Tangerine (2015)

Technologia poszła mocno do przodu, ale film nakręcony komórką wciąż na ekranie kinowym nie będzie wyglądał zbyt dobrze. Potrzeba więc czegoś wyrazistego, co zrównoważy wizualne niedostatki. Reżyser "Mandarynki" znalazł to w osobach odtwórców głównych ról. Dzięki nim szybko zapomina się o surowej oprawie. Pozostają tylko i wyłącznie bohaterowie.



A jest co oglądać. Wigilijna opowieść o transgenderowych prostytutkach z Los Angeles jest fascynującą mieszanką humoru i kontrolowanego chaosu. Świetne dialogi, pełne ciętych ripost, doskonałe wyczucie komediowe i niebanalna (choć w gruncie rzeczy stereotypowa) grupa postaci to atuty, które zapewniają półtorej godziny czystej rozrywki. Ale jest to rozrywka powierzchowna. Co nie należy uznawać za wadę. Po prostu "Mandarynce" bliżej jest do stand-upowego występu komików niż do standardowej opowieści filmowej. Wszystko dlatego, że obraz ma mocno zawężoną perspektywę, bawiąc tu i teraz, ale nie oferując żadnych obserwacji, myśli, czegokolwiek, co można byłoby zabrać ze sobą. Sami bohaterowie są również mocno pretekstowi. Gdyby nie brawurowa, choć jednocześnie surowa (by nie powiedzieć toporna), gra aktorska, trudno byłoby się domyślić, że film w ogóle ma jakichkolwiek bohaterów.

Surowe zdjęcia i wrażenie, że mam do czynienia z na wpół amatorską produkcją, mocno kojarzy mi się z queerowym kinem lat 90. W "Mandarynce" odnalazłem echo wczesnych filmów Arakiego (jak "Doom Generation") czy DeCoteau ("Leather Jacket Love Story"). Za co reżyser ma oczywiście u mnie spory plus (w końcu z twórczością Arakiego spotkałem się właśnie po raz pierwszy na warszawskim festiwalu).

Ocena: 7

Komentarze

  1. Petarda. Już dawno nie widziałem tak świeżego podejścia do kina.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)