Une vieille maîtresse (2007)
I drugie w dniu dzisiejszym rozczarowanie! Jak Catherine Breillat mogła popełnić coś aż tak banalnego! Kto jak kto, ale po niej nie spodziewałem się, że z taką łatwością da się wtłoczyć w gorset kostiumowego melodramatu. "Starą kochankę" mógł nakręcić pierwszy lepszy dewot z Hollywood.
Pomysł fatalnego zauroczenia w XIX-wiecznej Francji, tragicznego romansu, związku miłości i nienawiści i do tego z kobiecego, by nie powiedzieć feministycznego punktu widzenia, był wręcz idealny. Breillat powinna była zrobić z tego krwisty i niepokorny obraz namiętności w okowach konwenansów. Tymczasem owe konwenanse tak ją zaślepiły, że o namiętności nie może być mowy. Bohaterowie mogą sobie mówić o uczuciach ile tylko chcą, ja i tak w nie nie uwierzyłem.
Nie rozumiem, co w filmie robi Fu'ad Ait Aattou. Jak sądzę reżyserka zatrudniła go tylko i wyłącznie ze względu na jego usta, których zbliżeniami katuje nas przez pół filmu. Gdyby to jeszcze były jakieś naprawdę atrakcyjne usta! Ale, nie. U Scarlett Johansson czy Angeliny Jolie wyglądałyby one ponętnie, ale na mało męskiej twarzy Aattou wyglądały po prostu śmiesznie, jakby cierpiał na jakąś alergię. Jednak nawet taki żółtodziób jak Fu'ad potrafił poradzić sobie lepiej niż Asia Argento. Breillat musiała być czasowo niepoczytalna, kiedy zgodziła się ją zatrudnić. Kłoda drewna ma w sobie więcej życia i sprzecznych emocji. Jedynie jej charakteryzatorzy się postarali, włosy na czole układające się w pośladki to bardzo fajny i sprytny zabieg. Szkoda tylko, że tak dosłownie pokazuje, gdzie może sobie Asia włożyć marzenia o aktorskiej karierze.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz