JCVD (2008)
Cóż, z całą pewnością jest najlepszy film Van Damme'a od bardzo dawna, może nawet od 20 lat. Ale to wcale nie znaczy, że jest to naprawdę dobry film. Doceniał tę całą pseudowiwisekcję, parodiowanie samego siebie, czym wystawia się na pośmiewisko ale i przed nim się broni. A jednak ten film w moich oczach byłby dobry, gdyby JCVD i twórcy poszli na całość, poszaleli tak, jak choćby Statham w "Adrenalinie". Surrealistyczne alter-ego Van Damme'a.
Niestety film jest dość spokojny, z kilkoma fajnymi momentami, ale ogólnie mający większe ambicje niż rezultaty. Stosuje fajne zabiegi formalne, ale za rzadko i szybko je porzuca na rzecz bardziej konserwatywnej formy narracji. Owszem historia najbardziej pechowe dnia w życiu Van Damme'a jest na swój sposób ciekawa. Jednak ten wyraźnie postmodernistyczny temat jest ledwie pociągnięty. Trochę szkoda. Mimo wszystko może Van Damme doczeka się comebacku. Byłoby mi miło. "Krwawy sport" czy "Kickboxer" do dziś nieźle się ogląda, a w każdym razie lepiej niż "JCVD".
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz