Drive (2011)
Nicolas Winding Refn jest reżyserem jednego tematu. Tym tematem jest męskość i to w bardzo konkretnym wydaniu wojownika ze średniowiecznych podań. To postać przypominająca swoją konstrukcją czekoladkę. Z wierzchu niegroźny, sympatyczny, zabawny, w środku zaś znajduje się twardy orzech bezkompromisowej, zwierzęcej agresji. Jego brutalność jest totalna, pozbawiona wyrzutów sumienia, ma atawistyczny charakter: zabij albo zostań zabity. Przedtem był to Frank, Tonny, Bronson, Jednooki. Teraz jest Kierowca.
Muszę powiedzieć, że mam pewien kłopot z "Drive". Film absolutnie zachwycił mnie swoją formą. Refn wykorzystał do perfekcji komunikację niewerbalną, co jest wielką rzadkością. Warto bardzo uważnie przyglądać się poszczególnym kadrom i ujęciom. Ich konstrukcja, w szczególności rozstawienie postaci, nie jest przypadkowe. Perfekcyjna kompozycja sprawia, że widz więcej treści otrzymuje właśnie z tego, niż z dialogów. Oszczędnie stosowana muzyka (ale nie dźwięki!) tworzy doskonałą mieszankę audiowizualną, z którą nie spotkałem się chyba od czasu "Spragnionych miłości". To, jak Refn uwodzi nas, byśmy zakochali się w bohaterze. To, jak wykorzystuje stylizację kiczu lat 80-tych, by dokonać transgresji na poziom sztuki. I brutalność, którą uczynił piękną dla oka (jeszcze nigdy miażdżenie czaszki nie było tak estetycznie zachwycające). Refn udowodnił, że ma niezwykłe wyczucie filmowej materii.
Niestety "Drive" jest filmem wtórnym. Refn wykorzystuje tu nie tylko tę samą strukturę narracyjną ale nawet te same rozwiązania, co w swoich wcześniejszych filmów. Dla tych, którzy widzieli "Pushera" bądź "Valhalla Rising" będzie to po prostu recycling tyle że podany w atrakcyjniejszej formie. Pod tym względem "Bronson" wciąż pozostaje najoryginalniejszym filmem Refna.
Ocena: 8
Muszę powiedzieć, że mam pewien kłopot z "Drive". Film absolutnie zachwycił mnie swoją formą. Refn wykorzystał do perfekcji komunikację niewerbalną, co jest wielką rzadkością. Warto bardzo uważnie przyglądać się poszczególnym kadrom i ujęciom. Ich konstrukcja, w szczególności rozstawienie postaci, nie jest przypadkowe. Perfekcyjna kompozycja sprawia, że widz więcej treści otrzymuje właśnie z tego, niż z dialogów. Oszczędnie stosowana muzyka (ale nie dźwięki!) tworzy doskonałą mieszankę audiowizualną, z którą nie spotkałem się chyba od czasu "Spragnionych miłości". To, jak Refn uwodzi nas, byśmy zakochali się w bohaterze. To, jak wykorzystuje stylizację kiczu lat 80-tych, by dokonać transgresji na poziom sztuki. I brutalność, którą uczynił piękną dla oka (jeszcze nigdy miażdżenie czaszki nie było tak estetycznie zachwycające). Refn udowodnił, że ma niezwykłe wyczucie filmowej materii.
Niestety "Drive" jest filmem wtórnym. Refn wykorzystuje tu nie tylko tę samą strukturę narracyjną ale nawet te same rozwiązania, co w swoich wcześniejszych filmów. Dla tych, którzy widzieli "Pushera" bądź "Valhalla Rising" będzie to po prostu recycling tyle że podany w atrakcyjniejszej formie. Pod tym względem "Bronson" wciąż pozostaje najoryginalniejszym filmem Refna.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz