My Beautiful Laundrette (1985)
Kontynuując sentymentalną podróż po filmach z przeszłości, odświeżyłem sobie "Moją piękną pralnię". I choć film zaczyna powoli pokrywać się patyną, to jest to wciąż jeden z lepszych filmów dekady.
Za bardzo prostym pomysłem i mało skomplikowaną konstrukcją kryje się wielowarstwowa historia będąca zarazem osobistą historią kilku postaci jak i dogłębnym studium społeczeństwa brytyjskiego ery Thatcher. Ideały ścierają się tu z prozą życia. Szybka kasa z potrzebami serca. Lojalność i miłość walczy o lepsze z solidarnością rasową i klasową. Nic w tym filmie nie jest proste i jednoznaczne: związek Omara i Johnny'ego, Nasser i jego kochanka, ojciec Omara. To fascynujące, jak wiele można powiedzieć używając najprostszych metod.
Oglądany dziś film robi już nieco sztuczne wrażenie. Ścieżka dźwiękowa pozostawia sporo do życzenia. A jednak film wciąż robi wrażenie. Z perspektywy lat widać też wyraźnie, jak wielki wpływ miała "Moja piękna pralnia" na kino brytyjskie. Stała się niemalże archetypową opowieścią. Bez filmu Frearsa nie powstałby ani "Billy Elliot" ani "Wojny domowe" ani "Podkręć jak Beckham".
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz