osoby, która zbliży do siebie rozbitą rodzinę.

W.E. (2011)

Ale mnie Madonna zaskoczyła. I to drugi raz! Po całkiem niezłym debiucie, zrobiła film, który jest naprawdę piękny. Nie spodziewałem się, że jest z niej aż tak dobra filmowa poetka. "W.E." urzekł mnie zmysłowością, namiętnością i zrozumieniem, że natura ludzka nie jest jedno- czy nawet dwuwymiarowa.

Albatross (2011)

Nie, nie i jeszcze raz nie. Szczerze mówiąc, to wolę już oglądać filmy ewidentnie złe. Przynajmniej te budzą we mnie jakieś emocje. Tymczasem "Albatros" jest powtórką z rozrywki tak nijaką, że już teraz, piszące te słowa ledwie naście godzin po obejrzeniu filmu, niewiele z niego pamiętam.

Deliver Us from Evil (2014)

Scott Derrickson nie jest dobrym reżyserem. Teraz mogę to już stwierdzić z pełnym przekonaniem. "Zbaw nas ode złego" jest trzecim jego filmem, jaki widziałem i po raz trzeci nie potrafił mi sprzedać historii. A skoro tym razem się nie udało, to już mu się to nigdy nie uda. W przypadku "Zbaw nas ode złego" miał bowiem u mnie fory jeszcze przed tym, jak film zobaczyłem. Wszystko za sprawą obsady: Bana, Ramirez, a przede wszystkim Munn na dużym ekranie to zawsze jedno oczko wyżej w mojej ocenie.

Blended (2014)

Najtrudniejsze pytanie, jakie można mi zadać na temat tego filmu, brzmi po prostu: "I jak "Rodzinne rewolucje"?". Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Ta banalnie prosta, całkowicie wtórna (jeśli ktoś z Was myśli, że jest to "Żona na niby 2", to się za bardzo nie pomylił) historyjka wymyka się prostemu podsumowaniu.

Chaser (2013)

Kluczem dla tego filmu jest myśl, że destrukcja może być aktem twórczym. I choć ogólnie z tym stwierdzeniem się zgadzam, to akurat "Chaser" niezbyt udanie pokazuje jej zastosowanie w praktyce. I to właśnie ta ambiwalencja – chyba nie do końca zgodna z intencjami reżysera – najbardziej mi się w filmie spodobała.

Hundraåringen som klev ut genom fönstret och försvann (2013)

Ogólnie jestem fanem skandynawskich komedii. Lubię ich czarne poczucie humoru. Ale to, co przygotował Felix Herngren, nie przypadło mi do gustu.