Star Wars: The Clone Wars (2008)
A wydawało mi się, że po "Zemście Shitów" seria Gwiezdnych Wojen nie może upaść niżej. Jakże się wtedy myliłem. Nowe "Wojny Klonów" to już nie masakra lecz nekrofilia. Lucas pastwi się nad rozkładającym truchłem Legendy i wyciska z niej ostatnie soki przy użyciu sprawnych, lecz bezużytecznych rąk młodych (stosunkowo) animatorów.
Fabuła prosta i może w innych okolicznościach by się sprawdziła, tu jednak budzi równie wielką ekscytację co układ kostki brukowej na pobliskim chodniku. W filmie jest pełno scen akcji, lecz są one zaskakujące w swej statyczności, przez co całkowicie pozbawione jakiegokolwiek waloru rozrywkowego. Animacja jest prosta, ogranicza się do jednego, dwóch planów, co tylko jeszcze bardziej pogłębia marazm. Plusem było wprowadzenie postaci Ashoki, lecz na niewiele się ona zdaje. Najlepsze z wszystkie było droidy, które swym sztywnym anemicznym zachowaniem idealnie wpisywały się w całą produkcję. Szkoda jest mi tylko Christophera Lee, który udzielił głosu hrabiemu Dooku.
Nic nie jest w stanie uratować tego filmu. A fakt, że jest to jedynie preludium do całego serialu, mrozi mi po prostu krew w żyłach.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz