11-11-11 (2011)
Kiedy już jakimś cudem dotrwałem do końca filmu, pomyślałem sobie, że w sumie jest to całkiem fajna historia. Spodobało mi się to, że główny bohater jest ateistą, który zostaje wplątany w metafizyczną intrygę o globalnym znaczeniu. Jeszcze bardziej spodobało mi się to, że tak naprawdę bohater wcale nie jest ateistą, a jedynie neguje swoją własną wiarę, ponieważ przed laty doznał bardzo bolesnej tragedii. To właśnie ta blokada uczyniła z niego perfekcyjne narzędzie cudzych intencji. Gdyby w głębi duszy nie był wierzący, nigdy w życiu nie dałby się tak łatwo podejść.
Niestety "11-11-11" potrzebuje remake'u, który wycisnąłby z pomysłu wszystkie smakowite soki. W rękach Bousmana przekształcił się on w środek nasenny. Reżyser tak bardzo zainteresowany jest samą intrygą i tym, by jak najdłużej trzymać widza w niepewności (co wcale mu się nie udaje), że zapomina, iż film przede wszystkim powinien wciągać samą opowieścią. Bohater nie przykuwa uwagi. Większość scen jest bezbarwna. Nawet momenty tajemnicze czy w zamyśle budujące klimat niepokoju rozczarowują. W efekcie film świetnie sprawdzi się jako lektura na dobranoc. Oglądający zaśnie na długo przed zakończeniem.
Ocena: 3
Niestety "11-11-11" potrzebuje remake'u, który wycisnąłby z pomysłu wszystkie smakowite soki. W rękach Bousmana przekształcił się on w środek nasenny. Reżyser tak bardzo zainteresowany jest samą intrygą i tym, by jak najdłużej trzymać widza w niepewności (co wcale mu się nie udaje), że zapomina, iż film przede wszystkim powinien wciągać samą opowieścią. Bohater nie przykuwa uwagi. Większość scen jest bezbarwna. Nawet momenty tajemnicze czy w zamyśle budujące klimat niepokoju rozczarowują. W efekcie film świetnie sprawdzi się jako lektura na dobranoc. Oglądający zaśnie na długo przed zakończeniem.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz