High Life (2018)
Kiedy tylko usłyszałem, że reżyserka "Pięknej pracy" kręci film SF, natychmiast zapragnąłem go zobaczyć. Oczekiwałem opowieści zupełnie innej od tego, co standardowo oferuje kino w tym gatunku. I rzeczywiście Claire Denis próbuje iść własną drogą. Niestety z akcentem na próbuje.
Reżyserka postawiła na niespieszną formę, w której istotną rolę odgrywają obrazy, niewerbalna gra aktorów. Ma to na celu stworzenie poczucia egzystencjalnego niepokoju. Denis chce widzom zaprezentować studium zachowania jednostek, które znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Pasażerami kosmicznego statku podróżującego w stronę czarnej dziury są skazańcy, których czekała kara śmierci lub dożywocie. Dostali jednak możliwości wybrania się w kosmos z misją samobójczą. Na początku ta alternatywa wydaje się zdecydowanie atrakcyjniejsza od ich obecnego stanu rzeczy. Po latach pobytu w kosmosie, kiedy świadomość nieuchronności ich losu zaczyna przysłaniać wszystko inne, rzeczy zaczynają wyglądać inaczej.
Niestety "High Life" to tylko ładna forma, która jest intelektualnie pusta. Denis nie potrafiła wgryźć się w egzystencjalne doświadczenia jednostek postawionych pod ścianą. Mechanicznie odtwarza banały o agresji, seksualnym zatraceniu, rezygnacji, obsesyjnej fiksacji na wyznaczonych obowiązkach. Nie udało się jej też pokazać, dlaczego bohater grany przez Pattinsona był w stanie przetrwać. Oczywiście wiadomo, że chodzi tu o obecność córki zrodzonej z gwałtu na nim, ale ta świadomość nie ma jakiejkolwiek wagi.
Formalnie film jest ładny. Niektóre z sekwencji zaskakują swoją estetyką. Ale to tylko sprawia, że rzecz jest ślicznie nudna. Jestem w zbyt małym stopniu wzrokowcem, by to mi wystarczyło. Dlatego z kina wyszedłem rozczarowany.
Ocena: 5
Reżyserka postawiła na niespieszną formę, w której istotną rolę odgrywają obrazy, niewerbalna gra aktorów. Ma to na celu stworzenie poczucia egzystencjalnego niepokoju. Denis chce widzom zaprezentować studium zachowania jednostek, które znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Pasażerami kosmicznego statku podróżującego w stronę czarnej dziury są skazańcy, których czekała kara śmierci lub dożywocie. Dostali jednak możliwości wybrania się w kosmos z misją samobójczą. Na początku ta alternatywa wydaje się zdecydowanie atrakcyjniejsza od ich obecnego stanu rzeczy. Po latach pobytu w kosmosie, kiedy świadomość nieuchronności ich losu zaczyna przysłaniać wszystko inne, rzeczy zaczynają wyglądać inaczej.
Niestety "High Life" to tylko ładna forma, która jest intelektualnie pusta. Denis nie potrafiła wgryźć się w egzystencjalne doświadczenia jednostek postawionych pod ścianą. Mechanicznie odtwarza banały o agresji, seksualnym zatraceniu, rezygnacji, obsesyjnej fiksacji na wyznaczonych obowiązkach. Nie udało się jej też pokazać, dlaczego bohater grany przez Pattinsona był w stanie przetrwać. Oczywiście wiadomo, że chodzi tu o obecność córki zrodzonej z gwałtu na nim, ale ta świadomość nie ma jakiejkolwiek wagi.
Formalnie film jest ładny. Niektóre z sekwencji zaskakują swoją estetyką. Ale to tylko sprawia, że rzecz jest ślicznie nudna. Jestem w zbyt małym stopniu wzrokowcem, by to mi wystarczyło. Dlatego z kina wyszedłem rozczarowany.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz