Surrogates (2009)
Oglądając "Surogatów" poczułem się jak koroner, który bada zawartość żołądka, nie, raczej jelita, próbując odgadnąć co też denat jadł przed śmiercią. Wszystkie wartościowe elementy zostały pochłonięte, pozostawiając po sobie smrodliwą breję. Można w niej odnaleźć resztki z "Blade Runnera", "Terminatora", "Matrixa", "Roku 1984", "Diuny" (książkowej) a nawet teledysków Björk, nie mówiąc już o co drugim filmie o stróżu prawa, który naznaczony jest osobistą tragedią. Niestety twórcy kompletnie pogubili się w tym, co chcą powiedzieć i w rezultacie film jest o niczym.
Najgorsze jest jednak to, jak nieprzekonująca jest wizja przyszłości. Mostow i spółka poszli po najmniejszej linii oporu, a wystarczyło, że spędziliby choćby tydzień w takim Second Life, aby zorientować się, jak będą wyglądać i zachowywać się ludzie mający możliwość wirtualnego funkcjonowania bez niebezpieczeństw i bez konsekwencji.
"Surogatów" mogło uratować poczucie humoru. Bohater grany przez Bruce'a Willisa aż się prosił, by potraktować go jako swoistą parodię Davida Addisona Jr. Niestety i tu twórcy sprawiają zawód. Film jest zrobiony tak serio, że wręcz staje się własną karykaturą i tak naprawdę jest tylko nieco lepszą wersją "Jumpera".
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz