Breaking News (2017)
"Z ostatniej chwili" to opowieść o tym, że nie zawsze trzeba słuchać, kiedy człowiek mówi "nie". Gdy słowo to wypowiadane jest w bólu, żałobie, gdy jest wyrazem poczucia winy, wtedy jest ono pierwszą linią obrony jednostki przed cierpieniem. Ale bez jego doświadczenia nie jest możliwe uleczenie, dlatego w takich sytuacjach słuchanie i akceptowanie słowa "nie" jest sprzeczne z tym, co naprawdę jest potrzebne.
Film zaczyna się od sceny nagrywania przez dziennikarza i jego kamerzysty materiału do wiadomości telewizyjnych z wnętrza fabryki, w której doszło do katastrofy. Akcja ratunkowa wciąż trwa, wewnątrz nie jest bezpiecznie, ale oni i tak do środka weszli. I w pewnym momencie zostali przygnieceni przez spadające kawałki. Dziennikarz przeżył, kamerzysta nie.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Dziennikarz, którzy mocno przeżył to wydarzenie, zamiast spędzić czas z żoną i synem, zostaje wysłany do rodzinnej miejscowości kamerzysty, by przekonać bliskich, by wypowiedzieli się do kamery na potrzeby krótkiego materiału o zmarłym. Dziennikarz chętnie powiedziałby "nie", ale nie może sobie na to pozwolić. Na miejscu spotyka rodzinę kamerzysty, w tym dorastającą córkę. Wszyscy mówią "nie", kiedy prosi ich o wypowiedź. Mężczyzna jednak dostrzega ból w osieroconej dziewczynie, ból, który jest też jego udziałem. Pod pretekstem wykonywania zleconego mu zadania zaczyna nawiązywać nić porozumienia z córką zmarłego. Cierpliwie będzie znosił jej odmowy, czasem nawet będzie nią manipulował lub naciskał. Ale to, do czego doprowadzi, z pracą dziennikarza niewiele będzie miało wspólnego.
Jak to zwykle u Rumunów bywa, "Z ostatniej chwili" to proste ale jednocześnie wieloaspektowe studium relacji rodzinnych. Zaprezentowane bez histerii i redukcji bohaterów do punktów narracyjnych. Jest w tym sporo autentyzmu, choć nie mogę opędzić się od wrażenia, że twórcy zaledwie ślizgają się po powierzchni problemu i nie wykorzystali w pełni tematu żałoby i poczucia winy.
Ocena: 6
Film zaczyna się od sceny nagrywania przez dziennikarza i jego kamerzysty materiału do wiadomości telewizyjnych z wnętrza fabryki, w której doszło do katastrofy. Akcja ratunkowa wciąż trwa, wewnątrz nie jest bezpiecznie, ale oni i tak do środka weszli. I w pewnym momencie zostali przygnieceni przez spadające kawałki. Dziennikarz przeżył, kamerzysta nie.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Dziennikarz, którzy mocno przeżył to wydarzenie, zamiast spędzić czas z żoną i synem, zostaje wysłany do rodzinnej miejscowości kamerzysty, by przekonać bliskich, by wypowiedzieli się do kamery na potrzeby krótkiego materiału o zmarłym. Dziennikarz chętnie powiedziałby "nie", ale nie może sobie na to pozwolić. Na miejscu spotyka rodzinę kamerzysty, w tym dorastającą córkę. Wszyscy mówią "nie", kiedy prosi ich o wypowiedź. Mężczyzna jednak dostrzega ból w osieroconej dziewczynie, ból, który jest też jego udziałem. Pod pretekstem wykonywania zleconego mu zadania zaczyna nawiązywać nić porozumienia z córką zmarłego. Cierpliwie będzie znosił jej odmowy, czasem nawet będzie nią manipulował lub naciskał. Ale to, do czego doprowadzi, z pracą dziennikarza niewiele będzie miało wspólnego.
Jak to zwykle u Rumunów bywa, "Z ostatniej chwili" to proste ale jednocześnie wieloaspektowe studium relacji rodzinnych. Zaprezentowane bez histerii i redukcji bohaterów do punktów narracyjnych. Jest w tym sporo autentyzmu, choć nie mogę opędzić się od wrażenia, że twórcy zaledwie ślizgają się po powierzchni problemu i nie wykorzystali w pełni tematu żałoby i poczucia winy.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz