The Last House on the Left (2009)
Cieszę się, że postał remake "Ostatniego domu po lewej". Jest on bowiem dla mnie doskonałą konfrontacją współczesności z tym, co już minęło. Żyjemy w świecie, który powszechnie uważa się za świat niezwykle liberalnych, z większą dawką brutalności w mediach niż kiedykolwiek wcześniej. Tymczasem film Dennisa Iliadisa wyraźnie pokazuje, że jest to stek bzdur i farmazonów.
Owszem, dosłowność w pokazaniu przemocy jest porażająca, ale jednocześnie cała otoczka została tak odrealniona, że trudno przemoc brać dosłownie, postrzegać ją jedynie jako estetyczny zabieg mający uatrakcyjnić widowisko. U Wesa Cravena było inaczej. Tam przemoc była mocno osadzona w 'wiarygodności' sytuacji. I przemoc i bohaterowie są bardzo prawdziwi, przez co całość szokowała. Dzisiejszy "Ostatni dom po lewej" może co najwyżej zniesmaczyć.
Brutalność filmu Iliadisa demaskuje z całą bezwzględnością tchórzostwo i słabość nie tylko współczesnych twórców ale ludzi w ogóle. Twórcom zabrakło odwagi w równie bezwzględnym potraktowaniu bohaterów jak w oryginale. W rezultacie większość niewinnych nie dość, że pozostaje niewinna to jeszcze pozostaje żywa. Z kolei bohaterowie są zaledwie cieniami swoich oryginalnych wersji. Brakuje im totalność w zachowaniu. U Cravena przestępcy są całkowitymi socjopatami, którzy bez wahania bawią się w okrutny sposób zwierzyną, która wpadła im w łapy. I nawet 'najsłabsze ogniwo' nie jest tak niewinne jak w remake'u. U Iliadisa nawet Krug nie jest aż tak antypatyczny, a Sadie wykazuje zdecydowanie zbyt wiele ludzkich cech. Jedynym jako takim psychopatą jest Francis (Aaron Paul). Podobnie słabymi tchórzami są rodzice Mari. I zemsta (przynajmniej na początku) ma charakter dość przypadkowy. Brakuje w niej tej mrożącej krew w żyłach bezwzględnej premedytacji, z jaką rozprawiali się z mordercami córki w oryginale. I to u Cravena było najlepsze i najbardziej wstrząsające: pokazanie, jak liberalni hippisi przekształcają się w pozbawione litości maszyny do zabijania, które dla zemsty są w stanie mordować nie patrząc na stopień winy. U Iliadisa nigdy nie tracą do końca poczucia człowieczeństwa, ale też i ich tragedia jest mniejsza.
(Aaron Paul)
Sam w sobie nowy "Ostatni dom po lewej" jest filmem nawet niezłym. Choć osobiście bardziej podobali mi się "Nieznajomi", to obraz Iliadisa wypada przyzwoicie z odpowiednią dawką napięcia. Dopiero w porównaniu z oryginałem Cravena, "Ostatni dom" zaczyna tracić. Ale cóż takie czasy – dziś woli atrakcyjną wizualnie lecz pozbawioną pazura brutalność niż film rzeczywiście wstrząsający i poruszający.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz