Vagón fumador (2001)
Męczący i pretensjonalny pseudoartystyczny bełkot reżyserki, która na siłę próbuje być kimś, kim nie jest. Mając bardzo fajną historię i ciekawych bohaterów, prawie zupełnie się nimi nie interesuje. Traktuje ich jak klientka burdelu: wybiera, każe robić co chce i porzuca zapłaciwszy ustaloną cenę. W rezultacie mamy dziwaczne ujęcia, niepotrzebne wstawki senne, zabawę czasem i montażem, a przede wszystkim sporo nadętych dialogów i monologów.
"Vagón fumador" mogło być jednak bardzo ciekawym obrazem, za sprawą bazy fabularnej. Chen bohaterami filmu uczyniła dwójkę nocnych istot. Ona jest zagubioną, co wcale nie znaczny 'delikatną', piosenkarką. Błąka się w swoim wnętrzu i po ulicach metropolii. On jest męską prostytutką. Ze wszystkich sił stara się żyć chwilą obecną. Odmawia sobie prawa do analizy, introspekcji, nie chce zaglądać zbyt głęboko. Woli świat czystej transakcji, gdzie wszystko ma swoją cenę, a zatem wartość i znaczenie. Pewnego dnia spotkają się i przez jakiś czas pozostaną razem. Od tego momentu film mógł potoczyć się różnymi drogami, z których każda jest równie interesująca. Chen wybrała najciekawszą: opcję chwilowej koniunkcji, która przemienia, ale nie czyni trwałą ich wzajemną relację. Równie dobrze mogła to być opowieść o tym, jak Andrés ściąga na dno Reni, bądź też jak oboje uwalniają się ze świata nocy. Wybór reżyserki dowodzi, że ma kilka klepek w głowie na właściwym miejscu. Tym bardziej szkoda, że wybrała tak niefortunną formę dla zaprezentowania swojej wizji.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz