The Exorcism of Molly Hartley (2015)
Łezka w oku mi się zakręciła. "Egzorcyzmy Molly Hartley" przypomniały mi stare dobre czasy wypożyczalni VHSów. To właśnie po takie filmy do nich chodziłem: z pozoru badziewne i tanie, w rzeczywistości zaś o wiele ciekawsze od tego, co oferowały kina.
Obraz Monroe'a okazał się jednym z ciekawszych horrorów o egzorcyzmach ostatnich lat. Bije na głowę chociażby "Zbaw nas ode złego" czy drugą część "Ostatniego egzorcyzmu". Udaje się to chyba dlatego, że wszyscy zaangażowani w produkcję wiedzieli, że film nie trafi do kin. Nie cierpieli więc na przerost ambicji (jak np. Derrickson), co pozytywnie odbiło się to na klimacie. "Egzorcyzmy Molly Hartley" opierają się na prostych pomysłach i fabularnych rozwiązaniach. Ale zarazem reżyserowi udało się je zaprezentować we właściwy sposób. Widać, że większość zaangażowanych w film osób "czuła" temat. I choć rzecz nie jest wymagająca ani oryginalna, to jej wartość rozrywkowa jest całkiem spora.
Jeśli coś mi przeszkadzało, to czas trwania. Mam wrażenie, że film mógł być spokojnie o 20 minut dłuższy. Wolałbym, żeby sekwencji bezpośrednich egzorcyzmów było więcej, żeby wojna pomiędzy eksksiędzem a diabłem o to, kto ma silniejszą wolę, była bardziej intensywna i miała kilka zwrotów. A tak trochę za szybko wszystko się toczyło i trochę żal mi było niewykorzystanego w pełni potencjału.
Mam też mieszane uczucia co do Devona Sawy. Chwilami nie bardzo mi pasował na księdza. Wyglądał raczej jak bohater kina akcji, który zamiast modlitwą wypędzi diabła z ciała młodej kobiety kopniakiem z półobrotu. Ale zarazem to jego niedopasowanie do image'u kapłana było na swój sposób fascynujące i sprawiało, że film był jakiś, że się wyróżniał na tle podobnych produkcji.
Oczywiście "Egzorcyzmy Molly Hartley" nie są obiektywnie filmem wartym polecania. Ma wszystkie wady produkcji "straight-to-DVD". Ale nie zmienia to faktu, że ja się na nim nieźle bawiłem.
Ocena: 6
Obraz Monroe'a okazał się jednym z ciekawszych horrorów o egzorcyzmach ostatnich lat. Bije na głowę chociażby "Zbaw nas ode złego" czy drugą część "Ostatniego egzorcyzmu". Udaje się to chyba dlatego, że wszyscy zaangażowani w produkcję wiedzieli, że film nie trafi do kin. Nie cierpieli więc na przerost ambicji (jak np. Derrickson), co pozytywnie odbiło się to na klimacie. "Egzorcyzmy Molly Hartley" opierają się na prostych pomysłach i fabularnych rozwiązaniach. Ale zarazem reżyserowi udało się je zaprezentować we właściwy sposób. Widać, że większość zaangażowanych w film osób "czuła" temat. I choć rzecz nie jest wymagająca ani oryginalna, to jej wartość rozrywkowa jest całkiem spora.
Jeśli coś mi przeszkadzało, to czas trwania. Mam wrażenie, że film mógł być spokojnie o 20 minut dłuższy. Wolałbym, żeby sekwencji bezpośrednich egzorcyzmów było więcej, żeby wojna pomiędzy eksksiędzem a diabłem o to, kto ma silniejszą wolę, była bardziej intensywna i miała kilka zwrotów. A tak trochę za szybko wszystko się toczyło i trochę żal mi było niewykorzystanego w pełni potencjału.
Mam też mieszane uczucia co do Devona Sawy. Chwilami nie bardzo mi pasował na księdza. Wyglądał raczej jak bohater kina akcji, który zamiast modlitwą wypędzi diabła z ciała młodej kobiety kopniakiem z półobrotu. Ale zarazem to jego niedopasowanie do image'u kapłana było na swój sposób fascynujące i sprawiało, że film był jakiś, że się wyróżniał na tle podobnych produkcji.
Oczywiście "Egzorcyzmy Molly Hartley" nie są obiektywnie filmem wartym polecania. Ma wszystkie wady produkcji "straight-to-DVD". Ale nie zmienia to faktu, że ja się na nim nieźle bawiłem.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz