Space Station 76 (2014)

Wyobraźcie sobie bohaterów filmów Solondza przeniesionych w kosmos. I to nie w jego współczesną wizję, lecz w kosmos rodem z seriali z lat 70. ubiegłego wieku. Jeśli potraficie sobie to wyobrazić, to macie minimalne pojęcie o tym, czym jest "Space Station 76". Minimalne, ponieważ naprawdę trudno sobie wyobrazić bardziej ponury i przygnębiający film, który zarazem byłby równie obłędnie zabawny. Ta mieszanka niestety wielu osobom nie przypadnie do gustu (pewnie stąd wszędzie film zbiera niskie oceny). Ja jednak oglądałem go zachwycony. To jest absolutnie moje kino!




Bohaterowie "Space Station 76" to postaci poharatane przez los. Mamy kapitana, który nie potrafi zaakceptować tego, kim jest. Mamy rozpadające się małżeństwo, które trzyma jedynie córka. Matka jest rodzicem tak toksycznym, że powinna mieć na czole wytatuowany znak "biohazard". Ojciec jest sfrustrowanym seksualnie narkomanem. Jest też ambitna pani porucznik o niespełnionym instynkcie macierzyński. I druga para, która jest ze sobą wyłącznie dlatego, że podobnie materialistycznie patrzą na świat. Już od samego patrzenia na nich można popaść w czarną rozpacz. Stłamszeni w tytułowej stacji, są emocjonalnymi zombiakami. Jest tu wiele scen tak dołujących, że lojalnie ostrzegam: osoby depresyjne nie powinny go pod żadnym pozorem oglądać.

A jednocześnie "Space Station 76" to prawdziwa komediowa fiesta. Paradoksalnie najzabawniejsze są te scen, w których bohaterowie są na samym dnie. Jak choć sceny samobójstw, które oczywiście są nieudane, ponieważ zawsze pomocna i usłużna sztuczna inteligencja stacji nie pozwoli na śmierć. Jest genialna scena psychoanalitycznego przeniesienia uczucia na psychiatrę-robota, która rozbawia do łez, a jednocześnie wstrząsa dramatem jednostki tak bardzo wygłodniałej autentycznej relacji, że dokona emocjonalnego gwałtu na wyposażeniu stacji. I są w końcu koszmarne sceny rozmów matki z córką (najlepsza została co prawda usunięta z filmu, ale jest w dodatkach na płycie), kiedy to rodzicielka dokonuje przerażającej manipulacji na swoim dziecku. Są to sceny tak absurdalne, że nie sposób reagować na nie inaczej, jak po prostu śmiechem.

Urocze są nawet dodatki. Zwłaszcza te, które ujawniają to, jak wykonano efekty specjalne (jak robot ciągnięty na sznurku). Oczywiście Patrick Wilson nie zawodzi. Liv Tyler i Matt Bomer też są świetni, podobnie jak Marisa Coughlan.

Wiedziałem, że film mi się spodoba. A jednak jestem w szoku, że aż tak bardzo przypadł mi do gustu.

Ocena: 9

Komentarze

  1. Muszę to obejrzeć. Pamiętam że widziałem zwiastun i od początku byłem na tak. Mam ogromny sentyment do sci-fi z tego okresu. Chociażby przez te efekty specjalne o których wspomniałeś. Bogami na planie byli mechanicy, stolarze i "złote rączki". Cała masa patentów itp. Mam u siebie zrecenzowany "Silent Running" (1972), i to jest właśnie esencja takiego kina. Oglądałem później dość długi dokument z planu, gdzie przy produkcji posunęli się nawet do takiego pomysłu żeby powciskać karły do małych robocików. No i łazili po planie, obudowani blachą i aluminium.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oczywiście polecam, ale to jeden z tych filmów, który trafi jedynie do bardzo specyficznego odbiorcy. Ocena 4,9 na IMDb dobitnie pokazuje, jaka jest powszechna opinia o filmie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

The Sun Is Also a Star (2019)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)

Paradise (2013)