The Fruit Machine (1988)
Czym ten film nie jest? Mamy tu elementy fantasy (człowiek-delfin), kino gangsterskie Echo), buddy movie, road movie, komedię zaangażowaną społecznie i trochę campu, a wszystko podlane sosem 'na serio'. "The Fruit Machine" jest filmem przerysowanym na Maksa, absolutnie 'over-the-top'. Pełno w nim kiczu, ale tego dobrego, który bawi i śmieszy, a nie irytuje. Trudno brać ten film na poważnie, ale jako rozrywka jest po prostu świetny.
Niezapomniany jest w tym filmie przede wszystkim Bruce Payne w roli Echo – zabójcy z maczetą. Parodiuje tu samego siebie i choć nie wypowiada ani jednego słowa i tak kradnie każdą scenę. Rewelacja! A przecież jest jeszcze drapieżna Clare Higgins, jest zabawny Robbie Coltrane i w końcu jest Hans Zimmer, który skomponował do filmu muzykę. Dwójka młodych aktorów również dzielnie sobie radziła, choć nie dziwi mnie fakt, że kariery kinowej jednak nie zrobili.
"The Fruit Machine" to z jednej strony film głupi i naiwny, z drugiej jednak strony inteligentny i nie bojący się poruszać kontrowersyjnych tematów (i to kontrowersyjnych do dziś!). Jeśli jednak ktoś nie łapie konwencji kina nie powinien go oglądać, bo po prostu zmarnuje swój czas.
Swoją drogą kino jest zabawne. Philip Saville reżyser tego filmu będącego kwintesencją kina queer, prawie 20 lat później reżyseruje "Opowieść o Zbawicielu". Coltrane przebiera się za drag queeen, a dekadę później przebiera się dla Harry'ego Pottera. To możliwe tylko w kinie :)
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz