Duplicity (2009)
Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem dlaczego ten film nie sprzedał się w Stanach. Toż to znakomita rozrywka jest i kropka. O ile "Michael Clayton" bardziej bronił się ze względu na aktorów a nie na reżysera, o tyle w swoim drugim reżyserskim dziele Tony Gilroy odwalił kawał znakomitej roboty. Otrzymałem bardzo inteligentny, zmyślny, ironiczny, zabawny i trzymający w napięciu film, który wcale nie jest przewidywalny, który nie bierze siebie na poważnie, ale zarazem nie robi błazenady. To kino spod znaku braci Coen, dopieszczone, przemyślane i piekielnie rozrywkowe. I to zakończenie! Miodzio!
Ja bawiłem się na nim znakomicie, a i aktorzy chyba również. Gilroy powoli wyrasta na prawdziwego geniusza jeśli chodzi o pracę z aktorami. Nawet drobne rólki (Kathleen Chalfant czy znakomita Carrie Preston) to prawdziwe perełki. A Clive Owen i Julia Roberts są po prostu stworzeni do grania razem. Ta ekranowa chemia! Tego nie da się podrobić. Julia dawno już tak mnie nie oczarowała jak tutaj. Zaś Clive, ech to jedyny facet, który potrafi być seksowny mając cały czas minę osoby cierpiącej na chroniczne zatwardzenie.
Kilka niewielkich potknięć wcale nie przeszkadzało mi cieszyć się tym filmem. W kategorii czystej rozrywki propozycja niemalże idealna.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz