Piotr Anderszewski, voyageur intranquille (2008)
Bruno Monsaingeon po raz kolejny przygląda się niezwykle utalentowanemu pianiście polsko-węgierskiego pochodzenia Piotrowi Anderszewskiemu. Wyszedł mu z tego bardzo fascynujący portret człowieka całkowicie zanurzonego w muzyce, co jednak w pewien sposób alienuje go od normalnego świata. Oglądając film miałem wrażenie, że Anderszewski składa się z co najmniej dwóch nie do końca dopasowanych do siebie elementów. Jego manieryzm, sposób wypowiadania się – zwłaszcza te banalne treści, które przekazuje z takim pietyzmem, jakby to były boże proroctwa – wszystko brzmi dziwnie, jakby był osobą niezdarną, kaleką próbującą jednak mimo wszystko poruszać się w normalnym świecie. Kiedy gra, zmienia się całkowicie. Zamyka się we własnym świecie i ogląda się go jakby z dystansu, odgrodzonego, a jedynym łącznikiem z nami jest wtedy muzyka. Jest wtedy kompletny i to my, widzowie stajemy się ułomni, stając się szczęściarzami, przed którymi uchylone zostają drzwi do innego świata.
Zresztą muzyka w tym filmie jest przecudna i choćby tylko dla niej warto się na film wybrać.
Ocena: 7
Zresztą muzyka w tym filmie jest przecudna i choćby tylko dla niej warto się na film wybrać.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz