Stoic (2009)
Jeden z bohaterów filmu mówi w pewnym momencie, że prawa świata zewnętrznego nie mają racji bytu w więzieniu. To nie do końca prawda. Owszem, prawe narzucone przez cywilizację, mające na celu stłumienie naturalnych instynktów przestają działać, jednak prawa natury... te funkcjonują tu ze wzmocnioną siłą. Wszystkie one sprowadzają się zaś do prostej zasady: 'jedz lub zostań zjedzonym'. Uwe Boll doskonale to pokazał w swoim najnowszym filmie "Stoic".
Wszystko zaczęło się od Mitcha. Facet zdecydowanie nie jest samcem alfa, w kolejce dziobania zajmuje dość odległą pozycję. Jednak tego dnia było inaczej. W grze w pokera ogrywał współwięźniów pięknie aż się patrzy. Już samo to wystarczyło, żeby wzbudzić niezdrowe napięcie. Mitch jednak złamał podstawową zasadę: nie udawaj chojraka, jeśli nim nie jesteś. Upajając się swoim sukcesem postanowił pognębić lepszych od siebie... i przegrał. Cała para z niego uleciała w mgnieniu oka. Ze szczytu spadł na dno, choć mógł się zatrzymać, mógł pokazać, że potrafi przegrywać i zeżreć tę przeklętą pastę do butów, lecz on nie chciał, próbował się wymigać, wyślizgnąć, a każdy jego krok zrzucał go niżej w hierarchii. Był jak ranna foka w morzu pełnym rekinów. Kiedy tylko poczuły krew, ruszyły do walki. Taka jest natura drapieżnika. Jeśli tak nie postępujesz, drapieżnikiem nie jesteś.
(Sam Levinson)
Pierwszy był Harry, doskonale rozumiejący zasady panujące w więzieniu. To on pokazuje Mitchowi, gdzie jest jego miejsce i zmuszając go do zeżarcia pastę, pokazuje też pozostałym więźniom do czego jest zdolny, potwierdzając tym, że jest numerem jeden w stadzie. Natychmiast wyczuł to Peter i zareagował odpowiednio. Peter, który jest zwyczajnym tchórzem powiewającym jak chorągiewka na wietrze poszedł w ślady Harry'ego i też postanowił pogrążyć Mitcha. W ten sposób ustalił, że jest w hierarchii poniżej Harry'ego lecz wyżej niż Mitch. Na to musiał zareagować czwarty z współwięźniów. Wulkanem negatywnych emocji przebił pozostałą dwójkę, czym jasno wykazał, że w hierarchii jest wyżej niż Peter.
Wszystko rozeszłoby się po kościach. Mitch byłby odtąd stałym obiektem żartów w dzień, gwałtów w nocy, ale przeżyłby. Niestety on popełnił kolejny błąd – postanowił poskarżyć się strażnikom. Tego się nie wybacza. To, co nastąpiło potem było w warunkach więzienia nie do uniknięcia...
(Steffen Mennekes)
Coś się niedobrego stało z Uwe Bollem. Zamiast kolejnego gniota, który potwierdziłby jego sławę najgorszego reżysera świata, zrobił film zaskakująco dobry. Udało mu się perfekcyjnie pokazać dynamikę grupy w warunkach więzienia, a cała czwórka bohaterów to postaci bardzo prawdziwe i psychologicznie wiarygodne. Niestety uważam, że pomysł kręcenia filmu bez scenariusza nie był do końca trafiony. Film, zwłaszcza w scenach wspólnych w celi, sprawia wrażenie ćwiczenia aktorskiego z improwizacji. Gdyby był tu scenariusz, można byłoby jeszcze bardziej podkreślić zwyczajność ludzi i ekstremalność (z punktu widzenia zewnętrznego świata) sytuacji. Mimo wszystko Boll tym razem nie ma się co wstydzić. Aktorsko również trzyma się nieźle, choć nie są to mistrzowie gry bez scenariusza. Pewnie dlatego najlepiej wypadają w scenach przesłuchań. Dotyczy to nie tylko Furlonga ale też Steffena Mennekesa czy Sama Levinsona.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz