À toute vitesse (1996)
Ach ta młodość! Wszystko jest wtedy tak intensywne, zdaje się, że nie ma żadnych granic. Dziś jesteś tryskającym zdrowiem nastolatkiem, jutro leżysz w grobie. Dziś jesteście przyjaciółmi, jutro wrogami. Dziś się kochacie, jutro jesteście sobie obcy. Dziś śpisz z dziewczyną, jutro z chłopakiem. Wszystko jest płynne, wszystko jest możliwe i wszystko jest przeżywane ostro, wyraziście.
Szkoda zatem, że "À toute vitesse" nie jest takim filmem. Widać, że w swoim pełnometrażowym debiucie Gaël Morel mocno inspiruje się "Dzikimi trzcinami" Téchiné, w których debiutował jako aktor. Czwórka bohaterów – troje chłopaków i jedna dziewczyna – powiązana ze sobą dziwnymi i niejednoznacznymi więzami. Dwójkę z nich grają aktorzy z "Trzcin": Élodie Bouchez i Stéphane Rideau. Najciekawszą postać gra jednak Pascal Cervo – Quentina, młodego pisarza, który wydaje się sympatyczny, lecz wykorzystuje otoczenie dla swoich celów. Zwodzi, mami i wysysa z historii, które potem czyni własnymi. A jednak wydaje się, że ta ostentacyjna poza jest rzeczywiście pozą, za którą kryje się ktoś o wiele słabszy, który boi się jednak zaistnieć, zostać zranionym. Zastanawiam się ile z samego Morela jest w tym filmie, zważywszy, że zrobił go w dużej mierze przy pomocy znajomych i przyjaciół.
Morel ma ciekawe pomysły, lecz w tym filmie nie radzi sobie z filmową materią. W narracji jest toporny, montaż i zdjęcia zawodzą. Widać tu zarys jego estetycznych preferencji (głównie do młodych, półnagich męskich ciał o jak najkrótszych włosach), ale wszystko to jest jeszcze mocno surowe. No cóż, Morel reżyser musi mnie do siebie przekonać. Póki jednak w jego filmach występować będą Rideau lub Kechiouche (ależ oni są tu młodzi), póty na pewno będę po nie sięgał.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz