Ricochet (2020)

Martijn to Holender, który parę dekad wcześniej przybył do niewielkiego miasteczka w Meksyku i tam już pozostał. Znalazł tu rodzinę i przyjaciół. W "Rykoszecie" oglądamy jeden dzień z jego życia.



Przez 95% czasu nic specjalnego się nie wydarzy. Martijn głównie siedzi w domu, chodzi tu i tam, rozmawia ze znajomymi. Reżyser niechętnie dzieli się informacjami na jego temat. Widzimy, że nie mieszka z żoną i córką. Dlaczego? Możemy się tylko domyślać. Z niektórych rozmów oraz samego zachowania Martijna wynika, że coś jest z nim nie tak, że może być poważnie chory. Nieco łatwiej jest domyślić się, że pogrążony jest w bólu, po stracie syna. Akcja gwałtownie przyspieszy w ostatniej sekwencji filmu. Stopniowo podkręcana temperatura narracji doprowadzi do eksplozji.

Dla oglądających sporo filmów taka struktura nie będzie żadnym zaskoczeniem. Ba, gdy tylko staje się jasne, z czym mamy do czynienia, nie można nie oczekiwać właśnie takiego a nie innego finału. "Rykoszet" nie należy do dzieł, które twórczo wykorzystałyby znaną formułę opowieści. Film jest wierny schematowi, ale reżysera na tyle nieźle radzi sobie ze snuciem historii, że jakoś specjalnie nie przynudza. Nie wykazał się jednak wystarczającymi umiejętnościami, by uczynić swój film wyrazistym. Koniec końców jest to tylko papka, tyle że nie wywołująca torsji.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)