Dancer (2016)
"Tancerz" jest w gruncie rzeczy bardzo typową opowieścią o utalentowanym artyście. Jak zawsze w tego rodzaju historiach mamy rodzinę, która staje się pierwszą ofiarą konieczności podążania ścieżką prowadzącą do sławy. Mamy ciężką pracę, absolutne poświęcenie wyłącznie jednej sprawie i sukces, który przyszedł na długo przed tym, zanim było się na niego gotowym. A potem następuje równie typowa historia chaosu, autodestrukcji i wypalenia.
A jednak Steven Cantor potrafił tę historię pokazać w sposób, który sprawiał, że ani przez chwilę nie czułem, że mam do czynienia z dziełem wtórnym. Ten dokument jest szczerym i pełnym emocji portretem jednostki, która bez własnej woli, ale koniec końców własnym postępowaniem poświęciła się konkretnej pasji. "Tancerz" jest przy tym opowieścią intymną. A ponieważ historia Siergieja Połunina jest typowa dla niemal wszystkich wybitnych jednostek, ta szczerość i intymność sprawia, że film jest zarazem zrozumiałą opowieścią uniwersalną.
Reżyser zadaje doskonałe pytania o to, czy talent rzeczywiście usprawiedliwia mocno ukierunkowaną egzystencję wykluczającą wybór innej ścieżki życiowej. To opowieść o micie "normalnego życia", za który tęsknią osoby, których egzystencja jest podporządkowana jednej, wąskiej specjalizacji. Owo normalne życie przecież nie istnieje; niemal nikt nie może robić zawsze i wszędzie tego, co chce, ponieważ różne zobowiązania i ograniczenia sprawiają, że codzienność jest rutyną i szarością. Przede wszystkim jest to opowieść o niesprawiedliwości, jaką jest to, że talent trzeba przekuć w umiejętności w bardzo wczesnym wieku, zanim osoba jest w pełni świadoma konsekwencji wyborów życiowych związanych z poświęceniem się jednej wybranej drodze. Szczególnie spodobały mi się te momenty dokumentu, w których ujawniona jest infantylność decyzji Połunina o byciu baletmistrzem, jego dziecięca wiara, że jeśli będzie najlepszy, jego rodzina będzie szczęśliwa. Oto dziecko podejmujące dorosłe zobowiązania, których konsekwencje będą się ciągnąć latami, a czasami wręcz nie da się od nich nigdy uwolnić. Bo przecież Połunin znalazł się w ślepym zaułku: nie może być nikim innym, jak tylko tancerzem.
Wszystko to w filmie zostało podane w przystępnej i sugestywnej formie. Dlatego też "Tancerza" oglądałem z zapartym tchem i drżącym sercem. To piękna i poruszająca opowieść o cenie, jaką płaci się za bycie wyjątkowym.
Ocena: 8
A jednak Steven Cantor potrafił tę historię pokazać w sposób, który sprawiał, że ani przez chwilę nie czułem, że mam do czynienia z dziełem wtórnym. Ten dokument jest szczerym i pełnym emocji portretem jednostki, która bez własnej woli, ale koniec końców własnym postępowaniem poświęciła się konkretnej pasji. "Tancerz" jest przy tym opowieścią intymną. A ponieważ historia Siergieja Połunina jest typowa dla niemal wszystkich wybitnych jednostek, ta szczerość i intymność sprawia, że film jest zarazem zrozumiałą opowieścią uniwersalną.
Reżyser zadaje doskonałe pytania o to, czy talent rzeczywiście usprawiedliwia mocno ukierunkowaną egzystencję wykluczającą wybór innej ścieżki życiowej. To opowieść o micie "normalnego życia", za który tęsknią osoby, których egzystencja jest podporządkowana jednej, wąskiej specjalizacji. Owo normalne życie przecież nie istnieje; niemal nikt nie może robić zawsze i wszędzie tego, co chce, ponieważ różne zobowiązania i ograniczenia sprawiają, że codzienność jest rutyną i szarością. Przede wszystkim jest to opowieść o niesprawiedliwości, jaką jest to, że talent trzeba przekuć w umiejętności w bardzo wczesnym wieku, zanim osoba jest w pełni świadoma konsekwencji wyborów życiowych związanych z poświęceniem się jednej wybranej drodze. Szczególnie spodobały mi się te momenty dokumentu, w których ujawniona jest infantylność decyzji Połunina o byciu baletmistrzem, jego dziecięca wiara, że jeśli będzie najlepszy, jego rodzina będzie szczęśliwa. Oto dziecko podejmujące dorosłe zobowiązania, których konsekwencje będą się ciągnąć latami, a czasami wręcz nie da się od nich nigdy uwolnić. Bo przecież Połunin znalazł się w ślepym zaułku: nie może być nikim innym, jak tylko tancerzem.
Wszystko to w filmie zostało podane w przystępnej i sugestywnej formie. Dlatego też "Tancerza" oglądałem z zapartym tchem i drżącym sercem. To piękna i poruszająca opowieść o cenie, jaką płaci się za bycie wyjątkowym.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz