L'ora di punta (2007)
"Godzina szczytu" sprawia wrażenie, jakby została zrobiona przez ślepego i głuchego: dostali dobre materiały, ale nie potrafili się ze sobą dogadać na tyle, by to połączyć w jedną funkcjonalną całość. Historia faceta, który chciałby się dostać na szczyt nie jest odkrywcza, lecz dwie kobiety, szantaż, przeliczenie się z ambicjami – wszystko to dawało okazję do stworzenia intrygującej historii.
Niestety Vincenzo Marra nie posiada cierpliwości, jaką winien się charakteryzować dobry bajarz. Nie rozwija płynnie wątków. Jemu wystarczy, że mężczyzna i kobieta są w jednym pomieszczeniu, a uczucie samo się rozpala (przynajmniej w jednej ze stron). Takich skrótów myślowych jest w "Godzinie szczytu" o wiele za dużo, by dało się to przełknąć. Co gorsza, czasem twórcom udaje się natknąć naprawdę na coś ciekawe, na przykład jakiś bardzo dobry kadr. Jest to jednak ignorowane i zupełnie nie wygranej w całość. Szkoda.
Z całego filmu najbardziej fascynujący był dla mnie odtwórca głównej roli - Michele Lastella. Nie dlatego, że grał dobrze (bo nie grał), ale dlatego, że udało się go uchwycić w niezwykłym momencie. Przy swoich 32 latach znalazł się na granicy pomiędzy młodzieńczością a dojrzałości i widać to doskonale na jego twarzy. Kiedy się uśmiecha, nawet jeśli kryje się za nim coś innego, jego twarz młodnieje, rozświetla się. Kiedy z kolei jest poważny, widać na niej już piętno wieku. Fascynujące. Z kolei Fanny Ardant (dla której tak naprawdę sięgnąłem po film) chyba wolę w bardziej żywych, ognistych barwach włosów.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz