Elle (2016)
Paul Verhoeven w swoim nowym filmie pokazuje, jak przedziwną istotą jest człowiek i jak niewiele z rzeczywistością mają wspólnego zasady etyczne, moralne, jakie próbuje się ludziom narzucać.
W "Elle" nie ma ludzi złych i dobrych. Cnoty i mroczne popędy sąsiadują ze sobą, mieszają się tak bardzo, że nie można jednych oddzielić od drugich. Brutal kryjący olbrzymie pokłady agresji wobec kobiet może być sympatyczny i pomocny, a w momentach największej przemocy jednocześnie przejawiać niezwykłą uległość i słabość. Z kolei ofiara gwałtu może odnaleźć satysfakcję w doznawanej przemocy, czuć siłę płynącą ze świadomości kontroli, jaką posiada stając się bezbronną. Te odczucia jednak nie tępią pragnienia odwetu i krwiożerczej potrzeby brutalnej zemsty.
Ten fascynujący obraz ludzkiej psychiki u Verhoevena jednak nie robi aż takiego wrażenia, jakby mógł. Reżyser pozostaje obserwatorem zewnętrznym, trzymającym dystans. Obserwuje on szokujące chwilami zachowania bohaterów, ale nie próbuje przeniknąć przez maski, dotrzeć do ich źródeł. To, co widzimy na ekranie, jest jedynie promieniowaniem, aurą zarejestrowaną przez Verhoevena, ledwie echem tego, co naprawdę drzemie w środku postaci.
Nie podoba mi się też mnożenie metafor, analogii i wątków. Jak choćby koncepcja gry wideo, która ma zastosowanie również do historii głównej bohaterki: z ofiary brutalnej napaści rodzi się heroina hołdująca zasadzie "oko za oko, ząb za ząb". Reżyser zbyt często powraca do tej analogii, jakby nie ufał widzom, że ci wyłapią, o co mu chodzi. Ta łopatologia pod koniec filmu stała się męcząca.
Ale nie męczy Isabelle Huppert. Jako Michèle jest świetna udowadniając, że pozostaje jedną z najlepszych aktorek na świecie.
Ocena: 6
W "Elle" nie ma ludzi złych i dobrych. Cnoty i mroczne popędy sąsiadują ze sobą, mieszają się tak bardzo, że nie można jednych oddzielić od drugich. Brutal kryjący olbrzymie pokłady agresji wobec kobiet może być sympatyczny i pomocny, a w momentach największej przemocy jednocześnie przejawiać niezwykłą uległość i słabość. Z kolei ofiara gwałtu może odnaleźć satysfakcję w doznawanej przemocy, czuć siłę płynącą ze świadomości kontroli, jaką posiada stając się bezbronną. Te odczucia jednak nie tępią pragnienia odwetu i krwiożerczej potrzeby brutalnej zemsty.
Ten fascynujący obraz ludzkiej psychiki u Verhoevena jednak nie robi aż takiego wrażenia, jakby mógł. Reżyser pozostaje obserwatorem zewnętrznym, trzymającym dystans. Obserwuje on szokujące chwilami zachowania bohaterów, ale nie próbuje przeniknąć przez maski, dotrzeć do ich źródeł. To, co widzimy na ekranie, jest jedynie promieniowaniem, aurą zarejestrowaną przez Verhoevena, ledwie echem tego, co naprawdę drzemie w środku postaci.
Nie podoba mi się też mnożenie metafor, analogii i wątków. Jak choćby koncepcja gry wideo, która ma zastosowanie również do historii głównej bohaterki: z ofiary brutalnej napaści rodzi się heroina hołdująca zasadzie "oko za oko, ząb za ząb". Reżyser zbyt często powraca do tej analogii, jakby nie ufał widzom, że ci wyłapią, o co mu chodzi. Ta łopatologia pod koniec filmu stała się męcząca.
Ale nie męczy Isabelle Huppert. Jako Michèle jest świetna udowadniając, że pozostaje jedną z najlepszych aktorek na świecie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz