Chromophobia (2005)
Przekombinowana i w gruncie rzeczy bezbarwna opowieść o tym, jak to źle jest na tym świecie, jak trudno jest o nawiązanie realnej więzi z drugim człowiek, a wszyscy – choćby nie wiem jak niewinni się wydawali – koniec końców chcą tylko orżnąć siebie nawzajem. Jakiekolwiek wyrzuty sumienia pojawiają się dopiero po tym, jak mleko już zostało rozlane.
Marcie Fiennes udało się przyciągnąć do swojego projektu imponującą wręcz obsadę, z której większość radzi sobie z powierzonymi rolami dobrze lub bardzo dobrze. To w zasadzie jedyny plus tej produkcji. Gdyby nie profesjonalizm aktorów, film można byłoby spokojnie spuścić do rynsztoka.
Bardzo spodobał mi się Ben Chaplin. Ostatnio nie miałem okazji obejrzeć go w niczym nowym. Pięknie dojrzewa i to zarówno pod względem artystycznym jak i fizycznym. Oby tylko miał gdzie swój talent pokazać. Niepokojący i intrygujący jest też Ralph Fiennes w swojej jakże niejednoznacznej roli. Wspaniała jak zawsze była też Kristin Scott Thomas.
Osobną kwestią jest udział w filmie Penélope Cruz. Zaczynam wietrzy jakiś spisek twórców anglosaskich. "Chromatofobia" to już kolejny film, w którym Cruz spółkować musi z utalentowaną geriatrią. Był Ben Kingsley, teraz Ian Holm. O co chodzi Anglikom i Amerykanom?
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz