Polisse (2011)
Nie przepadam za tego rodzaju filmami. Z jednej strony chcą być kronikami prawdziwych wypadków. Z drugiej strony jest to mimo wszystko reżyserska fikcja, co widać w sposobie narracji. W rezultacie "Poliss" jest czymś pomiędzy filmowym konspektem niezrealizowanego serialu mockumentary o pracy policji specjalizującej się w przestępczości związanej z nieletnimi, a chaotyczną, wielowątkową historią o niczym.
Bo co z tego, że opowiada sporo mrożących krew w żyłach historii, czasem szokujących, a czasem śmiesznych? Wszystko to ma charakter anegdot, które jednak niczemu więcej poza ich opowiedzeniem nie służą. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby na tym reżyserka poprzestał. Ale nie, ona dalej miksuje, miesza i mąci, dodając przedziwne historie z życia osobistego policjantów. Tyle tylko, że zamiast poświęcić jednej więcej uwagi, tu dzielona jest ona pomiędzy licznych bohaterów. Rezultat końcowy pozostawia wiele do życzenia. Przynajmniej u mnie.
Ocena: 6
Kiedyś wybierałam się na ten film podczas poznańskiego Festiwalu Transatlantyk, organizowanego przez kompozytora J.P. Kaczmarka. Ale jakoś mi się nie złozyło, bardzo mi było żal, Teraz leci ten film w kinach, ale tylko w godzinach wieczornych, czyżby był aż tak skandalizujący? Jak czytam u Ciebie, raczej nie, i już nie żałuję, że go nie zobaczę. Z tego powodu, jak piszez, że jest zbiorem wycinków wielu historii, tak naprawdę służących nie wiadomo czemu czy komu, czy policjantom, czy ofiarom przestępstw.
OdpowiedzUsuńPewnie jest w wieczornych, bo o wcześniej pewnie nikt by na to nie poszedł. Jak ja byłem w kinie to aż się zdziwiłem, że na sali było z 10 osób. To i tak dużo.
OdpowiedzUsuńA film wielu osobom na pewno się spodoba. Ale to nie moja bajka.