ब्रह्मास्त्र पार्ट वन शिवा (2022)
Kino indyjskie jest w tym roku na fali. Kilka widzianych przeze mnie filmów dostarczyło mi sporo frajdy. Dlatego też nie mogłem wprost doczekać się tego bollywoodzkiego widowiska. W końcu od Bollywoodu dawno temu zaczynała się moja przygoda z indyjską kinematografią.
Niestety "Shiva" nie dorósł do moich oczekiwań. W porównaniu do produkcji z południa Indii wypada wręcz słabo. Zaskoczyło mnie, jak zachowawcze jest to dzieło. Nie czułem w tym żadnego powiewu świeżości i żywiołowości. Zdumiewało mnie, jak wiele się tu gada. Naprawdę - szczególnie w pierwszej - mocno się wynudziłem.
Sceny muzyczno-taneczne broniły honoru bollywoodzkiego kina. Miały odpowiedni rozmach i oprawę. Ale już efekty specjalne wyraźnie były robione przez gości o małej wyobraźni. Wizualizacje mocy ognia można było lepiej przygotować, nie zaś stawiać na linie i kręgi.
Sorry, ale większość postaci również nie przypadła mi do gustu. Główny bohater jest zbyt nijaki, pomimo mocno rozbudowanej biografii. Jego ukochana pozbawiona jest nawet tej bazy, więc przez chwilę myślałem, że to specjalny zabieg mający sugerować, że nie jest ona tym, za kogo się podaje i wcale nie stoi po stronie dobra. Na drugim planie bardzo dużo się dzieje, a jednocześnie prawie nikomu nie poświęcono wystarczająco miejsca, by bohaterowie ci mogli się jako wyróżnić. Zapamiętałem tylko te postacie, w które wcieliły się gwiazdy.
Obawiam się, że jest to jedyna część "Astraverse", którą obejrzę. Wolę już kino spod znaku tollywood.
Ocena: 5
Niestety "Shiva" nie dorósł do moich oczekiwań. W porównaniu do produkcji z południa Indii wypada wręcz słabo. Zaskoczyło mnie, jak zachowawcze jest to dzieło. Nie czułem w tym żadnego powiewu świeżości i żywiołowości. Zdumiewało mnie, jak wiele się tu gada. Naprawdę - szczególnie w pierwszej - mocno się wynudziłem.
Sceny muzyczno-taneczne broniły honoru bollywoodzkiego kina. Miały odpowiedni rozmach i oprawę. Ale już efekty specjalne wyraźnie były robione przez gości o małej wyobraźni. Wizualizacje mocy ognia można było lepiej przygotować, nie zaś stawiać na linie i kręgi.
Sorry, ale większość postaci również nie przypadła mi do gustu. Główny bohater jest zbyt nijaki, pomimo mocno rozbudowanej biografii. Jego ukochana pozbawiona jest nawet tej bazy, więc przez chwilę myślałem, że to specjalny zabieg mający sugerować, że nie jest ona tym, za kogo się podaje i wcale nie stoi po stronie dobra. Na drugim planie bardzo dużo się dzieje, a jednocześnie prawie nikomu nie poświęcono wystarczająco miejsca, by bohaterowie ci mogli się jako wyróżnić. Zapamiętałem tylko te postacie, w które wcieliły się gwiazdy.
Obawiam się, że jest to jedyna część "Astraverse", którą obejrzę. Wolę już kino spod znaku tollywood.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz