Redbelt (2008)
David Mamet i film o sztukach walki? Cóż, po obejrzeniu "Mistrza" nie jest to aż tak zadziwiające, jak się mogło wcześniej wydawać. Film wyszedł mu naprawdę solidny. Świat mieszanych sztuk walki, a w szczególności jujitsu, został tu odwzorowany całkiem wiernie, choć przecież walki nie są w nim najważniejsze. To, co liczyło się dla niego najbardziej to kodeks honorowy, filozofia życia. W dodatkach do DVD cały czas słuchać odniesienia do 'samurai movies' i rzeczywiście "Mistrz" w dużej mierze odwołuje się i do kina samurajskiego i do tradycji westernu – jeśli chodzi o kreowanie bohaterów). Mnie jednak film ten skojarzył się głównie z Księgą Hioba.
Mike uczy jujitsu, nie tylko walki ale również zasad postępowania w życiu codziennym. Sam stara się być im wierny. W normalnych warunkach jest to dość łatwe. A jeśli okoliczności się zmienią? Mike'owi łatwo przychodzi uczenie Laury, ofiary gwałtu, że z każdej sytuacji jest wyjście i nie można się poddawać. Nie jest mu jednak już tak łatwo zastosować je w praktyce, kiedy okazuje się, że wpada po uszy w długi, został wykiwany przez Hollywood, a jego podopieczny popełnia samobójstwo, a w końcu okazuje się, że wierzyć nie może nawet najbliższym. Mike zatriumfuje, jak Hiob pozostając wierny swojej filozofii. Jego triumf jest zarazem wyrazem miłości jaką Mamet darzy MMA.
Niestety ta miłość trochę zaślepiła Mameta. Film jest dobrze zrobiony, lecz jednak zbyt toporny. Ma kilka wspaniałych scen (jak choćby 'dźgania gwałciciela'), ale z jakichś powodów emocjonalnie to nie brzmi dobrze, czegoś brakuje. Podobnie w zakończeniu, które powinno być swoistego rodzaju katharsis, a jest dość ckliwe i przewidywalne. Dobrze za to prezentują się aktorzy, nawet Tim Allen w roli mało komediowej.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz