Postal (2007)
Zmieniam zdanie o Uwe Bollu. Wcale nie jest taki zły. Może i brakuje mu wizualnej wrażliwości, może i jego montaż przypomina rąbanie drewna na opał, ale za to pomysły ma czasem dobre czy wręcz świetne. Najpierw zaskoczył mnie "Stoiciem", a teraz zachwycił "Postalem".
Tym filmem Boll przypomniał mi, dlaczego lubię Johna Watersa: tony kiczu, bezpretensjonalność, brak świętości i poczucie humoru połączone z diabelną bystrością i trafnością obserwacji. "Postal" zrobiony został w duchu "W czym mamy problem" czy "Apetyt na seks" i przy wszystkich ewidentnych wadach technicznych, ja ten film kupiłem.
Religijni fanatycy prowadzący wojnę o krocze, wyszydzanie rednecków, urzędniczej biurokracji, korporacyjnej bezwzględności, sekciarskiej mentalności, infantylnej fiksacji na seksie i zabawkach, do tego Obama cytujący Bushowi słynną kwestię z "Brokeback Mountain" czy załzawiona na pokaz dziennikarka – wszystko to składa się na pierwszorzędną (i jakże trafną) satyrę Ameryki. Jakby tego było mało, Uwe Boll udowadnia, że ma naprawdę spore poczucie humoru śmiejąc się z samego siebie opowiadając o tym, jak to pieniądze na swoje filmy ma dzięki funduszom zrabowanym Żydom przez nazistów w czasie II Wojny Światowej, na dowód czego Verne'owi Troyerowi płaci złotymi zębami.
Film straszliwie głupi, ale ja bawiłem się pierwszorzędnie.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz