Straw Dogs (2011)
"Straw Dogs" to wręcz encyklopedyczny przykład wszystkiego, co złe w remakach. Oryginał idealnie wpisywał się w swoje czasy, będąc nie tylko brutalną opowieścią o ludzkiej agresji, ale też wyrazem rozczarowania kulturą hipisowską, która zdemaskowana została przez Peckinpaha jako mrzonka i do tego niebezpieczna dla życia.
Nowa wersja jest tylko ramake'em. Nie ma w niej emocji uniwersalnych. Jest wyłącznie pustka odgrywania znanej historii tak, by wydawała się świeża. Niestety definicja "świeżości" Roda Luriego jest zaskakująco bliska "łopatologii". Bo historia Stalingardu jest tu kompletnie zbędna. Miał to być pewnie symbol i proroctwo tego, co czeka bohaterów, ale przez swoją oczywistość jest tylko głupim dodatkiem. Niepotrzebny był wykład o nędznych psach, który w tej scenerii nic nie znaczył.
A przecież nowe "Straw Dogs" mogły być filmem-znakiem naszych czasów. Zalążki tego widać w postaci Amy i pomyśle, by Blackwater było jej rodzinną miejscowością. W tym krył się potencjał, by pokazać, że bycie pacyfistą jest możliwe tylko, kiedy jest ktoś, kto nie boi się być brutalnym, by tę wolność od przemocy bronić. Amy ma dobre wspomnienia z młodości, bo jej ojciec był twardym skurczybykiem. Dzięki niemu jej nigdy nic nie groziło. Ale teraz ma za męża "miękkiego" Davida, którego męskość definiowana jest kolorem karty kredytowej i designerskimi strojami. Kiedy brakuje twardego protektora, bycie spokojnym zwolennikiem odrzucenia przemocy nie jest opcją, którą można żyć. W ten sposób "Straw Dogs" mogło stać się wielkim wsparciem dla idei wojny z terrorem na obcej ziemi.
Niestety Lurie nie wykorzystuje potencjału w historii, którą sam pomógł zbudować. Co gorsza bardzo słabo buduje i napięcie i finał i dynamikę pomiędzy postaciami. A przecież oryginał może być bardzo dobrze przerobiony na współczesne kino. Udowodnił to nie tak dawno temu Ole Bornedal filmem "I zbaw nas ode złego". Choć nie jest to remake filmu Peckinpaha, to jest mu znacznie bliższy pod każdym względem, niż dziełu Luriego.
Ocena: 4
Pierwowzór był świetny. Oglądałem go pewnie ze trzy razy. Tą oceną jednak mnie trochę odstręczasz od obejrzenia remaka. No cóż. jeszcze się zastanowię. Może, jak będę miał okazję... Zobaczę co inni sądzą.
OdpowiedzUsuńLepiej obejrzeć oryginał (albo film Bornedala)
OdpowiedzUsuń