Je suis un no man's land (2010)
Francuska próba realizacji komedii absurdu. Gatunek ten raczej nie kojarzy mi się z kinematografią znad Sekwany, choć od czasu do czasu z sukcesami go próbowano (vide: "Rumba"). Ten film przypomina raczej skandynawskie produkcje w stylu "Kłopotliwego człowieka", jednak tylko i wyłącznie jeśli chodzi o ogólny zarys. Reszta wypełniona została "z francuska", co budzi moje mieszane reakcje.
Początek jest bardzo obiecujący. Sceny z Judith Chemlą są zwariowane, obiecując rzecz przedziwną i naprawdę absurdalną. Potem jednak ów absurd ogranicza się do przestrzennego zniewolenia bohatera. I gdyby to jeszcze zostało w jakiś oryginalny sposób potraktowane, lecz nie – tu pełni tylko i wyłącznie funkcję przedmiotową jako konieczny element przeżycia przez bohatera śmierci i miłości. W ten sposób całość została niepotrzebnie spłycona. Straciła też mocno na dynamizmie. Liczyłem na więcej.
Ocena: 6
Początek jest bardzo obiecujący. Sceny z Judith Chemlą są zwariowane, obiecując rzecz przedziwną i naprawdę absurdalną. Potem jednak ów absurd ogranicza się do przestrzennego zniewolenia bohatera. I gdyby to jeszcze zostało w jakiś oryginalny sposób potraktowane, lecz nie – tu pełni tylko i wyłącznie funkcję przedmiotową jako konieczny element przeżycia przez bohatera śmierci i miłości. W ten sposób całość została niepotrzebnie spłycona. Straciła też mocno na dynamizmie. Liczyłem na więcej.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz