Gamer (2009)
Dwie rzeczy są dla mnie jasne po obejrzeniu "Gamera". Po pierwsze Neveldine i Taylor to farciarze. Ich filmy są na tym samym poziomie co filmu Uwe Bolla, ale im udało się jakimś cudem uniknąć stygmatyzacji. Po drugie Neveldine i Taylor potrzebują Jasona Stathama. Tylko on potrafi być zarazem poważny i zdystansowany, co zdecydowanie ułatwia przełknięcie fabuły.
"Gamer" to rzecz zdecydowanie lepsza od "Surogatów", bo nie próbuje być niczym więcej, jak wesołym odmóżdżaczem. Jest jednak gorszy od obu części "Adrenaliny", ze względu na brak dystansu i autoironii. Film to supersoniczne widowisko tak wykoncypowane w swojej chaotycznej formie, że półtorej godziny całkowicie mnie wymęczyło. Butler nie potrafi z równą lekkością grać tępego brutala co Statham, co przeszkadza w zabawie. Podobał mi się za to akcent Michaela C. Halla i postać Kyry Sedgwick (choć potem nie wiem czemu zrezygnowali z jej ostrego portretu i mocną ją złagodzili).
Najsłabiej w tym wszystkim wypada sama wizja przyszłości. Twórcy naprawdę powinni najpierw trochę czasu poświęcić na zbadanie fenomenu wirtualnej rzeczywistości. Second Life jest idealnym polem do eksperymentowania, a jednak źródło to jest prawie kompletnie ignorowane. Kopalnia tego, co też ludzie nie wymyślą pozostaje nietknięta. "Gamer" nie ma też w sobie tej lekkości co chociażby "Uciekinier" z Arnoldem. Ale jako prosta rozrywka sprawdził się wystarczająco dobrze.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz