We Bought a Zoo (2011)
Jestem przekonany, że "Kupiliśmy Zoo" spodoba się wielu osobom, ale ja cierpiałem na nim prawdziwe katusze. Gdyby film leciał w telewizji, przełączyłbym kanał po 15 minutach.
Ja wszystko rozumiem. Film miał być milusi, sympatyczny, optymistyczny i krzepiący. Ale na Boga! Czy musi to być aż tak ostentacyjne? Pierwsza rzuca się w oczy dziewczynka, Maggie Elizabeth Jones. Jest tak doskonała w tej swojej dziecięcej urokliwości, że wypada totalnie fałszywie. Czułem, jakby reżyser zmuszał mnie do wzdychania "aaaa" za każdym razem, gdy dziewczynka zachowa się rezolutnie lub nad wiek dojrzale. Church powiela postać, jaką odegrał już całe miliony razy. Zwierzęta mają więcej oleju w głowie i osobistego uroku niż większość ludzi, jakich spotkałem. Wszystko jest tak dokładnie i z premedytacją wycyzelowane, że odebrało mi to wszelką radość z seansu.
Sorry panie Crowe, ale na tak bezceremonialne wpychanie mi się do gardła i oczekiwanie, że będę tym zachwycony mogę się zgodzić tylko po dobrej grze wstępnej. Tu jej nie było. Po raz pierwszy Crowe całkowicie mnie rozczarował. Ocena byłyby jeszcze niższa, gdyby nie piękne zdjęcia Rodrigo Prieto i muzyka Jónsiego (za dobre jak na ten film).
Ocena: 2
"Sorry panie Crowe, ale na tak bezceremonialne wpychanie mi się do gardła i oczekiwanie, że będę tym zachwycony mogę się zgodzić tylko po dobrej grze wstępnej."
OdpowiedzUsuńMistrzu, nauczaj!:)